Z Brukseli popłynął do Kopenhagi sygnał: Unia Europejska gotowa jest na głębszą redukcję emisji dwutlenku węgla niż sama wcześniej zdecydowała. Do 2020 roku może nastąpić cięcie o 30 proc., wobec już uzgodnionych w UE 20 proc., ale tylko pod warunkiem, że inni światowi gracze podejmą podobne wysiłki.
- Inne kraje rozwinięte muszą pójść dalej, w tym zwłaszcza USA. Czekamy na zmianę stanowisk - powiedział Fredrik Reinfeldt, premier Szwecji, kierujący do końca roku pracami UE.
Z chóru dobrych chęci zamierza się jednak wyłamać Polska. - Będziemy mogli dokonać kolejnego wielkiego skoku dopiero po 2020 roku, gdy energetyka jądrowa zastąpi część energetyki węglowej - powiedział po szczycie UE Donald Tusk.
- Nie będziemy wstrzymywać innych, którzy chcą szybszego działania - zaznaczył premier. Według niego nawet jeśli Unia zobowiąże się, wraz z innymi, do 30 proc. redukcji w Kopenhadze, to potem będzie musiała podzielić ten dodatkowy ciężar pomiędzy państwa członkowskie.
- Jeśli ktoś jest dziś zdeterminowany, żeby iść dalej, to musi pamiętać, że inni mają mniejsze możliwości - podkreślał Tusk.