W czerwcu 2012 r. oryginalna okładka albumu „Tintin w Ameryce" z 1932 r., stworzona przez belgijskiego rysownika Georgesa Prospera Remiego (znanego szerzej pod pseudonimem Herge), została sprzedana na aukcji za 1,34 mln euro. Tak wysoka cena nie padła wcześniej nawet w mekce świata komiksu, czyli w Stanach Zjednoczonych. Po drugiej stronie oceanu rekord należy do okładki „Amazing Spider-Man" z 1990 r., która została sprzedana za „zaledwie" 657 tys. dolarów.
Co sprawia, że fani rysunkowych historii są gotowi płacić aż tyle za pojedyncze dzieła? W dużej mierze wynika to z tego, że okładki stanowią swoistą kwintesencję komiksu. Ich rolą ma być przecież przyciągnięcie uwagi czytelnika i zachęcenie go do kupna danego albumu. Stąd zazwyczaj okładki kosztują znacznie więcej niż poszczególne plansze komiksowe.
Ale i ceny tych ostatnich, autorstwa najlepszych rysowników, powoli zaczynają rosnąć. Choć nie wszędzie.
– W Polsce termin „plansze komiksowe" jest mało znany. Zresztą same komiksy wciąż jeszcze nie są do końca traktowane z powagą. A przecież takie postaci jak Kajko i Kokosz, które wyszły spod ręki Janusza Christy, należą już do historii polskiej popkultury – mówi Marek Kasperski, właściciel sklepu Artkomiks.pl. – W Europie Zachodniej tradycyjne muzea sztuki skupują plansze czy rysunki z rynku i tworzą z nich kolekcje. W Polsce mogłoby być podobnie. A to zapewne przełożyłoby się na wzrost cen prac. Tym bardziej że dzieła naszych najbardziej znanych twórców, takich jak Grzegorz Rosiński są niezwykle cenione na świecie. Do tego potrzebna jest jednak edukacja odbiorców.
Zdaniem Marka Kasperskiego sytuacja powoli zaczyna się zmieniać.