Polska branża gier komputerowych ma stosunkowo krótką historię i jeszcze do niedawna była, poza nielicznymi wyjątkami, prawie niezauważana na świecie. Pierwszym tytułem, który zaistniał poza naszym krajem, był „Painkiller" stworzony przez warszawskie studio People Can Fly. Kupiło go (zadebiutował jesienią 2004 r.) 300 tys. użytkowników.
Na kolejne znaczące pozycje trzeba było poczekać kilka lat. Jesienią 2007 r. do sklepów trafił „Wiedźmin" firmy CD Projekt Red. Grę do tej pory kupiło 2,1 mln fanów. Wiosną 2010 r. zadebiutował „Sniper" spółki City Interactive. Również pokonał próg 2 mln kopii. Tę poprzeczkę udało się też przeskoczyć „Dead Island" Techlandu, który trafił na sklepowe półki jesienią 2011 r. Kilka innych tytułów sprzedało się w ilości ponad 1 mln kopii.
Budżety gier rosły w równie imponującym tempie. Największe polskie studia stać już na wydatek ponad 30 mln zł na pojedynczy tytuł. Jeszcze kilka lat temu taka kwota była poza ich zasięgiem.
Praca wre
Sukces wymienionych podmiotów sprawił, że w ostatnich dwóch latach w Polsce powstało wiele firm, które postawiły sobie za cel zarabianie na produkcji gier. Ich wysypowi sprzyjała niezła koniunktura giełdowa?na przełomie 2010 i 2011 r. Inwestorzy, zapatrzeni w sukces finansowy City Interactive czy CD Projekt Red (obie spółki notowane są na GPW), chętnie finansowali kolejne tego typu przedsięwzięcia.
Rzeczywistość okazała się jednak dużo bardziej brutalna, co pokazał przykład Nicolas Games. Jego przygotowana dużym nakładem kosztów gra „Afterfall: Insanity" okazała się niewypałem. Dlatego kolejni mniejsi producenci, którzy obiecywali zasypać rynki swoimi tytułami, w ostatnich miesiącach wyraźnie ograniczyli aktywność i starają się bardziej dopracować gry, które mają w portfelu.