Polska waluta się umocni

Na koniec tego roku euro może kosztować już tylko 3,3 zł – przewiduje część ekonomistów

Publikacja: 12.04.2010 02:47

Polska waluta się umocni

Foto: Fotorzepa, Dariusz Majgier DM Dariusz Majgier

Od lutego 2009 r. złoty umocnił się względem euro o prawie 90 gr. W ostatnich tygodniach ten trend przybrał na sile. Ekonomiści nie byli więc zaskoczeni piątkową decyzją NBP o zakupie euro na rynku, co doprowadziło do spadku kursu złotego względem europejskiej waluty o 3 – 4 gr.

Przedstawiciele banku centralnego kilka razy wspominali o takiej możliwości i deklarowali, że są operacyjnie gotowi do ewentualnych interwencji. A te w końcu nastąpiły.

Rynek odczytuje ten ruch przede wszystkim w kategoriach postraszenia spekulantów. NBP musi zdawać sobie sprawę, że wiele banków inwestycyjnych doradza swoim klientom kupowanie polskiej waluty, wskazując nasz kraj jako lidera wzrostu gospodarczego w regionie.

O tym, że nastawienie może się zmienić bardzo szybko, przekonaliśmy się w 2008 r., kiedy polska waluta straciła najwięcej w regionie. Zdaniem części analityków zagrożenie taką sytuacją jest jak najbardziej poważne. W dobie taniego pieniądza inwestorzy częściej bowiem zmieniają rynki w poszukiwaniu wyższych stóp zwrotu.

Czy NBP będzie nadal chciał wpływać na rynek walutowy? Czynnikiem niepewności jest śmierć prezesa banku centralnego w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Zdaniem ekspertów w krótkim okresie to wydarzenie może mieć pewien wpływ na rynek. Nie ma jednak oczekiwań, że mogłoby spowodować np. duże osłabienie złotego.

Na zmniejszającą się niepewność wskazywały do tej pory spadająca amplituda wahań dziennych kursu euro względem złotego. Część graczy walutowych doceniała przewidywalność i spokój na rynku. Powrót do sytuacji, kiedy kurs zmienia się o kilka groszy dziennie, odczuli boleśnie m.in. inwestorzy korzystający z platform foreksowych. Wbudowany w nie mechanizm dźwigni finansowej oznacza bowiem, że przy błędnym obstawieniu tendencji nagłe i nieprzewidywalne osłabienie kursu złotego może wywołać sporą stratę na koncie.

Dilerzy są przekonani, że jedną z konsekwencji decyzji NBP o wyjściu na rynek po niemal dziesięciu latach będzie większa niepewność, co może złagodzić tempo umocnienia się złotego. Nie wszyscy eksperci są jednak zdania, że bank centralny może przesądzić o losach rynku. – Trudno sobie wyobrazić, że takie działania zdołają zatrzymać średnioterminowy trend – uważa Marek Rogalski, analityk DM Banku Ochrony Środowiska. Przypomina, że zbliżają się debiuty PZU i Tauronu, co oznacza napływ do Polski inwestorów kupujących złote. Za aprecjacją przemawiać będą także spodziewane lepsze dane makroekonomiczne.

Analitycy ankietowani przez agencję Bloomberga spodziewają się, że w końcu 2010 r. za euro będziemy płacić 3,75 zł. Ich zdaniem dopiero końcówka roku powinna przynieść wyraźniejsze umocnienie naszej waluty. Zarówno w końcu czerwca, jak i pod koniec III kwartału spodziewany jest kurs na poziomie 3,86 zł za euro.

Niektórzy są zdania, że już za kilka miesięcy złoty może być dużo mocniejszy niż obecnie. Analitycy czeskiego banku CSOB uważają, że w grudniu za euro trzeba będzie zapłacić jedynie 3,3 zł.

[ramka][srodtytul]Opinie[/srodtytul]

[b]Lars Christensen[/b] | [i]ekonomista Danske Banku[/i]

Interweniowanie w celu osłabienia własnej waluty ma znacznie większe szanse na sukces niż wtedy, gdy trzeba się przeciwstawić spadkowi jej wartości. Ale decydując się na interwencję, najwyraźniej nie wzięto pod uwagę sytuacji na rynkach międzynarodowych. Złoty faktycznie umacnia się wobec euro, ale przecież na świecie euro traci, głównie z powodu problemów Grecji. Jeśli spojrzeć na notowania złotego wobec dolara, nie ma mowy o umocnieniu.

Zaskakuje również to, że interwencji nie towarzyszyła zmiana perspektywy dotyczącej stóp procentowych. Jeśli chce się uniknąć umocnienia waluty, najprostszym sposobem jest właśnie obniżenie stóp procentowych. Na to się jednak nie zanosi.

[i]—łuw[/i]

[b]Piotr Kalisz[/b] | [i]główny ekonomista Banku Handlowego[/i]

Interwencja walutowa NBP była wskazana ze względu na to, że umocnienie złotego przebiegało dosyć szybko, co sugerowało wpływ kapitału spekulacyjnego. Wydaje się jednak, że ruch banku centralnego nie będzie miał trwałego wpływu na rynek – poza tym, że pojawił się nowy element niepewności, który może złagodzić trend umacniania się złotego. Wątpliwe, by bank zdecydował się na codzienną obecność na rynku i obronę konkretnych poziomów – m.in. ze względu na nadpłynność na rynku złotego i ryzyko utraty reputacji. Na podobne interwencje decyduje się coraz więcej banków centralnych. To efekt taniego pieniądza, który wyraźnie wpływa na notowania walut.

[i]—k.k.[/i]

[b]Mirosław Gronicki[/b] | [i]były minister finansów[/i]

Przy tego typu interwencjach ważne jest, aby resort finansów i NBP dogadywały się między sobą. Mamy bowiem pewien paradoks – rząd, pozyskując środki unijne, finansując deficyt z emisji zagranicznych i ubiegając się o przedłużenie elastycznej linii kredytowej z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wzmacnia złotego. Jednocześnie jednak resort wolałby słabszego złotego, aby korzystniej wymieniać waluty uzyskane ze sprzedaży obligacji za granicą. Wydaje się, że do ruchu Narodowego Banku Polskiego w końcu musiało dojść, tym bardziej że wiceprezes Witold Koziński miał już doświadczenie z wpływaniem na kurs złotego. Pamiętajmy jednak, że kolejne interwencje, aby były skuteczne, muszą być prowadzone na większą skalę.

[i]—k.k.[/i]

[b]Ernest Pytlarczyk[/b] | [i]ekonomista BRE Banku[/i]

Interwencja przy poziomie powyżej 3,8 zł za euro była znacznym zaskoczeniem. Działanie to mogło mieć związek ze spodziewanym na maj – czerwiec napływem znacznych środków w związku z emisjami na rynku kapitałowym. Interwencje mogą wprawdzie na krótką metę skutecznie stabilizować kurs złotego, ale walka z trendem nie jest możliwa w dłuższym okresie. Słabszy złoty i niższe stopy rynkowe mogą się przełożyć na wyższą inflację w średnim okresie, a więc i konieczność dodatkowego zacieśnienia monetarnego w przyszłości. Niestety nasuwają się skojarzenia z działaniami węgierskiego banku centralnego z 2003 r., które, jak wiadomo, zakończyły się dla tamtej gospodarki fatalnie.

Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień