Motoryzacyjne marzenia Polaków

- Znane osoby ofiarowują do muzeum swoje auta, np. premier Buzek, Bogusław Linda. Jest samochód Jana Kiepury i np. Stalina - mówi Patryk Mikiciuk z Muzeum Motoryzacji w Otrębusach

Publikacja: 03.07.2008 19:25

Motoryzacyjne marzenia Polaków

Foto: Rzeczpospolita

Rz: W założonym przez pana rodziców Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach (www.muzeum-motoryzacji.com.pl) sensację budzą nie tylko zabytki, ale także auta historycznych postaci. Co nowego przybyło z tego rodzaju pojazdów?

Patryk Mikiciuk:

Na przykład od NSZZ „Solidarność” dostaliśmy lancię z 1989 roku eksploatowaną w Gdańsku. Pierwsze 50 tys. kilometrów podróżował nią Lech Wałęsa. W sumie egzemplarz przejechał 970 tys. kilometrów. Mamy dokumenty dotyczące losów tego pojazdu, odnotowane są nawet kolejne trasy. Poprosiłem „Solidarność”, żeby spisano dla muzeum historię auta. Okazuje się, że dwa razy zostało skradzione, m.in. na pl. Konstytucji w Warszawie.

Znane osoby ofiarowują do muzeum swoje auta, np. premier Buzek, Bogusław Linda. Jest samochód Jana Kiepury i np. Stalina.

Mamy auto, którym jeździł papież. Nasze zabytki grały w kolejnych filmach o Janie Pawle II. Teraz grają w filmie „Cichociemny” i w dokumencie o generale Sikorskim. Muzeum utrzymuje się z wynajmu zabytków do filmu i na specjalne uroczystości. Bogusław Linda podarował nam swojego jaguara. Od Grażyny Szapołowskiej musieliśmy kupić jej auto. Jeśli się nie mylę, dacia pana premiera Buzka miała 27 lat, jeździł nią od nowości.

W Otrębusach sensację budzi najstarszy zachowany polski samochód

To Praga Oświęcim z 1928 roku, auto jeździ, jest w pełni oryginalne. Wyprodukowano ok. 50 egzemplarzy tego modelu. W Polsce wykonywano karoserie na czeskim podwoziu. Chodziłem po perskim jarmarku na Kole. W stercie śmieci dostrzegłem oryginalną statuetkę, jaka zdobiła karoserię Pragi Oświęcim, a która nie zachowała się na naszym egzemplarzu. Pytam właściciela, ile chce. Nie wiedział, co to jest, ale podał bardzo wysoką cenę. Pewnie dlatego, że zobaczył błysk radości w moich oczach. Dziś na Kole z 80 proc. rzeczy to przedmioty współczesne, ale zawsze warto szukać!

Jak wygląda rynek zabytkowych pojazdów?

Koniunkturę na zabytkowe pojazdy tworzą nie kolekcjonerzy, ale zamożne osoby, które kupują pojedyncze egzemplarze. Mają duże garaże, w nich co najmniej dwa nowoczesne samochody i kupują jeszcze zabytkowe auto z lat 60. i 70. XX wieku, którego na co dzień można używać do rekreacji. Taki samochód ma duszę. Rekordy powodzenia bije dwuosobowy kabriolet SL Mercedesa, którego wersje powstają od lat 50. do dziś. Za egzemplarz do remontu najstarszego modelu 190SL musimy zapłacić ok. 80 tys. zł.

A taki, żeby wsiąść, jeździć i nic przy nim nie robić?

Kosztuje ok. 180 tys. zł. Są wyspecjalizowane warsztaty, które zajmują się remontem tylko mercedesa 190SL i mercedesa pagody, co świadczy o popycie na tego rodzaju usługi. Zawsze przed zakupem warto oszacować koszty remontu.

Bardzo dużym powodzeniem cieszy się też mercedes pagoda. Egzemplarz do remontu kosztuje ok. 50 tys. zł, natomiast gotowy do jazdy – ok. 120 tys. zł. Kolejna wersja, już z lat 70., to kabriolet 107. Auto do remontu kosztuje ok. 20 tys. zł, a za egzemplarz w dobrym stanie zapłacimy 50 – 60 tys. zł.

Ile Polacy importują takich zabytków techniki?

Trudno policzyć, bo nie wszystkie są rejestrowane na żółte numery jako zabytki motoryzacji. Istnieje duży import prywatny, w tym przez Internet. Najwięcej sprowadzamy z USA ze względu na niski kurs dolara i oryginalność aut. Prywatny import wiąże się z ryzykiem, bo można trafić na wrak. Bezpieczniej kupować za pośrednictwem firm, które od lat zajmują się importem i mają wysoką renomę.

Czy do Polski sprowadza się samochody kolekcjonerskie, które robią wrażenie także na międzynarodowym rynku?

Kolekcjonerów interesują modele, których wyprodukowano najmniej. Importowane są chociażby zabytkowe modele Bugatti, które na Zachodzie pojawiają się tylko na aukcjach. Ceny zaczynają się od ok. 100 tys. euro.

W centrum Warszawy obok kawiarni, w której rozmawiamy, przejechał ktoś na skuterze Osa z lat 60.

Osa przeżywa swój renesans. To marzenie wielu Polaków. Ten skuter ma wielki urok. Jeździ się nim zdecydowanie wygodniej niż nowoczesnymi skuterami, ponieważ ma znacznie większe koła, które amortyzują nierówności. Powodzeniem cieszy się junak. Najciekawszy jest pierwszy model M07. Wyprodukowano go najmniej, kupimy go za 5 – 6 tys. zł. Ostatnio widziałem odrestaurowanego trójkołowego towarowego junaka B20 za 15 tys. zł, ale wydaje się, że to cena jeszcze nieosiągalna na naszym rynku. Typowy, więc niezamożny, kolekcjoner tanio kupi junaka w gorszym stanie i sam doprowadzi go do porządku.

Zabytki powojennej polskiej motoryzacji do okazja dla mniej zamożnych.

Syrenkę kupimy już za 1 tys. zł. Mikrusy bardzo rzadko pojawiają się w sprzedaży, egzemplarz do gruntownego remontu kosztuje 1 – 2 tys. zł. Za typowego poloneza z przełomu lat 70. i 80. zapłacimy ok. 3 tys. zł, a za poloneza w wersji trzydrzwiowej nawet dziesięć razy więcej.

Pierwsze egzemplarze malucha są lepiej zachowane niż te z końca produkcji, bo robiono je z włoskich części i innej blachy. Kosztują od 200 zł do ok. 2 tys. zł. Są kluby kolekcjonerskie miłośników fiata 126p. Warto szukać aut oryginalnych, z oryginalną tapicerką, lakierem i oponami. Takie egzemplarze mają większą wartość kolekcjonerską i materialną od tych po remoncie.

Z obcych konstrukcji polecam citroena 2CV za 5 – 6 tys. zł. Jazda nim to wielka radość. To był pierwszy samochód, jaki kupiłem po zrobieniu prawa jazdy. Jeżdżącego jaguara XJ6 z lat 70. można mieć za 5 tys. zł. To model, który na drodze robi wrażenie.

Nierzadko można trafić na auto z czasów PRL należące do niedzielnego kierowcy, czasami w ogóle nieużywane.

W latach 60. lub 70. dla wielu Polaków samochód był takim luksusem, że jak go zdobyli, to go nie używali. Stawiali w garażu, żeby się nie niszczył. Najwyżej raz w roku jechali na działkę. Kiedy dziś znajdziemy takie auto, od razu zaczynamy je użytkować, bo wydaje się nowe. To błąd. Samochód, który nie jeździł przez 30 lat lub jeździł rzadko, nie bardzo nadaje się do normalnej eksploatacji. To jest zabytek raczej do pokazywania. Jeśli auto długo stoi, łożyska nie mają smarowania i po ruszeniu ulegają zniszczeniu. Jeśli taki nieużywany, garażowany samochód zaczynamy eksploatować na deszczu, to gwałtownie rdzewieje. Najpierw trzeba rozebrać całą karoserię i gruntownie zabezpieczyć ją przed rdzą.

Mamy w historii kilka mitycznych, niezachowanych polskich konstrukcji, np. samochód CWS. Warto by go odtworzyć. Mogą to zrobić studenci politechniki w ramach prac dyplomowych z pomocą jakiegoś koncernu motoryzacyjnego.

Teoretycznie jest to możliwe, bo zachowały się plany. Łatwiej można odtworzyć syrenę sport, której prototyp zniszczono z powodów politycznych. Model ten wyglądał jak luksusowe alfa romeo i zupełnie nie pasował do warunków egalitaryzmu socjalistycznego. Zachował się tylko oryginalny silnik tej polskiej konstrukcji z numerem 001, który mamy w muzeum.

rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Zawsze przed zakupem warto oszacować koszty remontu

Rz: W założonym przez pana rodziców Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach (www.muzeum-motoryzacji.com.pl) sensację budzą nie tylko zabytki, ale także auta historycznych postaci. Co nowego przybyło z tego rodzaju pojazdów?

Patryk Mikiciuk:

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO