Warszawski parkiet nie odbiegał zachowaniem od innych rynków. Już na otwarciu indeks największych spółek WIG20 zyskał około 1 proc., naśladując tym samym wskaźniki zachodnioeuropejskie. Na większości rynków prawdziwa euforia nastąpiła jednak około godziny 14, kiedy to swoje raporty kwartalne opublikowały amerykańskie banki: Goldman Sachs i Lehman Brothers. Inwestorzy spodziewali się złych wyników, a te okazały się jednak lepsze od oczekiwań. Natychmiast w górę poszły ceny kontraktów na indeksy amerykańskie, a za nimi wskaźniki giełd europejskich, w tym polskiej GPW. Wśród największych spółek naszego parkietu na koniec sesji obniżył się tylko kurs Polnordu, akcje KGHM nie zmieniły ceny, a pozostałe spółki zyskały na wartości i to bardzo mocno. Najmocniej banki, które dzień wcześniej najbardziej spadały.
Ostatecznie WIG20 zyskał aż 4,78 proc., WIG 3,11 proc., a mWIG40 i sWIG80 po niecałym procencie. Niestety, wzrostowi indeksów nie towarzyszyły wyższe obroty. Wczoraj spadły one poniżej 1 mld zł, co świadczy o wstrzymywaniu się większości inwestorów ze zleceniami. Zdaniem maklerów cytowanych przez Agencję Reutera wczorajszy wzrost to tylko odreagowanie i z dużą rezerwą trzeba podchodzić do możliwości jego kontynuacji. Istnieje również ryzyko, że klienci TFI, widząc, co się dzieje, w obawie przed dalszymi spadkami nadal będą umarzać jednostki uczestnictwa funduszy akcyjnych i przenosić swoje środki w kierunku bezpieczniejszych inwestycji.
Według analityków trzeba poczekać na efekt działań amerykańskiej Rezerwy Federalnej zmierzających do ograniczenia kryzysu, bo bez poprawy sytuacji globalnej nie ma co liczyć na dłuższy wzrost na warszawskiej giełdzie. Nawet biorąc pod uwagę dobrą sytuację gospodarczą naszego kraju.