Jedni mówią, że zrobił to tylko dla pieniędzy. Inni, że głównie dla rozgłosu. On sam przekonuje, że to ma być pokuta i oczyszczenie. Bardziej taktowni tenisiści nazywają jego wynurzenia nierozsądnymi. Pyskacze, jak Rosjanin Marat Safin, wymyślają mu od głupków i nawołują, by jeśli rzeczywiście chce odkupić winy, oddał pieniądze i tytuły zdobyte nieuczciwie. A w biurach Andre Agassi Enterprises spece od marketingu zacierają ręce. “Open: an Autobiography” jest na półkach od pięciu dni, ale tenis żyje nią od tygodni. Co tam trwające ciągle turnieje i walka o awans do Masters. Dziś każdy tenisista słyszy na konferencji po meczu: Co sądzisz o wyznaniach Andre? A lista zamówień na książkę puchnie.
“Open” to 400 stron relacji z piekła i nieba tenisa. O despotycznym ojcu, ukradzionym dzieciństwie, poszukiwaniu prawdziwego “ja”, miłości, tchórzostwie. O niezrozumianym buntowniku, który był zakładnikiem swojego wizerunku do tego stopnia, że wolał grać w finale Roland Garros 1990 w połatanej spinkami peruce, niż przyznać się do łysienia. Ale nie to zapewniło książce rozgłos, tylko rozdział o narkotykach. Agassi przyznaje w nim, że w pewnym momencie sięgał regularnie po silną metamfetaminę, zwaną crystal. To było w 1997 roku, gdy przestał radzić sobie z karierą i życiem prywatnym. Wiedział, że małżeństwo z aktorką i modelką Brooke Shields, ulubienicą Ameryki, nie ma przyszłości, ale brakowało mu odwagi, by odwołać ślub. Kontuzja nadgarstka i kłopoty z motywacją zepchnęły go poza pierwszą setkę rankingu. Grał w turniejach podrzędnej kategorii. Przytył tak, że wołano na niego Burger King of Tennis.
Z otępienia wyrwał go telefon z ATP, organizacji tenisistów. Dzwonił lekarz, który właśnie wykrył u niego metamfetaminę. Ale Agassi brnął dalej. Napisał list, który dziś sam nazywa stekiem kłamstw przetkanych prawdą, przekonywał, że przez pomyłkę wypił narkotykowy koktajl, który przygotował sobie jego asystent. Władze ATP uwierzyły, bo widać bardzo chciały uwierzyć. Darowały mu karę – trzy miesiące dyskwalifikacji – ale przede wszystkim utrzymały wszystko w tajemnicy, chroniąc swoją upadającą gwiazdę przed medialnym linczem i stratą sponsorów.
Dziś, po ponad 12 latach od tamtego oszustwa, po trzech sezonach na sportowej emeryturze, Amerykanin wyznaje prawdę i prosi o wybaczenie. Właśnie fragment o narkotykach wybrał z wydawcami do promocji książki. Mówi, że musiał to w końcu z siebie wyrzucić. Nie dla zysków, bo miał wiele problemów w życiu, ale akurat pieniądze nigdy nie były jednym z nich. I nie dla sławy, bo te rewelacje mogą mu przynieść więcej złego niż dobrego.
[srodtytul]Latał nie będę[/srodtytul]