W ciągu ostatnich trzech lat fundusze rynków wschodzących generalnie słabo sobie radziły w przeciwieństwie do funduszy koncentrujących się na rynkach dojrzałych, takich jak Stany Zjednoczone, Niemcy czy Wielka Brytania. Indeks grupujący akcje z rynków rozwijających się MSCI EM stracił przez trzy lata ok. 10 proc., podczas gdy amerykański indeks S&P 500 zyskał w tym samym czasie ponad 50 proc.
Jednak analitycy wierzą, że giełdy rynków wschodzących w końcu nadrobią zaległości w stosunku do parkietów z krajów rozwiniętych, chociaż nie nastąpi to szybko. Obecnie lepsze są akcje z rynków rozwiniętych, szczególnie europejskich. Natomiast akcje z rynków wschodzących to dobra inwestycja, ale w długim terminie. Nadchodzące ożywienie w światowej gospodarce jest jeszcze zbyt słabe, żeby największe rynki rozwijające się wyraźnie je odczuły. Chodzi tu przede wszystkim o Brazylię, Rosję, Indie czy Chiny (tzw. BRIC), czyli gospodarki, których kondycja zależy przede wszystkim od popytu na surowce. Tymczasem niewiele wskazuje na to, aby w najbliższych kwartałach surowce mocno drożały, co sprzyjałoby np. akcjom rosyjskich czy brazylijskich spółek.
– W ciągu kilku czy kilkunastu lat to rynki akcji krajów rozwijających się pozwolą więcej zarobić. Wynika to z jednej strony z relatywnie niższych wycen spółek na tych rynkach, a z drugiej strony z większego potencjału wzrostu tych gospodarek – uważa Marcin Malinowski z Friedrich Wilhelm Raiffeisen.
Według niego w ciągu najbliższych miesięcy, a może nawet lat, zarówno rynki rozwinięte, jak i rozwijające się będą podlegały silnemu wpływowi m.in. polityki monetarnej przewodnich banków centralnych. Dlatego należy liczyć się z dużą zmiennością wycen akcji i gwałtownymi korektami na giełdach.
– Obecnie w portfelu akcji globalnych powinny dominować walory z rynków rozwijających się, ale inwestować na rynkach akcji powinniśmy tylko z myślą o wieloletnim okresie – dodaje Marcin Malinowski.