Jeszcze kilkanaście lat temu charakterystycznym elementem szerokiej panoramy tej gigantycznej metropolii — liczącej od 20 do 40 mln mieszkańców zależnie od pory roku — były liczne tzw. różowe słonie, konstrukcje nośne wieżowców, których budowy zaniechano z braku funduszy i popytu ma mieszkania czy biura.
To się zmieniło. Średnie wykorzystanie powierzchni biurowej w II kwartale doszło do absolutnie rekordowych 92,6 proc. — wynika z danych konsultanta rynku Knight Frank Thailand. Największy popyt na lokale biurowa nastąpił w rejonach poza centralną dzielnicą biznesu, gdzie stwierdzono najwyższy wskaźnik wykorzystania tej powierzchni.
- Utworzenie pod koniec bieżącego roku jednolitego regionalnego rynku w Azji Płd,-Wsch. przez kraje tego regionu zachęca cudzoziemców do otwierania biur w tajskiej stolicy, której położenie geograficzne zapewnia szybki dostęp do żywiołowo rosnących rynków Myanmar, Laosu i Kambodży. Popyt na lokale biurowe w Bangkoku zwiększył się od ubiegłego roku, bo polityka Tajlandii ustabilizowała się po przejęciu władzy przez wojsko w maju 2014 po miesiącach niepokojów. Wojskowi wprowadzili od tamtej pory różne bodźce podatkowe i pozapodatkowe zachęcające firmy ponadnarodowe do zakładania regionalnych centrali w Tajlandii.
Z podażą są jednak coraz większe problemy i pojawia się groźba chronicznego niedoboru. Deweloperzy wolą budować w atrakcyjnych miejscach bloki z mieszkaniami własnościowymi, bo to daje większy zysk od budowania biur. Brakuje więc nowoczesnych biurowców Większość istniejących w Bangkoku jest stara, a ich właścicielom ani w głowie remonty z powodu kosztów. Zaledwie 14 proc. biurowców jest młodsze niż 10 lat — podała firma obrotu nieruchomościami CBRE.
Ograniczona podaż wpłynęła na czynsze, które rosły w Bangkoku od 2011 r., niektóre doszły nawet do 1200 bahtów (35 dolarów) za metr kwadratowy. Ale to w dalszym ciągu jest taniej niż w Singapurze czy Djakarcie.