Jak Berlin ratuje euro?

Kryzys w Unii Europejskiej. Niemcy są gotowi bronić wspólnej waluty do upadłego. Ale muszą udawać, że jest inaczej

Publikacja: 29.03.2012 01:13

Angela Merkel nie wyklucza utrzymania jeszcze przez co najmniej rok poprzedniego funduszu, w którym

Angela Merkel nie wyklucza utrzymania jeszcze przez co najmniej rok poprzedniego funduszu, w którym zostało 240 miliardów euro

Foto: PAP/DPA, Rainer Jensen Rainer Jensen

Na zaczynającym się w piątek w Kopenhadze szczycie ministrów finansów strefy euro ma zapaść decyzja o zwiększeniu funduszu ratunkowego dla zagrożonych bankructwem krajów. Niemcy długo stawiały opór. Straciły jednak poparcie ostatniego sojusznika, jakim była Finlandia, i będą musiały pójść na kompromis, aby uniknąć izolacji. Fundusz prawdopodobnie zostanie zwiększony, ale nie do poziomu umożliwiającego uratowanie przed bankructwem tak wielkich gospodarek jak Hiszpania czy Włochy.

Tymczasowy fundusz EFSE, z którego ratowano Grecję, Irlandię i Portugalię, miał być zastąpiony przez stały Europejski Mechanizm Stabilności (ESM) nazywany w zależności od kraju wielką bazuką, grubą Bertą lub zaporą ogniową. Niemcy upierały się, aby nowe środki nie były znacząco większe od poprzednich i wynosiły 500 miliardów euro. Ale kanclerz Angela Merkel nie wyklucza utrzymania jeszcze przez co najmniej rok poprzedniego funduszu, w którym zostało 240 miliardów euro, i równoległego utworzenia nowego mechanizmu o wartości 500 miliardów. Dałoby to w sumie 740 miliardów euro na pożyczki dla zadłużonych krajów i skupowanie ich obligacji bez konieczności zatwierdzania podwyżki przez Bundestag, mimo że niemiecki wkład wzrósłby w takim wypadku z 211 do 280 miliardów euro.

Odmawianie do ostatniej chwili wykładania nowych funduszy na stół to część niemieckiej strategii, która ma m.in. zmusić zadłużone kraje do reform. Ale zdaniem ekspertów w Berlinie zapadła polityczna decyzja, aby wszelkimi sposobami ratować Grecję i wspólną walutę.

Kwestia cen

– Po bardzo trudnym okresie w Niemczech udało się wreszcie osiągnąć polityczny konsensus. Politycy uświadomili sobie, ile kraj mógłby stracić na upadku wspólnej waluty. Zrozumieli, że Europa ma swoją cenę – mówi „Rz" Ulrike Guerot z European Council on Foreign Relations.

Większość Niemców była do niedawna wściekła, że muszą ponosić koszty ratowania krajów, które beztrosko się zadłużały, gdy oni reformowali gospodarkę. Dlatego politycy w Niemczech robią wszystko, aby pokazać, że niemiecka pomoc ma swoją cenę. Pakiety ratunkowe są uzależnione od zgody na bardzo głębokie reformy, co wywołało antyniemieckie nastroje w niektórych krajach, zwłaszcza w Grecji.

W Bundestagu przed każdym głosowaniem w sprawie nowej pomocy finansowej toczy się zacięta debata. I chociaż efekt od roku jest zawsze ten sam: poparcie dla ratowania euro, strategia przyniosła efekty. Niemcy, którym już zaczął się marzyć powrót do marki, znowu zaczynają popierać unijną walutę. Wysokie jest też poparcie dla kanclerz Angeli Merkel.

Elektorat nie rozumie

– Bez wątpienia jesteśmy beneficjentami unii walutowej, choć wcale nie jest łatwo wytłumaczyć to opinii publicznej. My ze swojej strony próbujemy przekonywać przedsiębiorców, że warto walczyć o euro. Powoli zaczynają to rozumieć, ale chcą widzieć, że za niemieckimi pieniędzmi idą reformy w zadłużonych krajach – mówi „Rz" dr Volker Treier z Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej, największej organizacji zrzeszającej przedsiębiorców.

Dlatego niemiecka kanclerz nie zamierza popsuć dotychczasowych wysiłków i zgodzić się na zbyt duży fundusz ratunkowy dla zagrożonych krajów. Zwłaszcza że w przyszłym roku w Niemczech odbędą się wybory do Bundestagu.

– Niemiecką strategię ratowania euro można określić w następujący sposób: tak mało, jak to tylko możliwe, ale tak dużo, jak to konieczne. Niemcy z pewnością nie zaryzykują upadku euro i wystawienia na szwank całego historycznego projektu, jakim jest dla nich Unia Europejska – tłumaczy dr Guerot.

Wojciech Lorenz z Berlina

Potęga eksportowa

Ile Niemcy zarabiają na euro

Niemcy są po USA i Chinach trzecim największym eksporterem świata. W 2011 roku niemiecki produkt krajowy brutto wyniósł 3,5 biliona euro (dziesięć razy więcej niż polski), z czego jedną trzecią zawdzięcza eksportowi. 40 procent niemieckiej produkcji, zwłaszcza samochodów, maszyn, produktów chemicznych i sprzętu elektronicznego, trafia do krajów strefy euro.

Zdaniem ekspertów, gdyby Niemcy posługiwały się nadal marką, koszty transakcji i zmiany kursów pozbawiły by gospodarkę około 60 miliardów euro rocznie. Marka uznawana za dobrą lokatę kapitału byłaby też mocniejsza od euro o 20 procent, co zwiększałoby koszty pracy i negatywnie odbijało się na eksporcie, od którego uzależnionych jest 3 miliony miejsc pracy. Zaufanie do niemieckiej gospodarki posługującej się euro powoduje natomiast, że rządowe papiery wartościowe mają rekordowo niskie oprocentowanie, co oznacza, że Niemcy niewielkim kosztem mogą finansować swój deficyt. Mimo kryzysu euro i światowego kryzysu finansowego niemiecka gospodarka zwiększyła swój udział w światowym eksporcie z 7 do 8 procent.

—lor

Na zaczynającym się w piątek w Kopenhadze szczycie ministrów finansów strefy euro ma zapaść decyzja o zwiększeniu funduszu ratunkowego dla zagrożonych bankructwem krajów. Niemcy długo stawiały opór. Straciły jednak poparcie ostatniego sojusznika, jakim była Finlandia, i będą musiały pójść na kompromis, aby uniknąć izolacji. Fundusz prawdopodobnie zostanie zwiększony, ale nie do poziomu umożliwiającego uratowanie przed bankructwem tak wielkich gospodarek jak Hiszpania czy Włochy.

Tymczasowy fundusz EFSE, z którego ratowano Grecję, Irlandię i Portugalię, miał być zastąpiony przez stały Europejski Mechanizm Stabilności (ESM) nazywany w zależności od kraju wielką bazuką, grubą Bertą lub zaporą ogniową. Niemcy upierały się, aby nowe środki nie były znacząco większe od poprzednich i wynosiły 500 miliardów euro. Ale kanclerz Angela Merkel nie wyklucza utrzymania jeszcze przez co najmniej rok poprzedniego funduszu, w którym zostało 240 miliardów euro, i równoległego utworzenia nowego mechanizmu o wartości 500 miliardów. Dałoby to w sumie 740 miliardów euro na pożyczki dla zadłużonych krajów i skupowanie ich obligacji bez konieczności zatwierdzania podwyżki przez Bundestag, mimo że niemiecki wkład wzrósłby w takim wypadku z 211 do 280 miliardów euro.

Odmawianie do ostatniej chwili wykładania nowych funduszy na stół to część niemieckiej strategii, która ma m.in. zmusić zadłużone kraje do reform. Ale zdaniem ekspertów w Berlinie zapadła polityczna decyzja, aby wszelkimi sposobami ratować Grecję i wspólną walutę.

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy