Berlin odwołał zaplanowany na piątek szczyt eurolandu. Przywódcy krajów strefy euro mieli się spotkać pod koniec dwudniowego szczytu UE w Brukseli, aby podjąć decyzję o zwiększeniu funduszu stabilizacyjnego strefy euro. Ale Niemcy mają dość wykładania kolejnych miliardów na ratowanie wspólnej waluty.
– Słusznie, że szczyt odwołano, skoro nie było zgody w kluczowej sprawie. Zbyt wiele było spotkań przywódców, które nie przyniosły żadnych efektów i tylko podważały zaufanie do euro – mówi „Rz" Stewart Fleming z Chatham House w Londynie.
Fundusz nazywany zaporą ogniową ma powstrzymać rozprzestrzenianie się kryzysu finansowego w strefie euro. Nawet w przypadku bankructwa Grecji możliwość uruchomienia olbrzymich środków na ratowanie innych krajów pozwoliłaby powstrzymać niekontrolowany wzrost oprocentowania ich długów. Dzięki temu zmalałoby ryzyko, że nie będą w stanie obsługiwać swojego zadłużenia i staną się niewypłacalne.
Ale już sprawa pakietu ratunkowego dla Grecji pokazała, że w Niemczech rośnie opór wobec zwiększania środków na ratowanie zadłużonych państw. Podczas debaty w Bundestagu kanclerz Angela Merkel przekonywała, że lepiej zaczekać na efekty reform w Grecji, niż powiększać fundusz stabilizacyjny. Takiego samego zdania jest większość mediów i opinia publiczna.
– Niemcy wpłacają najwięcej do unijnego budżetu i ponoszą największe koszty ratowania euro. Wykładanie kolejnych środków jest więc bardzo niepopularne. Wielu polityków przekonuje, że ważniejsze dla wiarygodności euro są dyscyplina fiskalna i reformy niż tworzenie gigantycznego funduszu – mówi „Rz" Philipp Engler, ekonomista z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.