Ministerstwo Pracy przedstawiło projekt zmian w ustawie o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Proponuje w nim zmianę formuły obliczania rent inwalidzkich. Resort chce, żeby świadczenia osób urodzonych po 1948 roku były liczone podobnie jak emerytury – czyli zależnie od tego, jakiej wysokości były składki odprowadzane przez daną osobę na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Im dłużej się pracowało i więcej zarabiało przed chorobą, tym wyższa będzie renta. W obecnie funkcjonującym systemie takiej zależności nie ma.
Dodatkowo ministerstwo proponuje zniesienie wszystkich ograniczeń związanych z pracą inwalidów. Oznacza to, że bez względu na to, ile będą zarabiali, nadal będą mogli otrzymywać świadczenie.
Obie propozycje budzą wątpliwości, choć większość obiekcji specjalistów związana jest ze zmianą sposobu liczenia rent inwalidzkich. Wysokość świadczenia dla osoby niezdolnej do pracy w wyniku choroby będzie ustalana w kilku etapach. Najpierw zostanie obliczone, ile dana osoba zebrała dotąd składek emerytalnych, czyli jaką kwotę ma zapisaną na swoim koncie w ZUS oraz jak wysoki ma kapitał początkowy. Jeśli jest członkiem OFE, to dodatkowo zostanie obliczona część, która została do niego przekazana. Tak policzony kapitał rentowy ma zostać podzielony przez lata pracy po to, by znana była średnia składka. Ta składka ma być następnie pomnożona przez tyle miesięcy, ile zostało osobie starającej się o świadczenie do osiągnięcia 30 lat pracy. Dopiero tak policzony kapitał rentowy dzielono by przez GUS-owski wskaźnik mówiący, ile miesięcy życia ma jeszcze przed sobą osoba w wieku 60 lat. W rezultacie otrzymamy wysokość renty z tytułu całkowitej niepełnosprawności.
Agnieszka Chłoń-Domińczak, wiceminister pracy odpowiedzialna za ubezpieczenia społeczne, przekonuje, że nowa formuła została opracowana po to, by cały system ubezpieczeń był logiczny. – Wysokość świadczeń musi być związana z wysokością składek – przekonuje.
Resort szacuje, że zmiana ta w kilkuletniej perspektywie da kilkumiliardowe oszczędności w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.Projekt przewiduje dopłaty budżetu państwa do najniższych świadczeń. Teraz dostaje je około 270 tysięcy z ponad 1,4 mln rencistów. – Właśnie tego się obawiamy – że renty będą tak niskie jak świadczenia minimalne – przyznaje Wiesława Taranowska, wiceszefowa OPZZ. – Nie zgadzamy się na to.