Jak dowiedziała się „Rz”, przedstawiciele związków zawodowych w Polskiej Grupie Energetycznej, która jest największą w kraju firmą z tej branży, przedstawili nowe żądania dotyczące kwestii socjalnych, których koszty wyniosą ok. 80 mln zł. Chodzi o postulat dodatkowych czterech dni urlopu w głównej grupie produkcyjnej spółki – BOT Górnictwo i Energetyka.
Nadal aktualne są również oczekiwania dotyczące wzrostu wynagrodzeń o 8 proc. dla 45 tys. osób, które pracują w PGE. Oznaczać to może, że fundusz wynagrodzeń w holdingu zwiększy się w tym roku o ok. 280 mln zł. Łącznie z postulatem dodatkowych dni wolnych od pracy koszty dla spółki – która w tym roku ma trafić na Giełdę Papierów Wartościowych – mogą zwiększyć się o ok. 360 mln zł.
Związkowcy argumentują, że skoro firma osiągnęła bardzo dobre wyniki finansowe i zarobiła w ubiegłym roku 2,7 mld zł, to nie ma powodu, by rezygnować z podwyżek. Zarząd PGE opowiada się za zamrożeniem płac, o dodatkowych dniach urlopu nie wspominając. – Możemy dyskutować, czy płace powinny wzrosnąć o 8 proc. czy też nieco mniej, ale nie można od razu mówić nam, że nie będzie żadnej podwyżki – uważa Roman Michalski ze Zrzeszenia Związków Pracowników Ruchu Ciągłego.
Tymczasem we władzach PGE panuje opinia, że firma nie może przejadać zysków. – Naszym zadaniem są inwestycje i na to potrzebujemy wielu miliardów złotych – usłyszeliśmy.
A w obecnej sytuacji gospodarczej pozyskanie finansowania jest kosztowne. Zarząd PGE przygotowuje plan reorganizacji firmy, w ramach którego chce skonsolidować poszczególne rodzaje działalności. Ale nie wiadomo, czy ceną zgody związków zawodowych na ten proces nie będą kolejne żądania gwarancji zatrudnienia w holdingu. Teraz te gwarancje w PGE są zróżnicowane – w elektrowni Dolna Odra to jeszcze dziewięć lat, w innych spółkach okres gwarancji to sześć lat.