Minister gospodarki Waldemar Pawlak zgodził się w piątek, by w razie problemów firma Gaz-System sięgnęła po zapasy strategiczne surowca. W samej spółce usłyszeliśmy zapewnienie, że na razie nie ma takiej konieczności. A w PGNiG, że wszyscy klienci dostają tyle gazu, ile zamówili.
Zgoda na uruchomienie rezerw oznacza, że Gaz-System zyskał dostęp do dodatkowego gazu – ok. 410 mln m sześc. Taka ilość wystarczyłaby na pokrycie krajowego zapotrzebowania tylko przez tydzień. Ale w praktyce stanowić ma jedynie uzupełnienie dla dostaw z krajowych złóż, importu i magazynów PGNiG.
– Na razie faktycznie nie ma konieczności sięgania po zapasy obowiązkowe, ale minister podjął decyzję na wszelki wypadek, by nie trzeba było się martwić o procedury, gdy sytuacja będzie krytyczna – mówi anonimowo jeden z ekspertów rynku. – Tym bardziej że wszyscy wiedzą, iż nasza sytuacja nie jest łatwa.
Skala potencjalnych problemów Polski z zaopatrzeniem w gaz zależy w dużej mierze od temperatur. A w najbliższych dniach mróz ma być większy; jak wynika z prognoz, do minus 15 stopni w dzień. To oznacza, że zapotrzebowanie na błękitne paliwo, które jak każdej zimy jest wysokie, jeszcze wzrośnie. Najpewniej przekroczy 62 – 63 mln m sześc. na dobę (w piątek wynosiło ok. 55 mln m sześc.).
Już obecnie z magazynów PGNiG płynie do odbiorców ok. 13 – 15 mln m sześc. gazu na dobę. W razie potrzeby ta ilość może jeszcze wzrosnąć – maksymalnie do 25 mln m sześc. Ale takie możliwości będziemy mieć tylko przez kilka dni. – Wynika to z ograniczeń technicznych – jeśli mniej gazu jest w magazynach, to i mniej można go kierować do systemu – wyjaśnia nasz rozmówca.