Aż 63 proc. posiadaczy pojazdów uważa BLS za dodatkową wartość. Z kolei 68 proc. jest w stanie zapłacić nawet 10 proc. więcej za ubezpieczenie auta, które obejmuje dodatkowo BLS.
Tymczasem na rynku jest zaledwie pięć ofert, w ramach których klienci zakładów mogą skorzystać z takiej drogi likwidacji szkód. Jako pierwszy tę opcję zaproponował PZU i to on liczy na największą korzyść dla siebie i klientów.
– Mam nadzieję, że dzięki bezpośredniej likwidacji szkód nasz udział w rynku jeszcze bardziej wzrośnie – zapewniał w wywiadzie dla „Rz" Andrzej Klesyk, prezes PZU. – Badania potwierdzają, że klienci chwalą sobie możliwość likwidacji szkody u własnego ubezpieczyciela, a nie u ubezpieczyciela sprawcy.
Tomasz Tarkowski, wiceprezes firmy, przypomniał, że także wyniki badań przeprowadzanych na zlecenie PZU, jak też Polskiej Izby Ubezpieczeń wskazują, że kierowcy chcą tej usługi. – Ci, którzy nie widzą w tym wartości dodanej, albo wierzą, że nic przykrego im się nie przydarzy, albo nie rozumieją koncepcji – stwierdził. – BLS daje możliwość wyboru, czy szkoda będzie likwidowana jak dotąd, tj. przez ubezpieczyciela sprawcy lub poszkodowanego.
Dodaje, że dzięki temu już przy kupnie polisy OC można wybrać ubezpieczyciela, który profesjonalnie zajmie się sprawą w razie stłuczki. Z kolei brak BLS oznacza, że ci, którzy nie mają AC, zdają się na wybór, którego przy zakupie ubezpieczenia dokonał sprawca szkody. Tarkowski sceptycznie odnosi się jednak do deklaracji, że kierowca gotów jest zapłacić więcej.