U źródeł tego gestu tak naprawdę leży jednak bardziej troska o kondycję wspólnej unijnej walut, niż rzeczywista chęć pomocy krajowi, który ukrywał prawdziwy stan swych finansów. Na pożyczkę zrzucą się bowiem wyłącznie kraje używające euro. Udział w pomocy finansowej ma być obliczany na podstawie proporcji kapitału, który każdy z krajów posiada w Europejskim Banku Centralnym.
Rząd Niemiec ma dorzucić do pakietu od czterech do pięciu miliardów euro. "Der Spiegel" zaznacza, że pomoc zostanie udzielona pod warunkiem obostrzeń i restrykcyjnych wymogów – kolejne transze będą uruchamiane dopiero po ich spełnieniu. Decyzja o wsparciu jest tym bardziej zaskakująca, że dotąd rząd kanclerz Angeli Merkel zdecydowanie odrzucał apele ratowanie Grecji. Mogłoby to bowiem zdjąć presję z Grecji i innych zadłużonych państw strefy euro, by obniżyć deficyty budżetowe. Choć z drugiej strony nieoficjalne mówiło się o tym, że Niemcy rozważają wykorzystanie KfW do skupowania greckich obligacji rządowych.
Oddzielna propozycja zakłada, że KfW wystawiałby gwarancje dla niemieckich banków kupujących greckie papiery. Niemieckie banki byłyby bowiem poważnie zagrożone, gdyby Grecja lub jakiś inny kraj w rodzaju Hiszpanii, Portugalii i Włoch ogłosił niewypłacalność. 300-miliardowy dług Grecji znajduje się bowiem w 80 proc. w rękach zagranicznych inwestorów – głównie funduszy emerytalnych oraz niemieckich, brytyjskich i francuskich banków, które cały czas liżą rany po ostatnim kryzysie finansowym. Według raportu Barclays Capital ekspozycja amerykańskich banków na greckie zadłużenie wynosi ok. 18 mld dolarów.
Na decyzję o pomocy czekał rynek, już w ubiegłym tygodniu, gdy ogłoszono, że Europa intensywnie poszukuje sposobów na pomoc zadłużonej Grecji, globalny system finansowy się ustabilizował, a na światowych rynkach obserwowaliśmy zwyżki. Wsparcie nie spowoduje jednak, że Grecję i kilka innych europejskich krajów ominą radykalne cięcia wydatków publicznych i społeczne wyrzeczenia. Grecja musi za wszelką ceną przepchnąć cięcia budżetowe, aby ustabilizować swoje finanse i przekonać inwestorów do wiarygodności kredytowej. Musi to zrobić do wiosny, ponieważ wtedy konieczne będzie refinansowanie 25 miliardów euro zadłużenia. Alternatywną jest bankructwo.
Sami Grecy nie oceniają swej sytuacji aż tak źle. – Jak na razie wszystkie kolejne kryteria zostały spełnione, a do połowy marca powinno nam wystarczyć pieniędzy – powiedział premier Grecji Jeorjos Papandreu we wczorajszym wywiadzie dla telewizji BBC. – Wierzę, że nasze reformy, bardzo trudne i dotkliwe w skutkach dla społeczeństwa, mają poparcie 50 – 60 proc. Greków. Nie ukrywał jednak, że jest mu niezbędne poparcie ze strony UE. – Musimy teraz usiąść wspólnie z Komisją Europejską i EBC, aby razem ocenić, jakiego dokonaliśmy postępu w naszym własnym planie stabilności i wzrostu – apelował Papandreu do władz unijnych.