Oczy giełdowych graczy zwrócone są na południe Europy. Wydarzenia w Grecji, której bankructwo próbują oddalić europejscy politycy, coraz bardziej spędzają sen z powiek inwestorom. Gdy dodamy do tego systematycznie napływające słabsze od rynkowych oczekiwań dane z USA, nie ma się czemu dziwić, że klimat inwestycyjny jest taki, a nie inny. Dołujące giełdy rynków wschodzących i drożejący szwajcarski frank to obraz ubiegłego tygodnia.
Warto jednak zwrócić uwagę, że choć informacje te powinny przynajmniej teoretycznie spowodować przecenę także na rynkach rozwiniętych, to mimo obserwowanej bardzo dużej zmienności notowań tydzień ostatecznie zakończył się dla nich na lekkim plusie.
Było to w głównej mierze spowodowane słowami Angeli Merkel, która w piątek powiedziała, że zarówno Niemcy, jak i Francja, a więc główni zainteresowani kwestią Grecji, chcą szybkiego przełamania impasu w sprawie pomocy dla tego kraju. W krótkiej perspektywie może to podnieść wyceny akcji na giełdach, ale problem jeszcze długo nie zniknie.
W tym czasie akcje na rynkach wschodzących staniały o ponad 2 proc., do najniższego poziomu od trzech miesięcy. Już drugi tydzień zagraniczne fundusze wycofują pieniądze z tamtejszych rynków akcji. W sumie wypływy z inwestujących tam funduszy sięgają już prawie 1 mld dol. Głównie pozbywano się aktywów w Turcji, Brazylii i Chinach.
Na tym tle GPW wygląda bardzo dobrze. Nie dość, że jako jedna z nielicznych na rynkach wschodzących zakończyła tydzień nad kreską, to należała też do najlepiej radzących sobie rynków na świecie (większy wzrost mieliśmy w Niemczech, we Francji, w Grecji i Hiszpanii).