Chęć ucieczki przed Covid-19 i związanymi z nim obostrzeniami zwiększyła też zainteresowanie dłuższymi wyjazdami do ciepłych krajów, szczególnie do Hiszpanii i Portugalii, na Wyspy Kanaryjskie i spopularyzowany przez celebrytów Zanzibar. Wiele osób traktowało te wyjazdy jako workation, czyli połączenie pobytu w atrakcyjnym miejscu z pracą. O ile wcześniej workation praktykowali uczniowie (w ramach zielonej szkoły), o tyle teraz zaczęli z nich korzystać także dorośli.
Victoria Iwanowska, prezes firmy Victoria Travel & Events, która organizuje wyjazdy na workation, twierdzi, że zainteresowanie nimi rośnie od początku pandemii. – Na początku największym zainteresowaniem cieszyła się egzotyka. Zanzibar nazywany był wręcz drugą stolicą Polski. Minusem tego miejsca jest jednak problem ze słabym internetem – zaznacza Iwanowska. Dodaje, że obecnie najbardziej popularne są Wyspy Kanaryjskie, Grecja i Portugalia, ale chętni do jesiennych wyjazdów pytają też o Meksyk, Kubę, Tajlandię i Dominikanę.
Po wybuchu pandemii nie brakowało osób, które życia cyfrowego nomady sporóbowały trochę z przymusu – gdy po wprowadzeniu lockdownów i ograniczeń w lotach przedłużyły pobyt za granicą. Tak zrobiła Magdalena Sowierszenko, specjalistka ds. komunikacji, która przez cztery miesiące mieszkała i pracowała na Teneryfie.
Nomadzi mają wybór
Sowierszenko zaznacza, że nie jest typową cyfrową nomadką, która spędza życie w podróży. Lubi natomiast dłuższe, kilkutygodniowe czy kilkumiesięcznie wyjazdy za granicę, które łączy często z pracą. Tym łatwiej, że od kilku lat pracuje zdalnie. Jest współzałożycielką Remote-How, startupu, który promuje zdalną pracę i doradza firmom w jej wdrożeniu.
Prezes i współzałożyciel Remote-How, Iwo Szapar, który krąży po świecie od ponad czterech lat, ostatnie półtora roku mieszkał i pracował w Wietnamie. Pandemia sprawiła, że pobyt planowany na kilka miesięcy wydłużył się do kilkunastu. Podobnie było w przypadku Magdaleny Sowierszenko. Z planowanego na kilka tygodni wyjazdu na Teneryfę zrobił się dłuższy pobyt na południu wyspy, w colivingu, który dzieliła z grupą 20 cyfrowych nomadów z całego świata. Rosnący rynek colivingów, czyli lokali albo domów współdzielonych przez mieszkańców (każdy ma własną przestrzeń mieszkalną, a dodatkowo korzysta ze wspólnej), sprzyja rozwojowi cyfrowego nomadyzmu.
– Coliving jest zdecydowanie tańszy niż samodzielne wynajęcie mieszkania – ocenia Magdalena Sowierszenko, która tej jesieni planuje workation we Francji. W colivingu, który otworzyła jedna z jej współlokatorek z Teneryfy.