Po trzech dniach spadków, które prawie w całości skorygowały zwyżki z ubiegłego tygodnia, dziś giełda w Warszawie ruszyła nieśmiało w górę. Ale mimo dość znacznej, jak na trwający okres konsolidacji, przeceny nie widać było większego zainteresowania tańszymi akcjami. Z jednej strony wynika to z faktu, że ceny w wielu wypadkach są już wygórowane, z drugiej natomiast z obaw, że rozgrywka dwóch dużych graczy na rynku kontraktów terminowych, może doprowadzić do nieracjonalnych (dla statystycznego inwestora) zmian notowań. Tezę tę wydają się potwierdzać już wczorajsze notowania. W końcówce sesji indeks WIG20, który w ciągu dnia zyskiwał ponad 1 proc., poszedł w dół i na koniec sesji stracił 0,25 proc. Wystarczyło do tego kilka zleceń sprzedaży akcji KGHM i Pekao.
Zachowanie mniejszych spółek, które w odróżnieniu od giełdowych tuzów nie są w stanie nawet zbliżyć się do tegorocznych szczytów również wskazuje, że siła rynku ogranicza się do największych firm.
Na rynkach zachodnich mimo słabszych danych indeksy zyskiwały na wartości. Decyzje banków centralnych Anglii i Szwajcarii na które czekali inwestorzy okazały się zgodne z oczekiwaniami i nie wpłynęły w istotny sposób na notowania. Obie instytucje utrzymały koszt pieniądza na rekordowo niskim poziomie. Zachodni analitycy zwracają uwagę, że duzi gracze o fundamentalnym podejściu już zamknęli ten rok pod względem inwestycyjnym.
Do końca grudnia giełdami będą zatem "rządzić" day traderzy, a to oznacza dużą zmienność notowań. Informacje makro mogą być interpretowane odmiennie niż wynikałoby to z logiki. Tak było zresztą już dziś. Bacznie obserwowane tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy, choć gorsze od oczekiwań nie spowodowały większych zmian. Indeksy utrzymały się nad kreską a w miarę upływu czasu skala zwyżki zwiększała się. W ubiegłym tygodniu liczba nowozarejestrowanych bezrobotnych wzrosła o 17 ty. do 474 tys. Spodziewano się wzrostu o 3 tys.