Gdy nie wiadomo, o co chodzi, zazwyczaj chodzi o pieniądze. W tle brutalnej walki pań Bettencourt – matki i córki – było wszystko. Córka domagała się ubezwłasnowolnienia seniorki, twierdząc, że ta jest pod wpływem różnej maści oszustów. Matka z kolei jest oskarżana o ukrywanie dochodów w rajach podatkowych, unikanie płacenia podatków oraz nielegalne wspieranie kampanii politycznych.
Francuskie media przez kilka lat miały prawdziwe używanie. W końcu chodzi o spadkobierców koncernu L'Oreal, największego producenta kosmetyków na świecie. Niemal 30-proc. pakiet akcji wart, bagatela, 16 mld euro daje im kontrolę nad firmą. I właśnie o to poszło.
Cały czas dysponuje nim 89-letnia Liliane Bettencourt, córka założyciela firmy. Jednak zdaniem jej córki Francoise Bettencourt-Meyers matka nie w pełni odpowiada za swoje czyny. Brutalna przepychanka przed sądami trwa od dawna, jednak w 2010 r. wydawało się, że sprawa została zakończona, a panie doszły do porozumienia.
Publicznie poinformowały o niektórych warunkach ugody podpisanej w grudniu 2010 r. Zgodnie z nią mąż Francoise Bettencourt-Meyers miał zostać dyrektorem generalnym spółki Tethys zarządzającej fortuną teściowej, a dwóch wnuków miało wejść do rady nadzorczej, której zresztą nadal szefuje seniorka. Liliane Bettencourt miała też zerwać kontakty z wątpliwymi znajomymi i zmienić testament. Jednak po kilku miesiącach córka wróciła do sądu, a w tym tygodniu okazało się, że przynajmniej na razie wygrywa.
Paryski sąd orzekł, że seniorka rodu ma zostać ubezwłasnowolniona i oddana pod kuratelę rodziny. Objąć ją ma wnuk Jean-Victor Meyers, a jej majątkiem ma zarządzać Francoise z dwoma pozostałymi wnukami. Oznacza to wprost utratę kontroli nad L'Oreal – Liliane Bettencourt straci posadę szefowej rady nadzorczej holdingu Tethys.