– Wcześniej mówiliśmy, że to niemożliwe. Teraz nie wykluczamy – mówił JeanClaude Jüncker, premier Luksemburga i szef Eurogrupy gromadzącej ministrów finansów strefy euro. Gdyby do załamania w USA jednak doszło, to – przyznał Jüncker – "nie pozostanie to bez wpływu na wzrost gospodarczy w Europie". Ale ministrowie zgodnie podkreślali, że sytuacja po obu stronach Atlantyku jest nieporównywalna i nie należy wpadać w panikę. Już teraz się mówi, że wzrost gospodarczy w strefie euro może w tym roku wynieść 2 proc. zamiast wcześniej prognozowanych 2,2 proc.
– Wszystkie wskaźniki się różnią. W UE nie ma ogromnego deficytu obrotów bieżących. A fundamenty wzrostu gospodarczego są solidne – podkreślała wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska. Bezpośrednio dla polskiej gospodarki ewentualna recesja w USA nie powinna mieć znaczenia. – Nasze wzajemne obroty handlowe są marginalne – mówiła wiceminister. Co prawda złoty traci w reakcji na negatywne wydarzenia w USA, ale – zdaniem Zajdel-Kurowskiej – to kwestia psychologiczna i trudno z tego wyciągać wnioski.
Unijni ministrowie finansów szanują niezależność Europejskiego Banku Centralnego i nie chcieli udzielać mu rad. Choć sam Juncker stwierdził, że EBC właściwie zdefiniował zagrożenia i skupił się na walce z inflacją.
Politycy w Europie ciągle mają nadzieję, że USA uda się uniknąć recesji. – Jeśli tak, to sądzę, że wróci spokój – stwierdził Joaquin Almunia, komisarz UE ds. polityki gospodarczej i pieniężnej. Według nich Europa nie potrzebuje planu wsparcia rozwoju gospodarczego na wzór tego przygotowywanego w USA.