Na zeszłotygodniowej dorocznej konferencji FTTH Council Europe tradycyjnie już dokonano oceny krajów europejskich w procesie wdrażaniu ultraszybkiego, światłowodowego dostępu szerokopasmowego. I ocena ta jest dla Polski niepokojąca. Bo Polska na mapie super-szerokopasmowej Europy wydaje się nie istnieć.
Obserwując światłowodowy wyścig krajów europejskich, można poczynić dwie ważne obserwacje. Po pierwsze, wiodące pozycje zajmują: Skandynawia, Holandia oraz liczne kraje Europy Wschodniej, które przodują zarówno w rankingach dostępności, jak i adopcji szybkich sieci szerokopasmowych FTTH/B.
Po drugie, duże kraje Europy Zachodniej – z wielu przyczyn - mają wyraźny problem z wymianą infrastruktury na światłowody. Ale poważne deklaracje inwestycyjne padają i tam – zarówno ze strony operatów narodowych (np. Deutsche Telekom zamierza w ciągu najbliższych 3 lat zainwestować 6 mld uuro), jak i rządów (w zeszłym tygodniu prezydent Francois Hollande zadeklarował, iż rząd francuski wyłoży na ten cel 20 mld euro). Tak więc również o końcówce rankingu mówi się dużo i z pewnego rodzaju optymizmem. Na tym tle Polska jest cały czas niedostrzegalna.
Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy rozwijali nowoczesną telekomunikację jak inne kraje Europy Wschodniej. Trudno uwierzyć, by nasze bariery popytowe i adopcyjne były drastycznie trudniejsze niż u naszych sąsiadów. Problemem są pieniądze i sposób ich wydawania.
Finansowane przez Unię Europejską sieci regionalne same z siebie nie zmienią naszej sytuacji, bo muszą zostać uzupełnione budową sieci dostępowych. Jeszcze większy problem pojawia się w silnie zaludnionych obszarach kraju. Przeciągające się w ostatnich latach debaty nt. prawa telekomunikacyjnego, polityki regulacyjnej oraz presja na niskie ceny usług skutkują obecnie bardzo dużą niechęcią inwestycyjną. Zarówno do budowy nowej infrastruktury, jak i niezbędnej modernizacji już istniejących zasobów.