Rynki szybko zareagowały na wczorajsze wydarzenia. W efekcie wycena notowanych na giełdzie w Lizbonie spółek skurczyła się na otwarciu o 5,6 proc. W górę poszybowała rentowność portugalskiego długu. Dochodowość 10-letnich papierów wynosiła w szczytowych momentach nawet 7,947 proc. wobec 6,539 proc. dzień wcześniej.
Wszystkiemu winne jest zamieszanie na portugalskiej scenie politycznej. Wczoraj do dymisji podał się Vitor Gaspar, autor drastycznych oszczędności wprowadzanych przez rząd w zamian za zagraniczną pożyczkę w wys. 78 mld euro. Na stanowisku ma go zastąpić Maria Luis de Albuquerque, obecna minister skarbu. W przesłanym liście Vitor Gaspar tłumaczył swoją decyzję faktem, że porażka w radzeniu sobie z deficytem budżetowym i długiem publicznym podkopała jego wiarygodność. Zwrócił również uwagę, że spada poparcie dla jego programu oszczędnościowego; w marcu setki tysięcy ludzi protestowało w Portugali przeciwko surowej polityce zaciskania pasa.
Vitor Gaspar nie był najbardziej popularnym politykiem w kraju. Większość Portugalczyków to właśnie jego obarczała winą za kryzys i własne problemy. Inaczej prezentował się jego obraz na arenie międzynarodowej. Kredytodawcy zachwalali Gaspara za trzymanie w ryzach portugalskich finansów.
Pomimo przyznania Portugalii międzynarodowej pomocy kraj nadal nie może wyjść na prostą. Władze w Lizbonie muszą się obecnie mierzyć z rekordowym w historii kraju prawie 18-procentowym bezrobociem i głęboką recesją, sięgającą w 2012 r. ponad 3 proc.
Poprzedni rok był bardzo trudny dla portugalskich firm. Ze względu na brak dostępu do kredytów, a także bardzo duży spadek konsumpcji gospodarstw domowych, każdego dnia swoją działalność zamykało średnio 25 przedsiębiorstw. Było to siedmiokrotnie więcej niż w 2011 r.