Utarczkę między Budapesztem a firmą Roubini Global Economics (RGE) sprowokowało gwałtowne osłabienie forinta pod koniec ubiegłego tygodnia. W ciągu dwóch dni węgierska waluta straciła wobec euro 3 proc.
Do dziś częściowo tę stratę odrobiła, ale w pewnej chwili euro kosztowało niemal 300 forintów, najwięcej od czerwca ub.r. A im tańszy forint, tym większe zobowiązania węgierskich firm i gospodarstw domowych, mocno zadłużonych w obcych walutach.
Węgierskie ministerstwo gospodarki wyjaśniło, że do osłabienia forinta doprowadziła jedna z notek RGE do klientów. Firma napisała w niej, że Budapeszt nie zdołał zapewnić sobie pomocy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co źle rokuje notowaniom forinta.
– Wygląda na to, że spekulanci posłuchali tej rady i rozpoczęli atak na forinta – oświadczył w poniedziałek węgierski rząd.
Ale feralna notka firmy Roubiniego ukazała się 3 stycznia. Od tego czasu do poprzedniego czwartku kurs węgierskiej waluty był dość stabilny. Według Jeleny Vukotic, głównej analityk RGE ds. Europy Środkowo-Wschodniej, przecenę forinta wywołała wypowiedź ministra gospodarki Węgier Gyorgy'ego Matolscy'ego, wymienianego wśród kandydatów na stanowisko szefa tamtejszego banku centralnego. Tydzień temu na łamach jednej z gazet Matolscy ocenił, że prowadzona w latach 2002-2010 polityka silnego forinta była dla Węgier katastrofalna w skutkach. Zdaniem Vukotic, na rynkach odebrano to jako życzenie Budapesztu, by bank centralny złagodził politykę pieniężną i osłabił forinta, poprawiając w ten sposób konkurencyjność eksportową Węgier.