Goerge Papamarkakis, szef londyńskiego funduszu hedgingowego wieszczy, że spekulantów, którzy w grę pod wzrost kursu czeskiej waluty zaangażowali 65 miliardów dolarów może czekać brutalne przebudzenie. Jego pogląd podziela część rynku instrumentów pochodnych.
Kiedy czeski bank centralny zrezygnuje z obrony korony przed nadmierną zwyżką reakcja rynku wcale nie musi być taka jak w przypadku szwajcarskiego franka w styczniu 2015 roku, kiedy to mocno poszybował on w górę, ostrzega główny strateg inwestycyjny North Asset Management. Papamarkakis podkreśla, iż graczom będzie trudno zamknąć pozycję na walucie kraju, którego potencjał ekonomiczny stanowi zaledwie jedną czwartą PKB Szwajcarii.
- Inwestorzy w przypadku korony posługują się niewłaściwym wzorcem jakim jest szwajcarski frank- wyjaśnia Papamarkakis, którego firma pozyskała od inwestorów miliard dolarów. Jego zdaniem istnieje mała szansa na taką samą zwyżkę kursu korony, a każdy gracz obstawiający optymistyczny scenariusz powinien zadać sobie pytanie, kto wyciągnie go z opresji.
Inwestorzy ignorują fakt, iż Szwajcaria ma bardzo silny sektor bankowy a rynek giełdowy jest tam 60 raz większy niż w Czechach i nadal grają pod zwyżkę korony. Niemiecki Commerzbank przewiduje , iż czeska waluta w tym roku wobec euro umocni się o 8 proc. frank zaś w ciągu miesiąca po uwolnieniu kursu zyskał dwa razy tyle.
W listopadzie 2013 roku maksymalny kurs korony wobec euro został ustalony na około 27 CZK by uniknąć deflacji. Broniąc tego poziomu bank centralny w ciągu czterech lat (do końca stycznia 2017) skupił z rynku 47,8 miliarda euro.