Wczoraj euro spadło z 1,3490 do 1,3327 dolara. Problemy Grecji i obniżka ratingu dla Portugalii to główne powody tej przeceny. Ten opis jednak nie w pełni oddaje skalę środowej słabości wspólnej waluty, której zachowanie mogło wręcz szokować, jeżeli zestawi się je z danymi makroekonomicznymi napływającymi na rynek.
Zanim inwestorzy dowiedzieli się o obniżce ratingu dla Portugalii do - przez Fitch Ratings, co jak się później okazało było dostosowaniem ratingu tej agencji do średniej (czyli nie jest aż tak negatywną informacją), pojawiła się cała grupa pozytywnych danych z Europy.
W marcu mocno wzrosły indeksy PMI dla sektora przemysłowego Francji, Niemiec i strefy euro (efekt słabego euro?) oraz "usługowe" dla Niemiec i strefy euro. We wszystkich tych przypadkach odczyty były wyraźnie lepsze od prognoz.
Jeszcze większą niespodziankę zrobił indeks instytutu Ifo. W marcu wzrósł on do 98,1 z 95,2 i miał najwyższą wartość od czerwca 2008 roku. Niespodzianka była tym większa, że oczekiwano jedynie wzrostu do 95,8, a spadający od pięciu miesięcy indeks ZEW sugerował, że nawet osiągnięcie tego wyniku będzie trudne.
Nieszczęściem wspólnej waluty było to, że opisane dane pojawiły się już w chwili, gdy kurs EUR/USD mocno spadał, pokonując ważne wsparcia z lutego i marca. Trend okazał się więc istotniejszym czynnikiem niż dane makro, a późniejsze obniżenie ratingu dla Portugalii nie pozwoliło na jakiekolwiek odbicie.