Zapraszamy do horroru

Studia filmowe wyprowadziły się już z Hollywood, ale kto tu przyjedzie, będzie mógł poczuć się jak na planie filmowym

Aktualizacja: 17.04.2009 06:17 Publikacja: 17.04.2009 06:03

Przed Chinese Theater aktorzy zostawiają ślady od 1927 r.

Przed Chinese Theater aktorzy zostawiają ślady od 1927 r.

Foto: AP

Red

Największe miasto stanu Kalifornia – Los Angeles – nazywało się kiedyś El Pueblo de Nuestra Senora la Reina de Los Angeles de Porciuncula i zamieszkane było przez... 44 osoby. Po 200 latach z nazwy ubyło kilka wyrazów, ale za to przybyło 12 milionów mieszkańców.

Zachodnią granicę miasta zamyka Pacyfik, obmywający wzburzonymi falami kilka pięknych plaż, rozsławionych telewizyjnymi serialami. Jednak uroda tych zadbanych, szerokich wstęg jasnoszarego piasku w niewielkim stopniu rekompensuje nieprzyzwoicie (jak na tę szerokość geograficzną) niską temperaturę wody. To dlatego aktorki z hollywoodzkich seriali wolą przechadzać się po plażach, niż zanurzać wdzięcznie w falach.

Centrum aglomeracji jest skupiskiem kilkunastu wieżowców, wyrastających wysoko ponad niską, sięgającą po daleki horyzont zabudowę reszty miasta, pociętego równomierną siatką szerokich, prostych ulic. Los Angeles jest ogromne i moim zdaniem wyjątkowo nijakie. Ale za to kilka kilometrów na północ od jego centrum znajduje się legenda filmowego świata – Hollywood.

[srodtytul]Film prosto ze stajni [/srodtytul]

Pierwszy film w Kalifornii nakręcony został w 1909 r. jeszcze w Los Angeles – był to „Hrabia Monte Christo”. Jednak przybyły tu z Nowego Jorku w 1910 r. reżyser i producent David Wark Griffith zadecydował o założeniu studia osiem mil na północ od L.A., w niewielkim, podmiejskim osiedlu o nazwie Hollywood.

W 1912 r. Griffith nakręcił pierwszy film, jaki kiedykolwiek powstał w Hollywood – „In old California”. To jeszcze nie była fabryka marzeń, lecz raczej marzenie o fabryce.

Następny był aktor i dramaturg Cecil De Mille, który porzucił karierę sceniczną i wraz ze wspólnikiem Jessym L. Laskym otworzył w 1913 r. w Hollywood studio filmowe. Podobno planował zrobić to w Arizonie, ale legenda mówi, iż kiedy dojechał tam pociągiem, lał rzęsisty deszcz. De Mille nie wysiadł więc nawet i, kontynuując podróż, dojechał do zawsze słonecznego Los Angeles. Swoje studio urządził w stajni, dzieląc je z koniem. W pobliskiej stodole nakręcił pierwszy film – „The Squaw Man”. Stodoła, zachowana do dziś, mieści obecnie muzeum z pamiątkami z owych pionierskich czasów kina.

Na wybór Hollywood jako miejsca narodzin przemysłu filmowego wpłynęły dwa czynniki – duża liczba słonecznych dni w roku i... bliskość meksykańskiej granicy. Pierwsze kinematografy były produkowane na licencji Edisona, który domagał się opłat za wykorzystanie swego wynalazku. Najmował więc lotne brygady, które wędrując po stanach skłaniały filmowców do uiszczenia zapłaty. Na wieść o zbliżaniu się ludzi Edisona do Los Angeles hollywoodzcy pionierzy przemysłu filmowego pakowali dobytek na samochody i uciekali do leżącego zaraz za granicą meksykańskiego miasta Tijuana.

Choć początki były trudne, już w 1915 r., po sukcesie niemego filmu „Narodziny narodu” Davida Warka Griffitha, zorientowano się, że kinematografia to nie tylko techniczna nowinka, ale też dochodowy interes.

[srodtytul]Skok z wielkiego H[/srodtytul]

Hollywood formalnie jest dzielnicą Los Angeles, ale w 2006 r. wyodrębniono ją z aglomeracji, tworząc nawet stanowisko honorowego burmistrza.

Stolica światowej kinematografii nie straciła nic ze swojej kameralności – to nadal jest najsłynniejsze w świecie m a ł e miasteczko w cieniu ogromnych liter „HOLLYWOOD”, ustawionych na nieodległych wzgórzach. W nocy podświetlone, odcinają się bielą od ciemnego tła zarośli. Są jak latarnia wskazująca port tym, którzy marzą o karierze, sławie i pieniądzach. Jest ich wielu, ale słychać tylko o tych nielicznych, którym się udało spełnić marzenia. Do historii przeszło tylko niewielu sfrustrowanych niepowodzeniami, jak na przykład aktorka Peg Entwhistle, która w 1932 r. wspięła się na literę H napisu (wtedy był dłuższy – Hollywoodland) i rzuciła w dół, popełniając samobójstwo. Obecnie teren wokół napisu jest ogrodzony, rozczarowanych bowiem przybyło.

A samo miasto? Pierwsze – drugie, niestety, również – wrażenie jest wielkim rozczarowaniem – całkowita banalność miejsca ma się nijak do światowego rozgłosu. W Hollywood nie kręci się już filmów – tu jedynie filmy się celebruje. Prawie wszystkie wytwórnie opuściły stolicę światowej kinematografii, przenosząc studia poza Los Angeles. Pozostała nazwa – największy kapitał tego miejsca. Pieniądze też chyba odpływają z miasta, bo ani śladu w nim jakiegokolwiek bogactwa.

Dziesiątki małych sklepików wzdłuż Hollywood Boulevard zapełnionych kiczowatymi pamiątkami „made in China”, kupowanymi przez turystów, którzy po zakupach uwielbiają fotografować się z sobowtórami filmowych gwiazd przechadzających się bulwarem. Jedni to zawodowcy ze świetnie dobraną charakteryzacją, inni to amatorzy, których cieszy, że zwracają na siebie uwagę. Niedawno furorę robił sobowtór Johnny’ego Deppa, przebrany za pirata. Obsada gwiazd często się zmienia, zależnie od aktualnych hitów, ale już od lat spotkać można tego samego sobowtóra Rambo – nawet podobny, przebrany za komandosa i z identycznymi oczami smutnego spaniela.

[srodtytul]Łapy Kaczora Donalda[/srodtytul]

Wieczorem miasto nabiera więcej splendoru. Restauracje rozświetlają neonami mosiężne gwiazdy wtopione w chodniki Alei Sław, będącej wydzielonym odcinkiem Hollywood Boulevard, na których widnieją nazwiska aktorów, reżyserów i innych osób związanych z branżą. Gwiazd jest już ponad 2500, i to są jedyne gwiazdy, które w Hollywood można spotkać na co dzień. Szukając nazwisk moich ulubieńców, doszedłem do kina Chinese Theater. W tym budynku o niezwykłej architekturze, stylizowanej – przynajmniej w pojęciu amerykańskiego architekta – na chińską, odbywały się niegdyś premiery najważniejszych filmów. To najbardziej znane miejsce w Hollywood – przed wejściem znajduje się galeria śladów dłoni i stóp największych sław ekranu, odciśniętych w cemencie. Oryginalny zwyczaj upamiętniania znanych gości kina zapoczątkował zwykły przypadek – gdy kino budowano w 1927 r., na świeżą chodnikową wylewkę weszła przez nieuwagę aktorka Norma Talmadge, pozostawiając tam odciski butów. Sid Grauman – jeden z właścicieli kina – wpadł na pomysł, by te ślady zostawić i dodawać do nich nowe. Dziś dla każdego aktora to największa nobilitacja – niewielu, nawet z tych nagrodzonych Oskarami, uhonorowano przed Chinese Theater. To chyba jedyne miejsce, w którym można się otrzeć o magię kina, gdzie legenda styka się ze światem materialnym – naszą dłoń możemy zanurzyć w betonowym odcisku ręki Schwarzeneggera, a stopę przyłożyć do... odcisku łapy Kaczora Donalda.

[srodtytul]Gwiazdy za żywopłotem[/srodtytul]

Nieopodal kina, po drugiej stronie ulicy, wznosi się wysoki budynek Roosevelt Hotel, w którym w 1929 r. odbyła się pierwsza ceremonia wręczenia Oskarów. Hotel symbolicznie tylko nawiązuje do swej kinematograficznej historii: w obszernym lobby ustawiono kamerę z lat 20.

XX w., kilka filmowych rekwizytów i ławkę, na której siedzi wykonany z brązu, uśmiechnięty Charlie Chaplin. Mieszcząca się tu restauracja Cinegrill gościła często m.in. Ronalda Reagana, kiedy jeszcze był aktorem. Sala na pierwszym piętrze, w której zapoczątkowano wręczanie prestiżowej nagrody filmowej, jest wielkości sporej świetlicy. Zapewne 80 lat temu nikomu nie przyszło do głowy, że w przyszłości świadkami ceremonii będą setki milionów ludzi na całym świecie.

Więcej splendoru i bogactwa można odnaleźć w pobliskim Beverly Hills, dzielnicy zamieszkanej przez najbogatszych mieszkańców Kalifornii. Nie tylko aktorów, ale i gwiazdy show-biznesu, biznesmenów, prawników, lekarzy. Mieszkańcom Beverly Hills udało się uratować ich miasteczko przed wchłonięciem przez potężną aglomerację L.A. Miasto ma własny ratusz w stylu meksykańskim, a na pobliskim komisariacie policji kręcono „Gliniarza z Beverly Hills” z Eddiem Murphym.

Zadbane uliczki ozdobione rzędami smukłych palm i pasami trawników emanują dobrobytem, ale bez ekstrawagancji. Większość okazałych willi to domy o drewnianej konstrukcji, choć tak wykończone, że wyglądają na solidne, murowane.

Najbardziej znaną ulicą Beverly Hills jest Rodeo Drive. W filmie „Pretty Woman” Julia Roberts robiła tu zakupy. Charakterystyczne, że na wystawach nie umieszcza się cen – dla mieszkańców dzielnicy nie ma to większego znaczenia.

Pokątni sprzedawcy uliczni oferują (nielegalnie) plany z zaznaczonymi adresami filmowych sław. Można podjechać i pooglądać... najczęściej wysokie żywopłoty.

[srodtytul]W paszczy rekina[/srodtytul]

Największą turystyczną atrakcją dzisiejszego Hollywood, która nawiązuje do świata kinematografii, jest park rekreacyjny Universal Studio, należący do tej słynnej wytwórni – coś w rodzaju wesołego miasteczka wykorzystującego efekty specjalne i gagi zaczerpnięte z wielu filmów. Robi wrażenie! To całodzienna zabawa dla dzieci i dorosłych pozwalająca wejść naprawdę w świat filmu.

Specjalna kolejka zabiera widzów na godzinną wyprawę po filmowych studiach (najczęściej już nieczynnych), w których pozostały rekwizyty i scenografie. Można tu przeżyć trzęsienie ziemi, powódź czy atak rekina. Widzowie krzyczą z przerażenia. Zresztą, jak nie krzyczeć, skoro trzęsienie ziemi inscenizowane jest w stacji metra, gdzie nagle wszystko zaczyna drżeć, filary podtrzymujące sufit się walą, a z zerwanych kabli lecą snopy iskier. Jak u Hitchcocka, napięcie rośnie, bo wtedy właśnie na peron wpada wykolejony pociąg, przechylony wagon pędzi prosto na widzów!

Turystyczna kolejka dociera wreszcie do niewielkiego jeziorka otoczonego drzewami i przystaje przy samym brzegu akwenu. Cisza, spokój, idylliczny kojący widok. I nagle spod spokojnej tafli wody prosto na zrelaksowaną gawiedź wynurza się potężna rozwarta paszcza rekina z garniturem ostrych zębów. Zdarza się, że przerażeni ludzie uciekają z kolejki.

[srodtytul]Skromna tablica Marilyn[/srodtytul]

Po takich przeżyciach zapragnąłem odrobiny ciszy, by uspokoić skołatane nerwy. Odpowiednie ku temu miejsce odnalazłem pośrodku miasta, na cmentarzu Hollywood Forever Cemetry. Poza tradycyjnymi grobami znajduje się tam również spory podłużny budynek, którego wewnętrzne ściany pokryte są setkami jednakowych rozmiarów tablic nagrobnych z imionami zmarłych. Pomiędzy nimi skromna tablica z imieniem Rudolfa Valentino – najsłynniejszego amanta kina. Kochały się w nim tysiące kobiet, a gdy zmarł tragicznie w 1923 r., kilka z nich popełniło samobójstwo. Minęło już ponad 80 lat, a niepocieszone wielbicielki nadal składają w tym miejscu kwiaty!

Widocznie „legenda wiecznie żywa” musi być najpierw martwa – myślę i odnajduję miejsce wiecznego spoczynku Marilyn Monroe. Pochowano ją na Westwood Village Memorial Park Cemetry – niewielkim cmentarzu, otoczonym tak ściśle przez budynki (m.in. publiczną bibliotekę), że przypominającym raczej zadrzewiony dziedziniec niż teren pochówku. I tu również – choć już pod gołym niebem – znajduje się mur wyłożony tablicami z imionami zmarłych. Wszystkie identyczne, bez specjalnych zdobień, bez rozróżnienia, kto był wielki, a kto nie. Pomiędzy nimi, jakby trochę z boku, marmurowy bloczek z napisem „Marilyn Monroe”, z datą urodzin i śmierci. To wszystko. Ani słowa, że chodzi o symbol kobiecego piękna, sławę kina rozpoznawalną od Hollywood po zabite śniegiem grenlandzkie igloo.

Bukiet świeżych kwiatów przy grobie świadczył, że nie jestem jedynym odwiedzającym to miejsce tego dnia.

Największe miasto stanu Kalifornia – Los Angeles – nazywało się kiedyś El Pueblo de Nuestra Senora la Reina de Los Angeles de Porciuncula i zamieszkane było przez... 44 osoby. Po 200 latach z nazwy ubyło kilka wyrazów, ale za to przybyło 12 milionów mieszkańców.

Zachodnią granicę miasta zamyka Pacyfik, obmywający wzburzonymi falami kilka pięknych plaż, rozsławionych telewizyjnymi serialami. Jednak uroda tych zadbanych, szerokich wstęg jasnoszarego piasku w niewielkim stopniu rekompensuje nieprzyzwoicie (jak na tę szerokość geograficzną) niską temperaturę wody. To dlatego aktorki z hollywoodzkich seriali wolą przechadzać się po plażach, niż zanurzać wdzięcznie w falach.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy