Wysokie stawki, kłopoty z renowacją obiektu czy długoterminowa stopa zwrotu sprawia, że dworki i pałace z reguły są kupowane przez pasjonatów z dużym portfelem. Czasem jednak pojawiają się kupcy szukający źródła dochodu w starych, klimatycznych murach w różnych regionach Polski.
- W ostatnich latach inwestorzy interesują się m.in. dużymi obiektami w centralnej Polsce, głównie na ośrodki szkoleniowo-konferencyjne. Małe dwory zwykle są wykorzystywane do celów mieszkaniowych właściciela, chyba, że znajdują się blisko granic dużego miasta - wówczas są przeznaczane np. na siedzibę firmy bądź też klubu golfowego itp. - opowiada Leszek Michniak, szef Wrocławskiej Giełdy Nieruchomości.
Oferta z konserwatorem
Obiekty pałacowe cieszyły się największym wzięciem wśród inwestorów, zarówno polskich jak i zagranicznych, w latach 90. ubiegłego stulecia, aż do przystąpienia Polski do UE. Wówczas ich ceny, w porównaniu z krajami Unii, były na tyle niskie, że stanowiły atrakcyjną inwestycję, mimo dużych nakładów na remonty i modernizacje. - Często obiekt zabytkowy, po wykonaniu niezbędnych podstawowych prac zabezpieczających przed dalszą dewastacją, był ponownie wystawiany do sprzedaży. Rentowność dochodziła wówczas nawet do 250 proc. - szacuje Leszek Michniak - Pałace i dwory dziś wystawiane na sprzedaż to obiekty, które zwykle nie doczekały pełnej renowacji z różnych względów, czy to z braku finansów, czy zmiany planów właściciela - dodaje.
Koszt takiej nieruchomości to czasem zaledwie 200-300 tys. zł - za tyle kupimy np. dworki na Warmii i Mazurach, z początku XX w., jednak często z nieuregulowanym stanem prawnym i do gruntownego remontu, w lokalizacjach niełatwych do rozwijania biznesu restauracyjno-hotelowego - stąd ofertowa cena jest niska i w dodatku sprzedawca jest otwarty na negocjacje. Trudno jednak znaleźć kupca na taką ofertę.
- Ze względu na burzliwą historię naszego kraju, inwestor lub deweloper może natrafić na trudny do rozwiązania tzw. "problem właścicielski" związany z roszczeniami byłych właścicieli lub ich spadkobierców. Pozostałe ryzyka prawne związane są zazwyczaj nie tylko z pracami budowlanymi na obiektach wpisanych do rejestru zabytków, lecz także np. zanieczyszczeniem gruntu co może wiązać się z późniejszą rekultywacja ziemi. W każdym z tych przypadków rosną koszty takiej inwestycji i wydłuża się czas jej realizacji - mówi Tomasz Kurek, szef Departamentu Nieruchomości i Budownictwa w kancelarii CMS Cameron McKenna.