Rynek płatnej telewizji należący do platform satelitarnych i sieci kablowych przechodzi właśnie wielki test. Jeśli wygra mecz o widza piłkarskich rozgrywek przedmundialowych, za jednym zamachem zmienić może trwający od lat układ na rynku telewizyjnych praw i go urynkowić. W posadach zatrzęsie misją Telewizji Polskiej.
Mało brakowało abym przeoczyła ten moment. Moment, w którym przed operatorami płatnej telewizji pojawiła się nie lada szansa. Moment, w którym chwieje się pozycja negocjacyjna publicznej stacji telewizyjnej, przez lata, za sprawą ustawy, mającej prymat w transmisji istotnych wydarzeń dla mieszkańców tego kraju, w tym wydarzeń sportowych.
I nie chodzi mi o chwilę, w której Telewizja Polska podjęła decyzję, że nie zapłaci 2 mln zł za prawa do transmisji jednego meczu polskiej drużyny kopaczy nożnych spółce SportFive. Chodzi mi o chwilę, w której SportFive zwróciło się z precedensową ofertą pokazania tych rozgrywek w systemie pay-per-view. Wyobrażam sobie, że zarząd TVP przeżył wówczas chwilę grozy. Przesadzam? Może, a może nie. Okaże się dziś wieczorem.
Dlaczego tak myślę? Bo wieczorem wiadomo będzie ile osób obejrzało mecz płacąc za dostęp 20 zł i wtedy też okaże się, ile widownia jest gotowa zapłacić za taki seans. W ten sposób powstanie też nowa, rynkowa wycena meczu. Jeśli będzie niższa niż 2 mln zł – gola strzeli TVP. Zastanówmy się jednak, co się stanie, jeśli abonenci zapłacą więcej, a nie jest to niemożliwe, bo wystarczy, że przed ekranami usiądzie nieco ponad 100 tys. abonentów, czyli jedna trzecia widowni bokserskiej walki Kliczko-Adamek. Jeśli zaś będzie ich 200 tys. to SportFive otrzyma za mecz rzeczone 2 mln zł. A jeśli 300 tys. to... łatwo zgadnąć.
Już widzę jak SportFive traci motywację, aby negocjować z TVP. Już widzę, jak przy kolejnych okazjach, a wraz ze wzrostem rynku cyfrowej telewizji (dziś nie wszyscy abonenci płatnych pakietów mają odpowiednie dekodery) apetyty SportFive rośnie. Już widzę, jak TVP traci istotny kontent, ważną komercyjnie widownię, a i reklamodawców.