Wstyd nadszedł rankiem

Wytrzymał bez skakania rok. Rodzina, domowa sielanka, motocykle i odrzutowe bolidy nie dały mu spełnienia. Kibice czekają na Jane Ahonena z radością, rywale z niepokojem.

Aktualizacja: 27.11.2009 00:35 Publikacja: 27.11.2009 00:34

Wstyd nadszedł rankiem

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Odszedł tak, jak wypada odchodzić mistrzom – w finale sezonu w marcu 2008 roku w Planicy jeszcze był na podium, tylko za dwoma młodymi Austriakami. Cztery zwycięstwa i trzecie miejsce w Pucharze Świata podczas 15. zimy startów to był dorobek budzący szacunek.

Niespełna dwa tygodnie później w Helsinkach poinformował, że kończy karierę, bo brak mu motywacji. Uronił łzę, powtórzył, że ma co robić w życiu. W lipcu zorganizował jeszcze u siebie w Lahti pożegnalny konkurs z udziałem najsławniejszych kolegów. Sądziami byli trenerzy tworzący potęgę fińskich skoków: Mika Kojonkoski, Tommi Nikunen, Kari Pätari, Hannu Lepistö i Kari Yliantila. Wygrał, a jakże, przed Adamem Małyszem. Jednym było żal, drudzy odetchnęli, rozdział zamknięto.

Pustkę po Ahonenie wypełnili młodsi. Najlepszy sportowiec Finlandii 2005 roku zajął się rodziną, odkrywał uroki ojcostwa, chodził na ryby, trochę pracował w swoim sklepie z częściami motocyklowymi, wciąż interesowały go wyścigi dragsterów, spotykał się na piwie z przyjaciółmi. Z dziennikarzem Pekką Holokainenem kończył biografię pod tytułem „Kuningaskotka”, czyli „Królewski orzeł” albo „Król orzeł”. Przystosowanie do normalnego życia w wygodnym i dużym orlim gnieździe w Lahti, bez podróży, diety, obozów, treningów i rywalizacji wydawało się proste.

Myśl o ponownym skakaniu pojawiła się wczesną wiosną 2009 roku. – Nagle poczułem ten pęd. Początkowo myślałem, że to normalna część procesu kończenia kariery, ale to uczucie rosło i rosło, stało się tak mocne, że musiałem coś z nim zrobić. Przyciąganie skoczni było za silne, podjąłem decyzję o powrocie – mówił. – Poza tym nudziłem się.

Najpierw porozmawiał z żoną Tiią i menedżerem Jukką Härkönenem. Nie było problemów. – Sprawa jest prosta, chcesz wracać, to wracaj, masz nasze wsparcie – usłyszał. Ukrywał decyzję jeszcze parę tygodni. – To było okropne tak się wstrzymywać, nie móc się podzielić nowiną z kolegami. Ogłoszenie decyzji było wielką ulgą – wyznawał fińskim dziennikarzom. Powiedział o powrocie 8 marca, w Dzień Kobiet.

Nie trenował wcześniej w ukryciu. Dopiero gdy uznał, że znów będzie skakał, zaczął ćwiczyć jak na skoczka przystało. Pracował sam, poza kadrą. Nie wszystko szło lekko, ale jednego nie musiał robić – zrzucać wagi. Może stare nawyki spowodowały, że szybko osiągnął swoje 66 kg przy wzroście 184 cm.

Spędził lato na ćwiczeniach, sprawdzał też nowe kombinezony i narty, które firma Atomic, wierna od lat, dostarczyła mu, jak tylko się dowiedziała o nowych planach. Pracował ciężej niż zwykle, bo chciał, by start sezonu wyglądał dobrze. – Pierwsze skoki wykonałem w maju, smakowały świetnie – wspominał, ale niedowiarków trzeba było przekonać. Przekonał, gdy we wrześniu wygrał mistrzostwa kraju na igelicie.

Zadecydował, że nie wystartuje we wszystkich konkursach Pucharu Świata, będzie wybierał te skocznie, które lubi. Zawsze się pyta mistrza, po co wraca, co chce osiągnąć. W przypadku Ahonena był jeden domysł: indywidualny medal olimpijski, bo tylko takiego brakowało Finowi do uznania kariery za spełnioną. Dwa razy był na igrzyskach czwarty.

Myśl o olimpijskim sukcesie w Vancouver zapewne miała znaczenie, ale skoczek ujmuje to inaczej: – Jeśli indywidualny medal igrzysk mnie ominie, będę musiał przyjąć to z pogodą ducha. Przecież w życiu nie można zdobyć wszystkiego. Tak naprawdę to chcę po prostu być na sportowym szczycie dłużej, niż byłem. Przetrwał we mnie głód zwycięstw. Gdy zdecydowałem się wrócić, pomyślałem, że powrót ma sens tylko wtedy, gdy będę znów jednym z najlepszych na świecie. Zrobię wszystko, by tak było.

[srodtytul]Skoki z kanapy[/srodtytul]

Ćwierć wieku temu pani Maarit Ahonen uważała, nie bez racji, że jej pierworodny zostanie artystą. On sam zachowywał się jak każdy ruchliwy chłopak, ale w domu lubił też wystawiać spektakle teatru kukiełkowego, a najczęściej po prostu śpiewał z gitarą piosenki Mikko Alatalo, popularnego fińskiego wykonawcy.

Do skakania nikt go nie namawiał, tradycji rodzinnych nie było. Wystarczyło jednak parę transmisji telewizyjnych, parę skoków z kanapy na podłogę i klub Lahden Hiihtoseura w pobliżu. – Skoki zabrały nam nadzieję, że wychowamy piosenkarza – mówiła pani Maarit, trochę z żalem. Ale Janne do dziś zna i lubi piosenki Alatalo.

Biografię przedstawił w sierpniu. „Królewski orzeł” zdobył rozgłos przede wszystkim dlatego, że na legendzie, za pełnym przyzwoleniem bohatera, pojawiły się liczne rysy. Najgłośniej odbiła się w mediach historia z Planicy z 2005 roku. To był niezwykły konkurs, wyżej podpisany widział na własne oczy, jak Ahonen skoczył na Velikance 240 metrów, o metr dalej od rekordu świata Bjoerna Einara Romoerena. Ale nogi nie wytrzymały przeciążenia, Fin upadł i chwilę się nie ruszał.

Stadion zamarł i trochę uspokoił dopiero, gdy skoczek zaczął pokazywać służbom medycznym, że nie potrzebuje pomocy. – Byłem potłuczony, ale nie chciałem jechać do szpitala, gdyż bałem się badania krwi. Nie chciałem, by dowiedziano się, ile mam w niej alkoholu – przyznał po latach.

Skakał wtedy na potężnym kacu. W nocy poprzedzającej konkurs wypił z kolegami skrzynkę piwa, potem jeszcze poszli grupą w miasto. Odwiedzili chyba wszystkie knajpy Kranjskiej Gory. Z rankiem nadszedł wstyd, który kazał unikać rozgrzewki i spotkania z trenerem (– Zionęło ode mnie, każdy by poznał, co robiłem – mówił). Na belce startowej czuł tylko ból ciała i nie mógł się skoncentrować. Pojechał jednak w dół rozbiegu, ciąg dalszy znamy.

Niektórzy twierdzą, że aby skakać na nartach, trzeba czasem zagłuszać strach alkoholem. Albo że skoczkowie z natury mają trudne charaktery. Przykłady znalazłyby się w każdym kraju, w Polsce też, ale Finowie rzeczywiście w tej dziedzinie mają znaczące osiągnięcia – pokręcone życie Mattiego Nykänena stało się najlepszym dowodem, a i młodsi są wierni tradycji.

Janne Ahonen opowiedział dziennikarzowi nie tylko o Planicy, ale także o pijanych rajdach po Zakopanem, o zakazie wjazdu do Korei Południowej, o klubach i barach odwiedzanych grupowo niemal w każdym kraju, który gościł zawody Pucharu Świata. Także o bezradności trenera Tommiego Nikunena, który musiał kiedyś powiedzieć: – Czasami nie pozostawało nic innego, jak przyłączyć się do tej bandy.

Komentarz dojrzałego Ahonena: – Aniołem nie byłem, zabawa była świetna, ale mam nadzieję, że moje dzieci będą mądrzejsze.

Nawet odbrązowiony w „Królewskim orle” jest jednak człowiekiem nie tylko z krwi, kości i alkoholu. Kilkanaście lat kariery dało mu zasłużoną sławę. Od podwójnego mistrzostwa świata juniorów w 1993 roku po ostatnie starty był też świetnym sportowcem, pracowitym na treningach, odważnym podczas startów, takim, który nie zostawia wiele przypadkowi i chce walczyć o wszystko.

Odwaga i ambicja pchały go do skoków, które nieraz kończyły się upadkami. Kiedyś musiał prosić o pomoc psychologa, gdy po zderzeniu z prawą bandą bezwiednie w locie zaczął się kierować w lewo. W 2005 roku w przeddzień mistrzostw świata złamał żebro, ale i tak był najlepszy na dużej skoczni.

– Nigdy się nie poddaje, nawet jak idzie mu ciężko. Zamiast się bać, widzi problem do rozwiązania. Kocha skoki sercem i duszą, nigdy nie było inaczej – mówi Kojonkoski. Lepistö dodaje: – Nie skarżył się na warunki, sprzęt lub trenerów, najpierw zawsze patrzył w lustro. Co roku jeździł też latem do babci i odbierał od niej czterolistną koniczynę, którą potem woził ze sobą na każde zawody. Tego lata też był.

[srodtytul]Milczek[/srodtytul]

Na pomysł, by w zderzeniu z mediami mówić mało, nie śmiać się do kamery i chować uczucia za nieruchomą twarzą, wpadł dawno temu. Rzucił kiedyś podczas konferencji prasowej: – Nie jesteśmy tu po to, by się uśmiechać. Zdanie przetrwało na zawsze i nauczyło dziennikarzy pytać Ahonena konkretnie i na temat.

Małomówność i ponura mina wyróżniały go z grupy, ciekawiły, prowokowały. Kiedyś wyjaśnił: – Media rzucają się na nas od razu po zawodach, gdy jeszcze żyjemy akcją, emocjami i często naprawdę mamy pustkę w głowie. Trudno wtedy powiedzieć coś sensownego. Lepiej milczeć.

Bliscy wiedzą, że w domu i na treningu śmieje się często. Umie dobrze opowiadać kawały i powiedzieć szczerze, co go boli. Jak trzeba, skrytykuje fiński związek narciarski, zwłaszcza gdy nie pozwala mu na dobry kontrakt ze sponsorem.

Pekka Holokainen mówi, że jedną z najlepszych cech charakteru Ahonena jest kontrolowany sarkazm. Na pytanie, co będzie, gdy mu się powrót nie uda i usłyszy zewsząd krytykę, Janne odpowiedział: – Mam nadzieję, że wystarczy, gdy przecząco potrząsnę głową.

[ramka][b]JANNE PETTERI AHONEN[/b]

Urodził się 11 maja 1977 roku w Lahti. Pięciokrotny zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni, dwukrotny zdobywca Pucharu Świata (2003/2004 i 2004/2005), od 1993 do 2008 roku zwyciężył w 36 konkursach pucharowych, ponad 100 razy był na podium. Jest także dwukrotnym indywidualnym mistrzem świata (1997, 2005), złoto z drużyną Finlandii wywalczył trzy razy.

Podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City (2002) i Turynie (2006) zdobywał srebrny medal w drużynie. 26 marca 2008 roku ogłosił zakończenie kariery narciarskiej, rok później postanowił wrócić na skocznie. Z żoną Tiią, dwoma synami Mico i Milo oraz trzema kotami mieszka w Lahti. [/ramka]

Odszedł tak, jak wypada odchodzić mistrzom – w finale sezonu w marcu 2008 roku w Planicy jeszcze był na podium, tylko za dwoma młodymi Austriakami. Cztery zwycięstwa i trzecie miejsce w Pucharze Świata podczas 15. zimy startów to był dorobek budzący szacunek.

Niespełna dwa tygodnie później w Helsinkach poinformował, że kończy karierę, bo brak mu motywacji. Uronił łzę, powtórzył, że ma co robić w życiu. W lipcu zorganizował jeszcze u siebie w Lahti pożegnalny konkurs z udziałem najsławniejszych kolegów. Sądziami byli trenerzy tworzący potęgę fińskich skoków: Mika Kojonkoski, Tommi Nikunen, Kari Pätari, Hannu Lepistö i Kari Yliantila. Wygrał, a jakże, przed Adamem Małyszem. Jednym było żal, drudzy odetchnęli, rozdział zamknięto.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy