W czwartek pod koniec dnia za euro płacono 4,20 zł, za dolara 3,36 zł, a za franka szwajcarskiego 3,49 zł. W ciągu dnia kurs euro wyrażony w złotym przebił nawet poziom 4,20 zł, który jeszcze dzień wcześniej był uważany za granicę obecnej deprecjacji.
Powody dalszego osłabienia naszej waluty są oczywiste – w czwartek spadł na nią potężny – kolejny w tych dniach – cios. Opublikowane wczoraj dane o polskim PKB w drugim kwartale okazały się gorsze od oczekiwań analityków. Polska gospodarka w okresie kwiecień–czerwiec urosła tylko o 2,4 proc., a nie o 2,9 proc., jak oczekiwali ekonomiści.
W poprzednich dniach złoty również tracił, przede wszystkim ze względu na oczekiwania inwestorów na obniżki stóp procentowych. – Gołębia wypowiedź Marka Belki zbiegła się w czasie z obniżką stóp procentowych na Węgrzech. W efekcie mamy ucieczkę zarówno od złotego, jak i pozostałych walut naszego regionu – mówi Rafał Uss, diler walutowy w Raiffeisen Banku.
Słabszy od prognoz wzrost gospodarczy to kolejny argument za obniżką stóp procentowych przez RPP, tym bardziej że przedstawiciele Rady sami to przyznają. – Obecnie, jeszcze bardziej niż w lipcu, zasadna wydaje się dyskusja nad obniżką stóp procentowych – powiedziała w rozmowie z PAP Elżbieta Chojna-Duch. Z wcześniejszych wypowiedzi Marka Belki można wnioskować, że nie nastąpi to jeszcze we wrześniu.
Perspektywy dla złotego w najbliższych dniach wciąż są niepewne. – Osłabienie może dojść do 4,23 zł za euro. To poziom, przy którym ostatnio Ministerstwo Finansów próbowało bronić kursu naszej waluty – mówi Rafał Uss. – Po kilkudniowych spadkach powinno nastąpić odreagowanie. Nie wrócimy do poziomów 4,10 zł za euro, jednak kurs 4,15 w najbliższych dniach wydaje się prawdopodobny – uważa natomiast Krzysztof Wołowicz, analityk z TMS Brokers.