Wonna I de Jong,sylwetka

Jest jedną z najbogatszych osób w Szwecji. O Wonnie I de Jong, królowej nieruchomości wartych miliard koron, obecnej właścicielce zamku na wyspie, opowiada się tu jak o „nieprawdopodobnym fenomenie”

Publikacja: 24.06.2011 04:17

Wonna I de Jong w porannym programie „Dzień dobry TVN”

Wonna I de Jong w porannym programie „Dzień dobry TVN”

Foto: EAST NEWS

Korespondencja ze Sztokholmu

Jeszcze pół roku temu Wonna I de Jong rodem z Przasnysza była najmniej znaną multimilionerką kraju. Potem jednak wyszła błyskawicznie z cienia i stała się medialną celebrytką.

Wystąpiła w telewizji szwedzkiej i polskiej. Wzięła udział w serii programów telewizyjnych: „W pościgu za szczęściem" i w reality show „Tajemniczy milioner". W reality show Wonna wystąpiła pod przybranym nazwiskiem Natalia Koziatek, które jest jej panieńskim nazwiskiem.

Formuła programu zakładała, by multimilionerka zrezygnowała z mieszkania w swojej willi o powierzchni 800 mkw. w bogatym Djursholmen i spędziła zamiast tego tydzień w blokowisku wśród bardzo ubogich ludzi na przedmieściu Sztokholmu, gdzie 90 proc. lokatorów to imigranci.

Wonna miała za zadanie przeżyć za 5 euro dziennie, grając m.in. rolę wolontariuszki, która pracuje w opiece społecznej. Ujawniła swoją tożsamość dopiero pod koniec programu, deklarując, że wesprze finansowo kilka osób, które spotkała w czasie realizacji reality show. Czekiem na 100 tys. koron (ok. 43,5 tys. zł) uszczęśliwia m.in. matkę trojga dzieci.

Wonna zapewnia, że zdecydowała się na współpracę w programie „Tajemniczy milioner" bynajmniej nie z kobiecej próżności, a należy też do osób niezwykle zajętych.

– Kiedy zaproponowano mi udział w tym programie, to pomyślałam sobie, że może to dodać temu reality show pikanterii – mówi „Rz". – Zdobędę nowe doświadczenie i zrealizuję misję wsparcia szlachetnej idei wolontariatu. Na koniec programu ku zdziwieniu jego uczestników wypisuję czeki na kilkaset tysięcy koron. W państwie socjalnym takim jak Szwecja robimy wiele rzeczy, także przy otwartej kurtynie, które mobilizują społeczeństwo do myślenia drużynowego – wyjaśnia.

Sześcioletnia kapitalistka

Smykałkę do biznesu wykazała bardzo wcześnie – w wieku sześciu lat. W szwedzkim radiu opowiada, że była dzieckiem z przypadku. Rodzice po pięćdziesiątce nie przepadali za codziennym robieniem zakupów, rodzeństwo miało już własne rodziny.

Mała Iwona, bo tak się  nazywała, często przechodziła przez plac, gdzie warzywa i owoce sprzedawali miejscowi handlarze. Pewnego dnia poprosili ją, by zapytała rodziców, czy nie chcą coś sprzedać ze swojego ogrodu, gdzie uprawiano warzywa i owoce.

Iwona szybko wówczas przekalkulowała, że opłaci jej się handlować koperkiem i zieloną pietruszką, bo dużo nie ważą, a jej cena za kilogram odpowiada 5 – 6 kg jabłek. Wkrótce w wieku lat siedmiu za pierwsze zarobione pieniądze kupiła swój pierwszy złoty pierścionek (dla dorosłych) z jasnoniebieskim kamieniem w nowoczesnej oprawie. Dla niej to były dobrze zainwestowane pieniądze w coś, co miało trwałą wartość.

W radiu tłumaczyła, że wartościowy przedmiot na rękach daje poczucie „czegoś ekstra". „Kocham złoto. Widać je wszędzie wokół mnie" – mówiła dziennikarzowi „Dagens Industri", który poświęcił jej reportaż w weekendowym dodatku gazety.

Jako członkini Towarzystwa Przyjaźn Polsko-Radzieckiej w wieku lat 13 pojechała na pierwszą wycieczkę do Moskwy. Tam zaczepili ją Rosjanie na ulicy, czy nie sprzedałaby modnych ciuchów, które miała na sobie. W ten sposób pozbyła się prawie wszystkiego, co zapakowała do walizki na wycieczkę.

Za sprzedane rzeczy otrzymała walutę. Przewiezienie jej przez granicę było jednak zabronione. Kupiła zatem złote pierścionki, towar poszukiwany wówczas w Polsce. Jeden pierścionek za trzy swetry.

Złoto sprzedała w kraju. Z uzyskane pieniądze kupiła nowe ubrania i szminki. Na następnych dwunastu eskapadach, które potem odbyła do ówczesnego Leningradu (Sankt Petersburga), Kazachstanu i Armenii, wzbogaciła się, znowu handlując, a walutę zamieniała na złote obrączki.

Zaintrygowana Szwecją

W rozmowie w radiu z popularnym aktorem Stenem Wollterem opowiada, że była osobą ciekawą świata i uczącą się języków: rosyjskiego i angielskiego. Kiedy więc Szwedzi pracujący na budowie w Warszawie w 1978 r. zaczepili ją na ulicy, czy nie mogłaby im potłumaczyć na angielski, zgodziła się.

Szwecja zaintrygowała ją. Przeczytała, że kraj plasuje się na pierwszym miejscu w świecie pod względem standardu życia. Pomyślała wówczas, że ten niedysponujący wieloma bogactwami naturalnymi kraj ma wspaniały, kreatywny ludzki kapitał.

– Mają ABB, Skanską, NCC, Volvo, Saaba i do tego sportowców odnoszących sukcesy – relacjonowała. I choć otrzymała – jak mówi – najlepsze śwadectwa w kraju i za sobą miała uczestnictwo w różnych olimpiadach szkolnych oraz zagwarantowane miejsce na studiach w Wyższej Szkole Handlowej w Warszawie i Gdańsku, a nawet perspektywę studiów w Berlinie i Moskwie, po maturze postanowiła popłynąć promem do Szwecji. Zaproszenie otrzymała od jednego z szefów z firmy budowlanej Skanska.

– Mając niespełna 20 lat, wiedziałam, czego chcę w życiu, a czego w ówczesnej Polsce nie można było osiągnąć – mówi. – Prywatna inicjatywa (ojciec miał własny zakład rymarski – red.) była przysłowiową ością w gardle ówczesnej władzy – podkreśla. – Trudno było rozwinąć skrzydła. I to nie tylko w biznesie. Bardziej wtedy myślałam o dalszej edukacji w wolnym demokratycznym kraju, a dopiero potem o zarabianiu pieniędzy, które były środkiem do realizacji marzeń – opowiada.

Niepoprawne mówić o pieniądzach

Wyszła za mąż i zamieszkała w imigranckiej dzielnicy pod Sztokholmem, Rinkeby. Jakież jednak było jej zdziwienie, kiedy w 1979 r. doradca do spraw wyboru studiów okazał przerażenie, gdy stwierdziła, że pragnie studiować międzynarodowy handel.

– „Chcę handlować, kupować, sprzedawać. Być businesswoman". – „Ale co masz na myśli?" – zapytał. – „Zarabiać pieniądze". – „Kobieta i imigrantka – powiedział – nie ma szans".

Wonna zrozumiała też wówczas, że niestosownie jest w Szwecji mówić o pieniądzach. 30 lat później nadal do specjalnie dobrego tonu nie należy opowiadanie o pieniądzach i własnych sukcesach, twierdzi. – I niezależnie od tego, ile człowiek zazna miłości, wszystko ma podstawę w ekonomii i opiera się na ekonomii – podkreśla.

Doradca do spraw wyboru studiów poradził jej jednak, by złożyła podanie na studia medyczne w prestiżowym Instytucie Karolinska. Wonna, by móc mieć prawo nauki na uczelni, musiała przez rok uczyć się szwedzkiego i angielskiego. Studiowała medycynę. Zdarzało się, że ludzie, dowiadując się, że pochodzi z Polski i studiuje medycynę w Instytucie Karolinska, byli niemile zaskoczeni. – Myśleli, że jestem sprzątaczką – opowiadała.

W „Dagens Industri" Wonna opowiedziała też o ciekawym epizodzie z życia. Miała już wówczas nieuregulowane formalności pozwalające jej zostać w Szwecji i plany rozwodowe. Skorzystała nieopatrznie z oferty polskiego ambasadora, że ten jej pomoże zdobyć wszystkie niezbędne dokumenty z kraju.

Potem okazało się, że ambasador poprosił o odwzajemnienie przysługi. Powiedział jej, że jako piękna i  inteligentna kobieta mogłaby się przydać do wykonania specjalnych misji. Krótko mówiąc, chciał, by szpiegowała.

„Byłam zamężna z mężczyzną, z którym nie chciałam żyć, miałam małe dziecko i chciałam studiować. Ambasador zapewnił ją: „zajmiemy się tobą" – relacjonowała. „Bawiłam się trochę w kotka i myszkę z nimi. Było kilka szkoleń i wiele spotkań. Potem przyszedł stan wojenny w Polsce i 1981 r. I nie musiałam już być szpiegiem".

Na pytanie „Rz", czego oczekiwali od niej w tej kwestii w ambasadzie, Wonna odpowiada, że nie może ujawnić szczegółów.

Zdobywanie majątku

Po trzech latach przerwała studia medyczne i poznała swojego nowego męża, który pracował w branży komputerowej. Wonna podróżowała z nim do Polski na początku jako tłumaczka. Potem sama zaczęła robić interesy.

Sprzedawała m.in. wyposażenie medyczne: jednorazowe strzykawki i cewniki. W wieku 27 lat zgromadziła już kapitał w wysokości miliona koron i była właścicielką sklepów sprzedających sprzęt elektroniczny.

Na początku lat 90. poznała w Miami swojego trzeciego męża, Holendra. Do tej pory nosi po nim nazwisko. Osiedliła się w Holandii. Kupiła tam w czasie bessy nieruchomości. Miała 32 lata i 10 mln. W 2000 r. sprzedała holenderskie nieruchomości ze znacznym zyskiem.

Po rozwodzie wróciła do Szwecji i kupiła już razem z synem Aleksem przemysłową nieruchomość w Huddinge na południe od Sztokholmu. Zapłacili za nią 10,5 mln (ok. 4,5 mln zł); zainwestowali też 2 mln (ok. 87 tys. zł), doprowadzając surowe przestrzenie do stanu używalności. Według „Dagens Industri" wartosć nieruchomości szacuje się dziś na 40 mln koron (ponad 17 mln zł).

Całe imperium nieruchomości Wonny wyceniane jest na ponad 1 mld koron (przeszło 430 mln zł). Sama Wonna mówi, że zainwestowała w nie 150 – 160 mln (ok. 67 mln zł). Firma Wonna I de Jong Fastigheter ma zaś ok. 350 mln koron (ponad 150 mln zł) długów.

Wonna, jej syn Alex i synowa mają swoje firmy. Wonna ma najwięcej budynków lokatorskich, a Alex z japońską żoną Noriko najwięcej komercyjnych obiektów.

Wonna nie ma planów wprowadzenia swojej firmy na giełdę. – Moja firma jest moim drugim dzieckiem – opowiada „Rz". – Dlatego chcę mieć nad nią całkowitą kontrolę. Nie chcę jej dzielić, jak w przypadku spółek giełdowych, z akcjonariuszami. Powiem przewrotnie, mam dużą świadomość posiadania i dlatego nigdy nie brałam pod uwagę takiej opcji.

Marzenie o zamku

W ubiegłym roku Wonna I de Jong kupiła od Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców zamek Yhtaholm Slott z XVIII w., położony ok. 100 km od Sztokholmu. Wyłożyła na niego 33,5 mln koron (ok 14,5 mln zł). Większość zapłaciła gotówką. Wobec zamku wraz z włościami rozciągającymi się na 120 hektarach, z dwoma jeziorami, snuje gigantyczne plany.

– Jak każdy pełnokrwisty kapitalista (śmiech) nie chciałabym całkowicie dopłacać do interesu – mówi „Rz". – Ale tak poważnie, ten zamek, moje marzenie od dzieciństwa, ma być przede wszystkim miejscem edukacyjnym, tętniącym życiem i kulturą. Zamierzam tu stworzyć szkołę dla młodych artystów z całego świata, zwłaszcza muzyków. Oprócz tego na takie fanaberie i mecenat Yhtaholm sam będzie zarabiać działalnością komercyjną, konferencjami, szkoleniami, eventami i restauracją, która swoje menu ma wyłącznie opierać na produktach lokalnych – wyjaśnia.

Według Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców klimat dla biznesu w kraju się polepszył, choć coraz więcej przedsiębiorstw ocenia, że szwedzkie prawodawstwo podatkowe jest zbyt zawiłe. Większość jednak aprobuje wysokość płaconych podatków. Tylko 30 proc. uważa, że obciążenie podatkowe jest za duże, 2 proc. wyraża nawet opinię, że płaci państwu za mało.

– Nie spotkałam jeszcze w swoim życiu człowieka, który nie narzekałby na wysokość płaconych podatków – podkreśla Wonna. – Ale w jakimkolwiek kraju się mieszka, podatki trzeba płacić. Generalnie one czemuś służą. W Skandynawii, mimo wysokich podatków, istnieje zrozumienie dla konieczności ich płacenia. W zamian otrzymuje się cały pakiet socjalny w jednym z najlepszych na świecie systemów opieki medycznej. Dlatego podatki w Szwecji, choć wysokie, generują  jakość systemów socjalnych, które dzięki nim powstają. Z tego względu tutaj można nawet pokochać fiskusa...

– Jakie są zatem największe bolączki w prowadzeniu biznesu? – pytam. – Jak w każdym biznesie najsłabszym ogniwem bywa człowiek – mówi Wonna. – Znalezienie teamu wszędzie na świecie jest bolączką, to proces trwający czasem wiele lat. Ale jak się zespół już wykrystalizuje, to muszę powiedzieć, że Skandynawowie może nie są wulkanami temperamentu, ale są bardzo solidnymi pracownikami.

Wonna I de Jong ma też sprecyzowane poglądy na to, czy polityka rządu pozwalająca na import siły roboczej do Szwecji spoza krajów UE to zjawisko korzystne dla kraju.

– Proszę pamiętać, że Skandynawia jest bardzo poprawna politycznie. W czasach, kiedy brakuje siły roboczej, takie działania są w pełni uzasadnione. W trakcie kryzysu, bezrobocia budzą nie zawsze pozytywne reakcje, wyzwalając emocje szowinistyczne i nacjonalistyczne – mówi. – Ale z drugiej strony należy pomagać ludziom z terenów ogarniętych wojnami, prześladowanym. Oczywiście wśród tych autentycznie prześladowanych zawsze znajduje się grupa nieuczciwych imigrantów. Solidaryzm europejski powinien być monolitem, najpierw my, potem inni. Moim zdaniem trzeba stawiać wysoko poprzeczkę selekcji, a jeśli imigranci już się znajdą w gościnnych progach Szwecji, powinni uczyć się historii kraju, w którym zamierzają mieszkać i żyć, zaponawać się z kulturą tego kraju i obyczajami, a także kulturą biznesu.

Kraj prawie bez korupcji

Wonna przywykła już do pytań, jak się żyje jako businesswoman w Szwecji. – Czymże Szwecja różni się od innych krajów? – replikuje. Może czystością, większą uczciwością, zupełnie znikomą korupcją. Ale tu robi się interesy podobnie jak w innych rozwiniętych krajach – opowiada. I jest w biznesie miejsce dla kobiet. Emancypacja w Szwecji ma też dłuższe tradycje niż w Polsce – podkreśla. – U nas nikogo od lat nie dziwi kierowca autobusu płci pięknej czy kobiety w zawodach typowo męskich. Szwecja dla przybysza z zewnątrz jawi się jako kraj nieprawdopodobnie demokratyczny i poukładany, i taki właśnie jest.

Nieprawdopodobna kariera Wonny I de Jong budzi podziw, tym bardziej że przedsiębiorczyni obaliła królujące w Skandynawii niepisane prawo jantelagen – prawo Jante. Według tego prawa nikt nie może „próbować wyróżniać się ani udawać, że jest pod jakimkolwiek względem lepszy od innych".

– Poprawność polega na tym, że stać cię na kawior. W porządku, ale nie kłuj tym w oczy innych – wyjaśnia. – To bogate społeczeństwo, ale skromne. Przyzwyczaiłam się do takich zachowań i często afirmuję je za granicą – mówi.

Wonna zwykła podkreślać, że najbardziej intratną transakcją, jakiej kiedykolwiek dokonała, był zakup segmentu w 1984 r. Nabyła obiekt za 78 tys. koron. Półtora roku później sprzedała go za 430 tys. koron. Miała wówczas 26 lat.

Sądzi, że gdyby skończyła studia w Polsce, to ze swoimi ambicjami i pracowitością  zapewne kierowałaby jakąś dużą firmą handlową. – Może własnym koncernem – mówi. Wybrałam Szwecję, bo tak mi podpowiadały serce i intuicja. Mieszkałam wiele lat w Holandii, ale powróciłam do Szwecji i w niej się najlepiej czuję.

W wywiadzie radiowym jedna z największych prywatnych właścicielek nieruchomości w Szwecji, której imperium liczy ok. 850 mieszkań i 100 lokali komercyjnych, wyznała, że w cichości ducha chciała zostać aktorką. – Jak to dobrze, że nie wybrałaś tej kariery, bo mielibyśmy w Szwecji jeszcze jedną konkurencję... – skomentował.

Ciemne chmury

Nie wszyscy w Szwecji zachwycają się milionerką o polskich korzeniach, której epopeja klasowa kwalifikuje się na materiał do filmu. Po wyjściu z cienia Wonna de Jong stała się wręcz obiektem ataków prasy.

W gazetach pojawiły się skandalizujące tytuły, że jej nieruchomości pozostawiają wiele do życzenia. Lokatorzy narzekają m.in., że domy mają pęknięcia w ścianach i nie utrzymuje się w nich odpowiedniej temperatury.

Wonna I de Jong odpiera te zarzuty. Mówi, że atakowanie osób, które stały się błyskawicznie znane w kraju, tak jak ona, nie jest czymś niezwykłym.

Moje pytanie, czy stawia swoim lokatorom jakieś szczególne wymagania, ucina krótko: – Moje wymagania specjalnie nie odbiegają od standardów w innych krajach unijnych i od innych procedur, które mają miejsce w tym segmencie interesów w Polsce.

Zaprzecza też innym prasowym insynuacjom. – Nigdy nie rozpychała się łokciami, by osiągnąć swój cel w biznesie. Nikogo nigdy nie oszukała w interesach.  Nie załatwiałam nigdy żadnego interesu przez łóżko ani przez flirciarskie relacje. To ośmielam się stwierdzić zupełnie otwarcie – podkreśla.

Jak twierdzi, wszystko, co zdobyła w życiu, zawdzięcza ciężkiej pracy, do 16 – 18 godzin dziennie i swoim ambicjom. W świecie nieruchomości zdominowanym przez mężczyzn, którzy oceniają ją po wyglądzie (wyróżnia się w Szwecji bardzo eleganckimi garsonkami i butami na wysokich obcasach), a nie na podstawie jej kompetencji, ludzie są wręcz – jak sama określa – lekko zszokowani, gdy mają okazję się przekonać, jaką ma wiedzę i jak potrafi prowadzić biznes.

O Wonnie I de Jong pewnie jeszcze usłyszymy. Skontaktował się z nią bowiem producent nagrodzonego Oskarem obrazu „CZarny łabędź" i zaproponował zrobienie z nią filmu w Hollywood. Teraz Szwedka podobno pracuje już nad scenariuszem do tego filmu.

Multimilionerka czeka też na swojego wybrańca losu. W popołudniówce „Aftonbladet" ukazało się sfingowane ogłoszenie matrymonialne, które zamieszczono wbrew jej woli. Otrzymała jednak na nie aż 250 ofert.

Od właścicieli dworków, od sąsiadów ze swojej niezwykle zamożnej dzielnicy i od zwykłych rzemieślników. Wonna I de Jong utrzymuje jednak, że wybierze człowieka, który jest z podobnego co ona kruszcu. Ma więc być marzycielem, wizjonierem, szaleńcem. Czy wreszcie znajdzie swojego księcia?

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy