Europejska ofensywa katarskich pieniędzy

Katarczycy w ostatnich trzech latach zainwestowali na świecie niemal 200 mld euro. Europę jako cel lokowania kapitału odkrywają od 2010 r. Interesuje ich energetyka, turystyka, sektor finansowy, ale głównie nieruchomości

Publikacja: 21.10.2011 01:59

Emir Kataru Khalifa al Thani (z lewej) ma świetne kontakty we Francji. Na zdjęciu z żoną Mozah bin N

Emir Kataru Khalifa al Thani (z lewej) ma świetne kontakty we Francji. Na zdjęciu z żoną Mozah bin Nasser al Missned w towarzystwie francuskiej pary prezydenckiej – Carli Bruni i Nicolasa Sarkozy’ego

Foto: AP

Najnowsza fala zainteresowania Europą objęła także Polskę. Do Warszawy przyleciał wczoraj z dwudniową wizytą władca Kataru szejk Khalifa al Thani. Ale choć Katar prowadzi w Europie prawdziwą ofensywę inwestycyjną, u nas zostaną podpisane tylko dwie umowy – o rozwoju turystyki i współpracy biznesu obu krajów.

Szejk przyjechał do Warszawy prosto z Albanii i Macedonii, z którymi Katarczycy podpisali 14 dokumentów, w tym także umów inwestycyjnych.

Jeszcze w 1995 r. katarski PKB wynosił 8 mld dol., w 2010 r. – 130 mld i zwiększył się o 16 proc. W tym roku wszystko wskazuje na to, że będzie to 20-proc. wzrost – chwali swoją gospodarkę minister gospodarki i finansów Kataru Yousef Hussain. Te prognozy potwierdza Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Aż trudno uwierzyć, że Katar 70 lat temu był wioską poławiaczy pereł, którzy gwałtownie zbiednieli, gdy Japończycy zaczęli je hodować przemysłowo. Dziś emirat byłby mało znaczącym punktem na mapie, gdyby się nie okazało, że pod ziemią ma jedną piątą światowych rezerw gazu ziemnego.

Teraz katarski PKB podwaja się co pięć lat tak dzięki eksploatacji nowych złóż, jak i inwestycjom za granicą. Roczny dochód na głowę Katarczyka to 101 tys. dol. To dlatego tylko w tym roku na inwestycje, głównie w Europie, kraj ten wyda przynajmniej 15 mld euro.

W tym roku zasoby państwowego funduszu inwestycyjnego Qatar Investment Authority (QIA) gwałtownie wzrosną – z dotychczasowych 150 mld dol. – ponieważ ruszyła jedna z największych inwestycji w tym kraju – gigantyczny terminal do przeładunku gazu skroplonego, którego moce sięgają 77 mln ton rocznie. Dochody z tego projektu Katarczycy zamierzają wydać na totalne przeprofilowanie gospodarki.

Uciec przed inflacją i zarobić

Dziś nadal 80 proc PKB pochodzi z produkcji ropy i gazu, reszta to usługi i inwestycje. Emir zdecydował, że to się musi zmienić. Jego ministrowie przy wsparciu zagranicznych ekonomistów stworzyli plan totalnego przeprofilowania katarskiej gospodarki. W 2030 r. proporcje miałyby się odwrócić, ze specjalnym naciskiem na inwestycje. Władca stwierdził: to za mało. Plan musi zostać zrealizowany do 2018 r. A że to, co emir powie, musi się spełnić, doszło do niespotykanego przyspieszenia inwestycyjnego.

Inwestycje – jak twierdzą sami Katarczycy – muszą spełniać jeden z trzech warunków: przynosić 20 – 30 proc. zwrotu kapitału, wzmocnić bezpieczeństwo Kataru lub spowodować przepływ najnowocześniejszych technologii do emiratu.

– A chodzi nie tylko o to. Katar jest jednym z niewielu państw na świecie, które cierpią z powodu nadmiaru gotówki. Gdyby te pieniądze pozostały w kraju, stworzyłyby gigantyczną presję inflacyjną, nie ma więc innego wyjścia, jak zainwestować je za granicą – tłumaczy Nick Tolchard zarządzający funduszem inwestycyjnym Invesco. – Ten kraj szuka bezpiecznego ulokowania pieniędzy, a nie przejęć udziałów w strategicznych firmach w wyznaczonych krajach na świecie – dodaje.

Dlatego inwestycje koncentrują się dzisiaj w ulubionych przez Katarczyków Francji i Wielkiej Brytanii oraz – z powodu wyprzedaży aktywów – także w Grecji i Hiszpanii oraz Portugalii.

– Katarczycy już są potężnie zaangażowani w Europie i gdyby wierzyli, że dojdzie tutaj do drastycznego załamania gospodarczego z powodu kryzysu zadłużeniowego, nie wykupywaliby najlepszych aktywów, tylko wyszliby z tego, co już mają – mówi Yazan Abdeen z ING Investment Management. – Tymczasem wyraźnie widać ich wiarę w to, że sytuacja ulegnie szybkiej poprawie.

– Nie zamierzamy wygaszać naszego programu inwestycyjnego z powodu kryzysu – mówił na początku października podczas wizyty w Atenach emir Khalifa al Thani. – Przygotowujemy budżet na przyszły rok, który będzie mówił sam za siebie – dodał.

Bruksela mówi: stop

Wsierpniu Katarczycy przejęli za 500 mln euro udziały w greckim Eurobanku i brali udział w połączeniu Alpha Banku i Eurobanku w grupę Eurobank EFG, w stworzeniu nowej instytucji finansowej w Europie Południowej, największej pod względem kapitalizacji rynkowej. Wcześnie QIA miał już 7-proc. udział w Alpha Banku.

Kolejny duży projekt w tym kraju odbył się już przy akompaniamencie protestów związkowców. QIA wtedy za miliard euro odkupił dwie kopalnie złota European Goldfields w regionie Chalkidiki. Jednocześnie udzielił firmie kredytu na tę samą kwotę oprocentowanego na 9,3 proc., a na miejscu powstało 1500 nowych miejsc pracy, co przy ponad 16-proc. bezrobociu w Grecji jest nie do przecenienia.

Potem miały przyjść kolejne transakcje, ale Bruksela wstrzymała właśnie wart 7 mld euro projekt Katarczyków w Grecji budowy ośrodków rekreacyjnych Elliniko i zapowiedziała, że rząd w Atenach, jeśli chce nadal otrzymywać pomoc z pakietu ratunkowego, nie może podpisywać tak strategicznych umów dwustronnych z krajami spoza UE.

Elliniko miało być perłą w koronie katarskich inwestycji w Europie – planowano wybudowanie sieci luksusowych kurortów. Katarczycy jednak nie ukrywają, że nie zamierzają z Elliniko rezygnować, i mimo blokady ze strony UE nadal rozmawiają o tym projekcie, a premier Grecji Jeorjos Papandreu sam zapewniał emira, że wszystko będzie w porządku.

W Hiszpanii korzystają z zapaści na rynku nieruchomości. Członek rodziny panującej Abdullah bin Nasser alThani zainwestował 400 mln dol. w port jachtowy Bajadilla w luksusowej Marbelli. Ale wchodzą też mocno w energetykę, gdzie 2,6 mld euro wydali na udziały w Iberdroli.

Hi-tech z Porsche

Pozyskiwanie najnowocześniejszych technologii też idzie Katarczykom nie najgorzej. Przykładem takiej umowy było przejęcie w 2009 r. za 5 mld euro 17,1 proc. akcji uprzywilejowanych w największym europejskim koncernie motoryzacyjnym Volkswagenie, w tym udziały w Porsche.

W tym przypadku nie stał za transakcją QIA, choć to on wyłożył pieniądze. Pomysł należał do drugiej żony emira Kataru Mozah bin Nasser al Missned, matki siedmiorga z 27 dzieci emira, jedynej z trzech żon, które pokazują się publicznie. Według „Forbesa" należy ona do 100 najbardziej wpływowych kobiet na świecie.

Piękna Mozah nie ukrywała, że od dawna szukała okazji do kupna europejskiej firmy motoryzacyjnej. Przy tym na co dzień wcale nie jeździ porsche, tylko prowadzi sportowego mercedesa. – Ale zawsze podobały mi się porsche – powiedziała w wywiadzie dla niemieckiego „Focusa". Wymyśliła więc, że kupno udziałów to najprostszy – bo raptem za kilka miliardów euro – sposób ściągnięcia nowoczesnych technologii do jej ulubionego katarskiego projektu – Miasta Nauki.

Jednak tak naprawdę sam entuzjazm drugiej żony szejka nie wystarczyłby do zainwestowania w Porsche. Warunkiem postawionym rodzinom Piechów i Porsche kontrolującym Porsche i Volkswagena była dymisja bardzo konfliktowego prezesa Wiedemana Wiedekinga, jednego z najlepszych motoryzacyjnych menedżerów na świecie. I to mimo że zwiększył fortunę rodzin o kilka miliardów euro. Emir stawia twardo: tam, gdzie są nasze pieniądze, musi być spokój.

Żona emira jest również katarskim ministrem oświaty. Natomiast Volkswagen i Porsche nie miały nic przeciwko temu, bo była to dodatkowa reklama dla ich aut, przede wszystkim dla modeli z napędem na cztery koła, które nadają się nawet do jazdy po pustyni.

Szejka Mozah stoi również za liberalizacją życia w Katarze. To dzięki niej kobiety weszły do rządu. Ona sama oprócz ministerskiej teki ma jeszcze kilkanaście doktoratów honoris causa największych uniwersytetów amerykańskich i brytyjskich. Jest szefową Qatar Foundation (QF) kontrolującej Fundację na rzecz Oświaty, Nauki i Rozwoju.

Miasto Nauki ma także nowoczesną klinikę i uczelnię medyczną zbudowaną wspólnie z nowojorskim Weill Medical College. Znajduje się tam politechnika, do której ściągnęła jako wykładowców inżynierów z Porsche.

Bez ograniczeń studiują tam Izraelczycy, a naboru kandydatów dokonuje nowojorski Cornell University. Na ceremonię otwarcia politechniki żona emira założyła hidżab (chustę zakrywającą włosy, uszy i szyję), co bardzo rzadko jej się zdarza. A przy okazji nie omieszkała dodać: – W Katarze kobiety stanowią 60 proc. absolwentów wyższych uczelni i 40 proc. siły roboczej.

Obawy na wyrost

Katarczycy mają nie tylko własny fundusz inwestycyjny, ale i wspólne fundusze założone z krajami regionu. Trzy lata temu Abu Zabi i Katar założyły wspólny fundusz dysponujący 2 mld dol. Wyłożyły je państwowy International Petroleum Investment Co. (IPIC) z Abu Zabi i Qatar Investment Authority i finansują inwestycje we wszystkich sektorach: od ropy i gazu po nieruchomości, turystykę, służbę zdrowia czy transport lotniczy.

Podobne projekty Katarczycy mają do spółki z Omanem, Bahrajnem i Dubajem. Ich pieniądze ratowały już Citigroup: fundusz ADIA z Abu Zabi ma 4,9 proc. udziałów kupionych za 7,5 mld dol. Emiratczyków do wejścia w Citi namówił saudyjski książę al Waleed bin Talal.

Katar i Saudyjczycy z Olayanu podczas obecnego kryzysu ratowali już szwajcarski Credit Suisse, gdzie za 8,7 mld dol. przejęli 8,7 proc. akcji, a do spółki z Abu Zabi wsparli brytyjski Barclays Bank, w który wpompowali prawie 10 mld funtów.

Przy tym nie są oni inwestorem, który w momencie wejścia narzuca swoje obyczaje. Brytyjscy właściciele trzeciej co do wielkości sieci detalicznej Sainsbury obawiali się, że wejście arabskich pieniędzy do ich firmy drastycznie zmieni kulturę korporacyjną. Katarczycy ostatecznie kupili 24 proc. Sainsbury za pośrednictwem swojego funduszu Delta Two i nic się nie stało. Rok później Brytyjczycy sami zachęcali Katar, aby zwiększył swój pakiet, ale spotkali się z odmową.

Brytyjczycy robią teraz wszystko, by zachęcić Katar do kolejnych inwestycji. Kiedy w maju 2009 r. Qatargas (ten sam, który ma dostarczać gaz do Polski) otwierał terminal South Hook w Walii, w przecinaniu wstęgi uczestniczyła królowa Elżbieta II i kilku innych członków rodziny panującej. Ze strony Kataru zaś emir Hamad.

Terminal jest własnością Qatar Petroleum (67,5 proc.), amerykańskiego ExxonMobil (24,15 proc.) i francuskiego Totala (8,35 proc.). Pełny rozruch zaczął się pod koniec 2009 r., a obecność rodziny królewskiej zrobiła swoje.

QIA przejął 15,1 proc. London Stock Exchange, 15 proc. Fisker Automotive i 17 proc. Everton F.C. Rok temu odkupił od Egipcjanina Mohammeda el Fayeda Harrods Group, łącznie z kultowym sklepem na Knightsbridge w Londynie. Za 1,5 mld funtów chcieli też kupić brytyjską drużynę piłkarską Manchester United, ale amerykański właściciel – rodzina Glazerów – zdecydował się we wrześniu wprowadzić ją na giełdę w Singapurze, tłumacząc, że Manchester „nie jest na sprzedaż".

Katarczycy pocieszyli się więc jedną z najlepszych drużyn hiszpańskich, FC Malaga, a wcześniej, w maju tego roku, przejęli jeszcze 70 proc. udziałów w klubie Paris Saint-Germain. No i jeszcze FC Barcelona otrzymała od nich 170 mln euro na pięć lat.

– Drużyny piłkarskie i podobne inwestycje mają umocnić wizerunek Kataru – uważa Phillippe Dauba-Pantanacce, ekonomista w Standard Chartered Bank. To wszystko, by ugruntować swoją obecność w Europie.

Katarskich inwestycji nie obawiają się Francuzi. Prezydent Nicolas Sarkozy razem z Carlą Bruni także ze wszelkimi honorami przyjmowali katarskich monarchów w Pałacu Elizejskim. Sesja dla fotografów trwała wyjątkowo długo. A Francuzi cieszyli się z nowych inwestycji w przemyśle obronnym (Lagardere, EADS, Airbus).

– Nie widzę powodu, by Katarczycy nie mogliby kupić 10 proc. EADS. Airbus miałby wtedy solidne wsparcie finansowe – powiedziała Christine Lagarde, wówczas minister gospodarki Francji. Podobnego traktowania nie mogli się doprosić Rosjanie, którzy chcieli przejąć 10-proc. pakiet EADS.

Trudna współpraca z Polską

Na razie jedyny „twardy" kontrakt, jaki mają Katarczycy z Polską, to podpisana 29 czerwca 2009 r. 20-letnia umowa na dostawy gazu skroplonego. Katarczycy podkreślili wówczas, że będą gotowi do dostaw w 2014 r., na kiedy planuje się ukończenie terminalu gazowego.

Dzisiaj w nieoficjalnych rozmowach nie ukrywają, że stosunki ich kraju z Polską bardzo ucierpiały z powodu niewypału z inwestycją stoczniową, również z 2009 roku, w którą wbrew polskim zapewnieniom żaden z państwowych katarskich funduszy nie był zaangażowany. Wtedy pieniądze z emiratu wyraźnie się wystraszyły. Dziś – mówią nieoficjalnie dyplomaci tego kraju – wszystko jest gotowe do ich wydawania. Jednak strona polska teraz podchodzi do nich z rezerwą.

Wcześniej Katarczycy zawiesili rozmowy z Bułgarami o budowie terminalu gazu skroplonego, gdy Komisja Europejska przyznała, że ma problemy z korupcją w tym kraju. Nie doszło do żadnej katarskiej inwestycji w Malezji w roku, w którym odwiedził ją emir, ponieważ były tarcia w rządzie. Nie chciał on wtedy nawet słyszeć o udziale w jakimkolwiek forum biznesowym organizowanym podczas jego wizyty. Dopiero po kilku miesiącach Katarczycy stworzyli w Malezji własny fundusz inwestycyjny wyposażony w miliard dolarów. Taki sam fundusz mają w Finlandii.

Zdaniem prezesa Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sławomira Majmana, Katar może być dla Polski partnerem bardzo trudnym. – Ich oczekiwania są często rozbieżne z naszymi możliwościami – twierdzi. Chodzi przede wszystkim o spodziewane profity z ewentualnych inwestycji. Katarczycy to głównie inwestorzy finansowi. Siłą Kataru są fundusze suwerenne, wykładające pieniądze na te przedsięwzięcia, które gwarantują szybką i wysoką stopę zwrotu. O takie u nas trudno.

– W ostatnich trzech – czterech latach zostało podjętych wiele prób przyciągnięcia do Polski firm z Zatoki Perskiej. Prezentowaliśmy oferty przedsiębiorstw, samorządowców. Nic nie budziło zainteresowania – wskazuje Majman.Trudno się raczej spodziewać, by Katar stał się np. strategicznym partnerem przy prywatyzacji w Polsce. – Prywatyzowane spółki nie gwarantowałyby odpowiednio wysokiej w stosunku do oczekiwań stopy zwrotu – zaznacza dyrektor w Ernst & Young Paweł Tynel.

Według prezesa Krajowej Izby Gospodarczej Andrzeja Arendarskiego na skorzystanie z katarskich pieniędzy przyjdzie pewnie jeszcze poczekać. – Byłem w Katarze, przyglądałem się tamtejszym przedsiębiorcom. Inwestują w ostrożny sposób. Aby ich do siebie przekonać, potrzebujemy czasu – twierdzi Arendarski.

Szansę pozyskania katarskich inwestorów mógłby mieć tymczasem rynek nieruchomości. Popyt na biura czy hotele ciągle się utrzymuje, a Katar w tej branży jest globalnym potentatem.

Na razie wiadomo, że przy okazji wizyty emira dojdzie do rozmów o transporcie lotniczym. Konkretnie jedne z najlepszych linii lotniczych na świecie Qatar Airways chcą latać do Warszawy. W Katarze takie decyzje podejmuje się bardzo szybko.

Byłby to projekt konkurencyjny dla dubajskich Emirates, które kilka lat przymierzają się do połączenia Warszawy z Dubajem, ale na razie zdecydowały się na latanie do Pragi, Sankt Petersburga i Kopenhagi i walczą o zezwolenie na otwarcie połączenia Berlin – Dubaj, co skutecznie blokuje Lufthansa. Qatar Airays zaś już latają do Berlina, Bukaresztu i Budapesztu.

—współpraca adw

Kierunek: Libia

Liczący 1,5 mln mieszkańców Katar był pierwszym krajem arabskim, który otwarcie udzielił poparcia powstańcom libijskim i użył wszelkich środków, by im pomóc w obaleniu reżimu pułkownika Muammara Kaddafiego.

Pomoc Kataru dla powstańców szacowana jest na dziesiątki, jeśli nie setki milionów dolarów i pozostaje tajemnicą władz w Dausze. Ale Katarczycy mieli w tym pełne wsparcie zarówno Amerykanów, jak i Unii Europejskiej.

Wiadomo, że sfinansowali oni przynajmniej 18 transportów broni i zostały one przekazane nie w ręce National Transitional Council (NTC) – tymczasowego rządu w Libii – ale bezpośrednio powstańcom dowodzonym przez islamskich przywódców w tym kraju. Podobnie było z dostawami amunicji, które dotarły do Libijczyków z Sudanu.

Islamskimi bojownikami w tym kraju dowodzi Abdel Hakim Belhaj, który zasłużył się podczas wojny z Rosjanami w Afganistanie, a od 1995 r. stanął na czele Islamic Fighting Group, której członkowie pozostają na amerykańskiej liście terrorystów. Sam Belhaj został w 2004 r. przy wsparciu CIA aresztowany w Malezji i po przesłuchaniach w Tajlandii oraz Hongkongu i w ramach odwilży między Zachodem a Libią deportowany do Libii.

Tam został natychmiast zwolniony, po czym jako pułkownik libijskiej armii zajął się organizowaniem i szkoleniem własnych oddziałów. To one jako pierwsze w tym roku ruszyły na Trypolis i miały czynny udział w odsunięciu Kaddafiego od władzy.

W tym samym czasie, kiedy Katarczycy wspierali Belhaja, libijski minister ds. ropy i gazu Ali al Tarhouni apelował: „Wzywam wszystkie kraje, aby nie udzielały pomocy finansowej ani nie dostarczały broni jakimkolwiek siłom w Libii bez wiedzy NTC".

Katarska pomoc dla Libijczyków postrzegana jest w świecie arabskim, a także poza nim, jako część ofensywy dyplomatycznej, za którą idą wielkie inwestycje. Ze swojej strony władca Kataru szejk Hamad bin Khalifa al Thani zdecydowanie dementuje, jakoby jego kraj, wspierając silnych politycznie islamistów, chciał również uzyskać wpływy w libijskim sektorze gazowo-naftowym.

Najnowsza fala zainteresowania Europą objęła także Polskę. Do Warszawy przyleciał wczoraj z dwudniową wizytą władca Kataru szejk Khalifa al Thani. Ale choć Katar prowadzi w Europie prawdziwą ofensywę inwestycyjną, u nas zostaną podpisane tylko dwie umowy – o rozwoju turystyki i współpracy biznesu obu krajów.

Szejk przyjechał do Warszawy prosto z Albanii i Macedonii, z którymi Katarczycy podpisali 14 dokumentów, w tym także umów inwestycyjnych.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy