Przez kilka ostatnich lat we wszelkich giełdowych podsumowaniach słowo rekord odmieniane było przez wszystkie przypadki. Rekordowe były zwyżki indeksów, obroty, liczba debiutów na parkiecie. W tym roku wszystko się zmieniło. Co prawda na początku roku nie brakowało umiarkowanych optymistów. Wiosną zarządzający funduszami szacowali, że wartość akcji na warszawskiej giełdzie wzrośnie o 10 – 15 proc. Wartość WIG20 miała wynieść mniej więcej 3300 pkt.
Tymczasem w 2008 roku ceny akcji spadły średnio o połowę, a indeks zmalał do 1780 pkt. Według stanu na 19 grudnia wartość akcji notowanych na warszawskim parkiecie zmniejszyła się o ponad 620 mld zł (wynosiła 454 mld zł). Najbardziej ucierpieli akcjonariusze spółek z branży deweloperskiej. Indeks tego sektora spadł o ponad 70 proc. Kurs akcji takich spółek jak Orco, JW Construction czy Immoeast poszedł w dół o ponad 90 proc.
W sumie spośród 301 firm dostępnych przed rokiem na naszej giełdzie jedynie siedem zanotowało wzrost wartości. Wśród nich wyróżnił się Artman, z tym że wzrost ceny papierów o ponad 40 proc. jest wynikiem wezwania ogłoszonego przez LPP. O 19 proc. podniosły się notowania akcji spółki Integer Pl. Jednak trudno było na nich zarobić z uwagi na niewielką płynność.
Strategia systematycznego skupowania akcji również nie przyniosła pożądanych efektów, poza lekkim zredukowaniem strat. Średnio sięgnęły one prawie 40 proc. Wśród największych firm tworzących obecnie WIG20 najmniejsze straty przyniosły walory TP SA, co potwierdza tylko defensywny charakter tej branży. Na przeciwległym biegunie znalazły się obie firmy Ryszarda Krauzego: Polnord i Bioton.
Sytuacja na giełdzie miała bezpośredni wpływ na fatalne wyniki funduszy inwestycyjnych. Dla nich miniony rok był jednym z najgorszych w historii. Jeszcze w końcu 2007 r. wartość środków zgromadzonych w funduszach przekraczała 135 mld zł. Dziś jest tam ulokowanych około 70 mld zł. Z obserwacji przepływów pieniędzy w poszczególnych miesiącach niestety nie wynika, by sytuacja miała się szybko poprawić.