Rok ostrożnego hamowania

Wyniki gospodarcze były niezłe, produkcja zwiekszała się, ale rosło również w firmach poczucie zagrożenia i niepewności

Publikacja: 24.10.2012 02:06

Rok ostrożnego hamowania

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Red

Rok temu, kiedy pisałem komentarz do wyników Listy 2000, doceniałem fakt, że polskie firmy potrafiły dopasować swoją działalność do kryzysowego otoczenia globalnego, sprawnie manewrować, elastycznie reagować na zagrożenia, zdobyć się na skuteczną strategię dostosowania do trudnych warunków panujących w światowej i europejskiej gospodarce.

Uznałem to – najogólniej mówiąc – za dowód sukcesu polskiej transformacji, dzięki której powstały w naszym kraju firmy potrafiące sobie radzić z kłopotami co najmniej równie dobrze, jak ich bardziej doświadczeni i zaopatrzeni w większe zasoby rywale z zagranicy.

Na koniec jednak przypominałem, że do prawdziwie trwałego rozwoju polskim firmom trzeba śmiałych wizji, intensywnego inwestowania i dynamicznego rozwoju. Bo bez tego naprawdę nigdy nie dogonimy przodujących gospodarek zachodniego świata – a takie przecież mamy ambicje. I dodawałem – co czyni chyba ze mnie prawdziwego proroka (?) – że o taki właśnie śmiały rozwój trudno było i w latach ubiegłych, i trudno będzie w roku 2011.

Rzeczywiście, łatwo nie było. Rok 2011 zapisał się w historii gospodarczej Polski jako rok bardzo dziwny. Z jednej strony podstawowe wskaźniki koniunktury gospodarczej wcale nie wyglądały źle. Wzrost PKB o ponad 4 proc., wzrost spożycia gospodarstw domowych o 3 proc., wzrost inwestycji o 8 proc., wzrost eksportu o 7,5 proc., rosnące zatrudnienie i stopa bezrobocia spadająca poniżej 10 proc. (oczywiście mierzona w prawidłowy sposób, czyli badaniem ankietowym BAEL) – takich wyników naprawdę mogła nam pozazdrościć większość Europy. Na papierze wszystko wyglądało znakomicie.

Ale w rzeczywistości aż tak znakomicie nie było. Wyniki gospodarcze były niezłe, produkcja rosła, ale rosło również w firmach poczucie zagrożenia i niepewności.

Najpierw nastroje zaczęły psuć doniesienia z Grecji. Potem doszło do tego zamieszanie związane z kłótnią o dług publiczny w Stanach Zjednoczonych – krótkotrwałe, ale znamienne. Potem wszystko zdominowały problemy zmagającej się z kryzysem zadłużeniowym strefy euro, a przede wszystkim gwałtownie pogarszające się nastroje przedsiębiorców w Europie Zachodniej.

Jeszcze wczesnym latem 2011 roku wszyscy oczekiwali, że kolejny rok przyniesie tam znośną koniunkturę i przyzwoite tempo wzrostu. Potem jednak zaczęła się licytacja coraz gorszych prognoz – aż w końcu na jesieni zaczęto otwarcie mówić o możliwej recesji w strefie euro.

Czy może nas dziwić, że polska gospodarka zareagowała na te doniesienia również pogorszeniem nastrojów, widocznym zarówno w badaniach ankietowych GUS, jak w rzeczywistych zachowaniach firm z Listy 2000, ograniczających plany inwestycyjne i przymierzających się do redukcji zatrudnienia?

Może nie widać tego jeszcze wyraźnie w danych za rok 2011, ale gdzieś w tle te gorsze nastroje i bardziej pesymistyczne oczekiwania już się przewijają. Nic dziwnego. Eksportowy sukces, odnotowany przez polskie firmy w latach 2004–2008, gdy nasz eksport wzrósł z 50 do 170 mld dol., okazał się mieć swoją cenę.

Do krajów Unii trafia niemal 80 proc. całego polskiego eksportu, a do samej strefy euro 55 proc. W przedkryzysowych czasach z radością patrzyliśmy na powstające w naszym kraju fabryki samochodów, telewizorów czy pralek, które budowano głównie z zamiarem obsługi rynku zachodnioeuropejskiego.

Dzisiaj załamanie popytu w strefie euro wiedzie prostą drogą do spadku eksportu i produkcji. A to oznacza wzrost bezrobocia i spadek inwestycji przedsiębiorstw, bo inwestuje się wtedy, kiedy oczekuje się wzrostu popytu, a nie spadku.

Rok 2011 był więc rokiem ostrożnego, ale coraz bardziej pełnego zaniepokojenia przyglądania się przez polskie firmy temu, co działo się na zachodzie Europy. To prawda, że wielu polskich przedsiębiorców i menedżerów, z którymi w tym czasie rozmawiałem, chwacko twierdziło, że u nas nie odczuwa żadnego kryzysu. Była to jednak chyba bardziej junacka poza niż rzeczywiste i głębokie przekonanie.

Niezależnie od tego, jak dobrze daje sobie radę w globalnym kryzysie polska gospodarka i dają sobie w nim radę polskie firmy, nie ma wątpliwości, że w warunkach stagnacji lub otwartej recesji w Europie Zachodniej, sytuacja naszych firm musi ulec pogorszeniu. Kiedy Europa Zachodnia ma katar, polskie firmy kichają.

Zaniepokojenie musiało zresztą brać się nie tylko z obserwacji zagranicy. Choć w roku 2011 na Liście 2000 ciągle jeszcze nieźle radzą sobie firmy budowlane, już wówczas musiało być dla nich jasne, że sytuacja się pogarsza. Budowlany boom, sztucznie podtrzymany do połowy roku 2012 przez futbolowe mistrzostwa Europy, nie mógł trwać wiecznie, a firmy budowlane musiały zdawać sobie sprawę z narastających rynkowych napięć, które miały w przyszłości prowadzić do spektakularnych bankructw i zapaści sektora. Jeśli dodać do tego program oszczędności budżetowych, które w końcu w roku 2011 zaczął wprowadzać minister finansów (skądinąd oczywiście słusznie – ale dla obawiających się spadku popytu krajowego firm to niewielkie pocieszenie), sytuacja nie wyglądała wcale różowo.

A jednak do żadnej katastrofy nie doszło. Firmy z Listy 2000 całkiem dobrze dawały sobie radę, nadal zwiększając sprzedaż i zyski. Szykowały się oczywiście na cięższe czasy, ale zaprezentowane dane wyraźnie pokazują, że nie robiły tego w sposób panikarski, histeryczny i nieprzemyślany.

Zamiast gwałtownego załamania procesów inwestycyjnych mieliśmy raczej do czynienia z ich ostrożnym przyhamowaniem. Takie przyhamowanie oczywiście boli, polskie firmy bowiem potrzebują jak powietrza inwestycji, wzrostu produktywności i efektywności, modernizacji produkcji i rozwoju przejawów innowacyjności i ekspansji.

Co gorsza, z jeszcze wyraźniejszym przyhamowaniem mieliśmy zapewne do czynienia w roku 2012, a wszystko wskazuje na to, że rok 2013 będzie pod tym względem jeszcze gorszy. Ale mimo wszystko polskie firmy utrzymały się, jak dotąd, na ścieżce pościgu za rywalami z bogatszego zachodu Europy.

Oczywiście, wolelibyśmy, aby owa pogoń odbywała się w ten sposób, że Europa Zachodnia rozwija się szybko, a polskie firmy rozwijają się jeszcze znacznie szybciej od swoich rywali. Zamiast tego mamy raczej stagnację lub spadek tam, a powolny wzrost u nas.

Ale mimo wszystko pogoń trwa. Zobaczymy, czy będzie również miała miejsce w trudnym roku 2012 i jeszcze trudniejszym roku 2013.

PROF. Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce

Rok temu, kiedy pisałem komentarz do wyników Listy 2000, doceniałem fakt, że polskie firmy potrafiły dopasować swoją działalność do kryzysowego otoczenia globalnego, sprawnie manewrować, elastycznie reagować na zagrożenia, zdobyć się na skuteczną strategię dostosowania do trudnych warunków panujących w światowej i europejskiej gospodarce.

Uznałem to – najogólniej mówiąc – za dowód sukcesu polskiej transformacji, dzięki której powstały w naszym kraju firmy potrafiące sobie radzić z kłopotami co najmniej równie dobrze, jak ich bardziej doświadczeni i zaopatrzeni w większe zasoby rywale z zagranicy.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy