Gospodarka po przejściach

1989 – 2009. Ostatnie 20 lat polska wykorzystała na czwórkę z plusem. Jako lider zmian w naszej części Europy mamy się czym pochwalić. Nie udała się nam jednak do końca prywatyzacja, wciąż też nie radzimy sobie z biurokratycznymi absurdami

Publikacja: 04.06.2009 03:12

[b][link=http://grafik.rp.pl/grafika2/321141]Od 1989 do 2009 r.[/link] [/b]

Przed 20 laty samochód posiadała tylko co trzecia polska rodzina, w kraju działało 800 tys. firm, a filarem przemysłu były kopalnie i huty. Dziś standardem jest jedno – dwa auta na rodzinę, mamy też ponad 3 mln zarejestrowanych przedsiębiorstw.

– To było jak wyjście z podziemia na otwartą przestrzeń – wspomina Jeremi Mordasewicz, ekspert Lewiatana, który w 1990 roku wreszcie porzucił państwowy Mostostal i otworzył firmę. – Moi koledzy z państwowych firm i uczelni mogli zacząć realizować własne marzenia o prowadzeniu biznesu. Przywróciliśmy prawo własności, powstał pieniądz i otworzyliśmy się na świat.

[wyimek]10 średnich w 1988 roku kosztował kolorowy telewizor. W 2007 roku jedna wypłata starczała już na 3,6 odbiornika TV pensji[/wyimek]

A było to możliwe dzięki ambitnemu planowi Leszka Balcerowicza, który w grudniu 1989 roku zyskał poparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Na początku 1990 roku utworzono fundusz stabilizujący dla gospodarki polskiej w wysokości 1 mld dolarów. Powstał on z darowizn krajów OECD (300 mln dolarów) i z pożyczek od tych krajów. MFW przyznał też kredyt stand-by w wysokości ok. 720 mln dolarów na wsparcie programu stabilizacyjnego. Porozumienie z MFW było podstawą do uruchomienia kredytów Banku Światowego na rozwój eksportu przemysłowego i rolno-spożywczego. Program rządu, zwany programem Balcerowicza, zakładał taką przebudowę systemu, żeby możliwie szybko, za pomocą działań radykalnych, stworzyć gospodarkę rynkową typu zachodniego.

[srodtytul]W drodze do wymienialnego złotego[/srodtytul]

Radykalne działania zakładały m.in. uwolnienie cen i ograniczenie subsydiów. To jednak spowodowało wzrost cen energii elektrycznej o 300 proc., węgla o 400 – 600 proc. Kilkakrotnie podniesiono czynsze, ceny mieszkań spółdzielczych, usług, wczasów, lekarstw i transportu. W efekcie w styczniu 1990 roku inflacja skoczyła o 78 proc.

Kolejnym ważnym dla gospodarki krokiem było wprowadzenie jednolitego, stałego kursu złotego do walut wymienialnych i ustanowienie wewnętrznej wymienialności złotego, co sprzyjało rozkwitowi handlu.

Dzięki tym rewolucyjnym zmianom polska gospodarka zaczęła się upodabniać do gospodarek rynkowych. Firmy zyskały możliwość współpracy z zagranicą, a rynek krajowy został związany z rynkiem międzynarodowym. Jednocześnie uwidoczniło się bezrobocie – w ciągu roku wzrosło ono do 1,1 mln, zaś średnia płaca realna spadła o 25 proc. Rząd przyjął też program prywatyzacji, który zakładał zmniejszenie państwowej własności przedsiębiorstw o 50 proc. do 1993 roku.

Reformy wymagały też finanse państwa – rząd musiał ograniczyć wydatki i dogadać się w sprawie spłaty zadłużenia zagranicznego. Długi Polski wobec Klubu Paryskiego sięgały bowiem 32,8 mld dolarów, a ich spłatę zawieszono w latach 80. Rozmowy w tej sprawie zaczęły się w 1991 roku – uzyskaliśmy umorzenie części długu, a resztę rozłożono nam na raty. Cięcie wydatków załatwiono szybko – skończyła się era dotowania budownictwa, transportu publicznego, zniesiono też przywileje podatkowe. To pozwoliło zaoszczędzić 3 proc. PNB. Jednoczesny wzrost dochodów umożliwił obniżenie deficytu budżetowego z 6 do 1 proc. PNB. W 1995 roku, po denominacji złotego, rozpoczęto stopniowe uwalnianie waluty. W połowie lat 90. wyraźnie już dało się odczuć poprawę sytuacji.

[srodtytul]Polacy na coraz wyższym poziomie[/srodtytul]

W 1994 roku PKB wzrósł o 5,2 proc., a rok później osiągnął rekordową wielkość 7 proc. To oczywiście odbiło się na poziomie życia Polaków. Jak podaje Money.pl, w 1988 roku telewizor kosztował 10, a samochód 100 średnich pensji, co oznacza, że trzeba było na niego pracować osiem lat. Na koniec 2007 r. – rocznik statystyczny za 2008 r. ukaże się dopiero w połowie roku – jedna wypłata stanowiła 12 proc. samochodu i starczała na zakup 3,6 telewizora.

20 lat temu przeciętna pensja wystarczała na zakup 1154 bochenków chleba, prawie 95 kg mięsa wołowego, 156 kg drobiu czy nieco ponad 35 kg szynki. W 2007 roku za średnie wynagrodzenie można było kupić: 541 bochenków chleba, 20 kilogramów wołowiny i 101 kilogramów szynki więcej. Trzeba jednak pamiętać, że 20 lat temu przeciętna pensja według GUS wynosiła 53,1 tys. zł. W przeliczeniu na nowe złote to dzisiejsze 5,31 zł.

Są jednak także niepokojące zmiany – w ciągu dwóch dekad przybyło nam bowiem emerytów. Ich liczba wzrosła z 6,72 mln do 7,66 mln osób i aż o 4 mln, do 13,8 mln, spadła liczba pracujących. – Niezaprzeczalnym faktem jest jednak, że byliśmy liderem przemian, a dzięki wejściu do UE i stosowaniu określonych standardów narzuconych przez Brukselę nie pogrążyliśmy się teraz w kryzysie tak jak np. Ukraina – podsumowuje Mordasewicz.

Czy dobrze wykorzystaliśmy te minione 20 lat? Andrzej Olechowski, były minister finansów, uważa, że sporo nam się udało, jednak jest kilka obszarów, w których ponieśliśmy porażki. – Nie udały nam się prywatyzacja i reprywatyzacja – uważa ekonomista. – Spora część majątku nadal pozostaje w rękach państwa. Mamy niekompetentną, nieżyczliwą i biurokratyczną w podejściu administrację gospodarczą. Utrwalenia i wzmocnienia wymaga też rozwój przedsiębiorczości.

– Zbyt mało młodych ludzi, myśląc o swojej karierze, mówi o założeniu własnej firmy – mówi Olechowski. Wśród najważniejszych wyzwań, jakie stoją przed Polską, były minister wymienia poprawienie jakości funkcjonowania systemu administracyjnego, dokończenie modernizacji infrastruktury oraz przyspieszenie prywatyzacji. – Marzy mi się również, aby nasza narodowa, polska solidność była stawiana za wzór w Europie, a może i na świecie – dodaje polityk.

[link=http://www.rp.pl/artykul/314956.html]Wideokomentarz Aleksandry Fandrejewskiej[/link]

[ramka][b]Leszek Balcerowicz, minister finansów (1989-1991, 1997-2001)[/b]

Aby cokolwiek sensownie ocenić, należy sensownie porównać. Jednym punktem odniesienia dla oceny polskich przemian w ciągu ostatnich dwudziestu lat jest Polska z końca lat 80. Nie ma chyba wątpliwości, że z tej perspektywy nastąpiły u nas ogromne, pozytywne zmiany zarówno w sferze gospodarczej, jak i społecznej.

Tak na przykład spadła umieralność niemowląt, wzrosła przeciętna długość życia. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do postępu osiągniętego w Polsce, niech spojrzy, jak wygląda obecnie sytuacja w krajach, które się nie reformowały, jak na przykład Białoruś. Drugim punktem odniesienia są właśnie inne kraje postsocjalistyczne. Tutaj Polska także wypada dobrze. Na tle naszych sąsiadów, w latach 1989 – 2008 osiągnęliśmy jeden z największych przyrostów PKB.

Gdyby jednak udało nam się wprowadzić więcej reform: dla przykładu uzdrowić finanse publiczne, sprywatyzować więcej przedsiębiorstw, poprawić efektywność wymiaru sprawiedliwości, zreformować publiczne uniwersytety, itp., to osiągnęlibyśmy jeszcze więcej.

Te i inne, niezbędne z dzisiejszego punktu widzenia, reformy należy traktować jako zadanie do wykonania w demokratycznej Polsce, która może i powinna szybko doganiać Zachód. To właśnie reformy powinny być traktowane jako najważniejszy składnik pakietu antykryzysowego, o którym się tak wiele mówi. [/ramka]

[ramka][b]Janusz Lewandowski, minister przekształceń własnościowych (1991)[/b]

W minionym 20-leciu mniej było widzialnej ręki państwa, charakterystycznej dla 20-lecia międzywojennego (budowa Gdyni, COP), a więcej przedsiębiorczości i samorządności „na dole”. Ale odważny początek w postaci radykalnych reform z lat 1990- 1993 stabilizujących ramy makroekonomiczne i przywracających własność prywatną, miał udział w tym, że Polska wróciła na ścieżkę wzrostu szybciej, niż inne kraje postkomunistyczne. Nazywana w połowie lat 90. tygrysem naszego regionu, zaprzeczyła stereotypom „Polnische Wirtschaft”. Natomiast w przekroju 20-lecia, pomimo częstej zmiany rządów, osiągnęła najwyższą dynamikę wzrostu PKB w całym regionie, co odbiera wiarygodność licznym krytykom obranej drogi. Dziś, w godzinie próby, jaką jest światowy kryzys, zdrowe fundamenty gospodarki pozwalają się korzystnie wyróżnić na mapie Europy. Zaletą okazuje się to, co można nazwać pozytywnym zacofaniem, czyli mniejsza zależność od eksportu i tym samym recesyjnego otoczenia międzynarodowego oraz względny konserwatyzm sektora finansowego i tym samym jego mniejsze skażenie toksycznymi aktywami.

Cieniem na dorobku kładą się narastające biurokratyczne utrudnienia rozwoju prywatnej przedsiębiorczości, odzwierciedlone w niskiej pozycji Polski w rankingach wolności gospodarczej. Ale też słabość państwa w postaci niedołężnej administracji, niewydolnego wymiaru sprawiedliwości oraz niemocy w tworzeniu nowoczesnej infrastruktury transportowej. [/ramka]

[ramka][b]Marek Borowski minister finansów (1993-1994)[/b]

Szybko przestawiliśmy gospodarkę ze zorientowanej na blok RWPG na zorientowaną na Zachód. Eksport wzrósł kilkunastokrotnie, i to na wymagające rynki. Stworzyliśmy sprawne instytucje kontroli pieniądza i instytucji finansowych. Nie dopuściliśmy do szaleństw budżetowych. Kilkakrotnie zwiększyliśmy liczbę studentów. No i oczywiście wykonaliśmy ogromną pracę dostosowawczą, aby wejść do UE.

Nie udało się postawić na naukę i badania, nie mamy też żadnej własnej marki znanej na świecie. Nie udało się także uzdrowić systemu ochrony zdrowia. Jest coraz gorzej.

Błędem było, że terapia szokowa lat 1990 – 1991 poszła za daleko. Zbyt długo utrzymywano sztywny kurs złotego i dopuszczono do skokowego (po 1 stycznia 1990 r.) wzrostu odsetek bankowych od kredytów zaciągniętych przed tym terminem. W rezultacie uderzono w modernizacyjne aspiracje przedsiębiorstw, nastąpił też wzrost bezrobocia. Do dziś szwankuje system pomocy socjalnej. Zbyt szybko i zbyt daleko poszliśmy też we wprowadzaniu kapitału zagranicznego do banków.

Wyzwania to nowoczesna edukacja, wzrost nakładów na naukę, wyrównywanie regionalnych różnic, zwiększenie nakładów na bezpłatną służbę zdrowia. Tego wszystkiego nie da się zrobić, stosując filozofię „małego budżetu” i malejącej roli państwa. I wejście do strefy euro, która póki co się oddala. [/ramka]

[b][link=http://grafik.rp.pl/grafika2/321141]Od 1989 do 2009 r.[/link] [/b]

Przed 20 laty samochód posiadała tylko co trzecia polska rodzina, w kraju działało 800 tys. firm, a filarem przemysłu były kopalnie i huty. Dziś standardem jest jedno – dwa auta na rodzinę, mamy też ponad 3 mln zarejestrowanych przedsiębiorstw.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy