Rz: Przez ostatnie lata odbudowa World Trade Center (WTC) stała się sensem pańskiego życia. Dlaczego?
Larry Silverstein:
Jest kilka powodów. Po pierwsze, nie był to zamach tylko na WTC, ale na całą Amerykę. Terroryści zaatakowali wszystko to, na czym oparty jest ten kraj: nasze wartości, naszą wolność. Po drugie, WTC było lokomotywą dla całej społeczności finansowej. Tu było najwięcej nowoczesnych pomieszczeń biurowych na Dolnym Manhattanie. Obserwowanie, jak uciekają stąd kolejne firmy, a także tysiące mieszkańców, którzy nie wierzyli, że WTC kiedykolwiek zostanie odbudowane, było dla mnie czymś okropnym. Doszedłem więc do wniosku, że mam obowiązek wykorzystać posiadane przeze mnie polisy ubezpieczeniowe i odbudować WTC. Poza tym zgodnie z umową zawartą z Port Authority (agencja zarządzająca m.in. portami i mostami w Nowym Jorku i New Jersey; jest właścicielem terenu, na którym stoi WTC – red.) za 99-letni wynajem World Trade Center musiałem płacić ok. 120 mln dol. rocznie. W umowie nie było żadnych klauzul zwalniających mnie z tego obowiązku, bo przed 11 września nikt nie spodziewał się tego typu ataków terrorystycznych. Umowa zobowiązywała mnie też do odbudowy World Trade Center, na przykład w przypadku pożaru.
A nie myślał pan, aby pozbyć się WTC i zainwestować gdzie indziej?
Pewnego dnia usiadłem obok żony i powiedziałem: kochanie, mamy dwa rozwiązania, ale nie mogę podjąć tej decyzji sam. Możemy wyruszyć w podróż dookoła świata i zobaczyć miejsca, które zawsze chciałaś zobaczyć, ale nigdy nie mieliśmy na to czasu. Albo zrobić coś pożytecznego z naszym życiem i odbudować WTC. Powiedziałem, że zrobię, cokolwiek zechce. Klara, która zawsze była cudowną żoną i fantastycznym partnerem, odpowiedziała wówczas, że nie będę szczęśliwy, robiąc cokolwiek innego, więc powinniśmy jak najszybciej zabrać się do odbudowy.