Cóż, trudno się dziwić; nie tylko w komunizmie rządzący uwielbiają się prezentować w roli sternika krzepko dzierżącego koło sterowe w rękach. Wzrost rzeczywiście jest, ale nie wolno zapominać, że jego dynamika jest niewielka i nawet jeśli na tle Europy te niespełna 2 proc. wzrostu PKB robią wrażenie, warto przypomnieć, że większe gospodarki – nawet jeśli rozwijają się w wolniejszym tempie – rosną bardziej niż nasza. To efekt skali – rzecz jasna. Pretendującym do roli sternika warto też przypomnieć, że ów wzrost to efekt wpompowywania do polskiej gospodarki miliardów euro z funduszy UE oraz że za dynamiką rozwoju stoi – trochę wbrew nieruchawemu państwu – mała i średnia przedsiębiorczość. To ona w swojej masie generuje zatrudnienie, to ona odpowiada za eksport.

Ów polski fenomen ponad dwudziestokrotnego wzrostu eksportu (1989 – 9 mld dol., 2013 – blisko 200 mld dol.) oczywiście cieszy, ale to wciąż na tle wielkich gospodarek świata mało. Innym problemem jest to, że polskie firmy zwykle zadowalają się eksportem produktów i usług, zapominając o inwestycjach. A to przecież to te ostatnie, chcemy czy nie, są przyszłością polskiej gospodarki. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że na coraz bardziej zatłoczonym rynku UE będzie dla nas coraz mniej miejsca. Rosnące koszty pracy spowodują, że nasza konkurencyjność zmaleje i będziemy skazani na  szukanie innych ścieżek rozwoju. Musimy ich już dziś szukać za granicą. Czy potrafimy? Wciąż się tego uczymy. Na razie polskie firmy rozglądają się za możliwościami inwestycyjnymi wokół polskich granic. Ale już te pierwsze udane inwestycje przynoszą zazwyczaj większą rentowność niż w Polsce.

A jaka byłaby rentowność inwestycji na rynkach nieco odleglejszych niż Niemcy, Rosja i Ukraina? Doświadczenie światowych gigantów pokazuje, że w porównaniu z tym, do czego się przyzwyczailiśmy w Europie – kosmiczna. Tym bardziej cieszy, że pojawiły się firmy podejmujące inwestycje na rynkach, które dotąd uznawaliśmy za egzotyczne. KGHM inwestujący w Kanadzie czy w Chile, Azoty wchodzące odważnie w Afrykę to dopiero początek. Do niedawna Skarb Państwa patrzył na dodatek na te inwestycje bardzo niechętnym wzrokiem. Mam jednak wrażenie, że to się zmienia. Z kręgów rządowych coraz częściej się słyszy o promocji i wsparciu polskich inwestycji na nowych rynkach. Należy bić brawo wszystkim takim działaniom. Także i my w „Rz" będziemy sekundowali działaniom na rzecz poparcia polskich inwestycji za granicą. Nie tylko dlatego, że to ma głęboki sens gospodarczy. Także, a może przede wszystkim dlatego, że wierzymy, że współczesny świat to wielka gra inwestycyjna o przyszłość. Uczestnicząc w niej, bijemy się o swoje. Nie podejmując się udziału, z góry skazujemy się na przegraną. Nie pozostaje więc nic innego, tylko w tę grę wejść!