– Najsłabszą stroną polskich przedsiębiorstw jest komunikacja między zarządem a menedżerami, a także między zarządem a pracownikami – ocenia Joanna Mikołajczak, ekspert BPI Polska, na podstawie badań przeprowadzonych w grudniu 2008 r. na zlecenie międzynarodowej grupy doradczej BPI wśród 7,6 tys. przedstawicieli kadry kierowniczej prywatnych przedsiębiorstw z 14 krajów świata (w tym 521 z Polski).
Ponad połowa ankietowanych menedżerów twierdziła, że obecny kryzys odbije się na poziomie motywacji pracowników, a prawie 60 proc. z nich przyznało też, że kryzys pogarsza atmosferę w przedsiębiorstwie. Na tle pesymizmu światowych szefów (zwłaszcza tych z Europy Zachodniej i USA) polska kadra kierownicza dość pozytywnie oceniała swą sytuację. Niespełna dwie piąte z nich mówi o pogorszeniu atmosfery, a większość twierdzi, że kryzys nie ma wpływu na motywację ludzi.
Jednak w grudniu, gdy przeprowadzono badanie, niektórym polskim firmom mogło się wydawać, że globalny kryzys dotknie naszą gospodarkę w niewielkim stopniu. Aż 45 proc. polskich menedżerów deklarowało wtedy plany przyjęć nowych pracowników (w skali świata ponad jedna trzecia). Teraz wiadomo, że skutki kryzysu będą poważniejsze, tym bardziej że część zachodnich firm wprowadza już deklarowane w grudniu zmiany.
Jedną z nich jest wstrzymanie inwestycji, co planował prawie co drugi ze światowych szefów. Ponad trzy czwarte przymierzało się do planu zaciskania pasa, czterech na dziesięciu mówiło o zamrożeniu płac, ponad jedna trzecia zaś zapowiadała zwolnienia pracowników, a nawet delokalizację produkcji.
Nic więc dziwnego, że co piąty z uczestników badania liczył się z konfliktem społecznym w firmie. W Polsce mówiła o tym niespełna jedna dziesiąta badanych, a o problemie zwolnień czy przeniesienia zakładu wspominali tylko nieliczni. Dużo rzadziej też niż ich zachodni koledzy planowali wydłużenie godzin pracy i zamrożenie płac. Ale prawie tak często jak oni (46 proc.) mówili o zwiększeniu specjalizacji pracowników.