Jako że nie istnieje coś takiego jak Afryka jako całość, a są tylko różne państwa afrykańskie o odmiennym stopniu rozwoju, to – czy wiemy, dokąd chcemy skierować nasze szczupłe środki i w jakim celu? Sąsiadująca ze wspomnianym na początku artykułu Mozambikiem RPA ma dochód na głowę porównywalny z krajami Unii Europejskiej, zatem sposób działania w RPA powinien różnić się od sposobu działania w Mozambiku. Tłumacząc na nasze: Szwecja to nie Grecja, także w Afryce.
W ramach kwerendy do niniejszego artykułu szukałem informacji m.in. na stronie internetowej rządowego programu „Go Africa". Pod hasłem „Mozambik", w części zawierającej informacje ogólne o tym kraju znalazłem informacje nie o Mozambiku, a o RPA właśnie (!). Informacje te nie pochodziły ze źródeł polskich, bo i po co Polakom informacje polskich instytucji badawczych na stronach polskiego rządu, a z południowoafrykańskiego informatora rządowego z 2012 r., jak rzetelnie podano na polskiej stronie rządowej.
Jak dowiedziałem się z innej polskiej rządowej strony internetowej, poświęconej działaniom naszego państwa w Afryce, przedstawiciele polskiego wydziału promocji z RPA wybrali się byli pewnego dnia na rekonesans do pobliskiego Malawi. Efektem wizyty w Lilongwe i okolicy były dwie strony formatu A4 wizytówek przedsiębiorców malawijskich, poznanych przez panów z polskiego wydziału promocji z siedzibą w RPA podczas wyprawy do dalekiego Malawi. Spośród malawijskich wizytówek prezentowanych na polskiej rządowej stronie www najbarwniejsza wydała mi się ta, która Polakom przekazał właściciel sklepu z lakierami.
Jak już wspomniałem, Polska powołała program wspierania eksportu „Go Africa". W założeniu ma on pomagać polskim przedsiębiorcom w zdobywaniu rynków zbytu w Algierii, Angoli, Kenii, Nigerii, RPA i Mozambiku. W praktyce w 2013 r. polskie firmy zrobiły interesy w wymienionej w programie Algierii oraz w niewymienionych w programie Senegalu i Etiopii. Pan premier odwiedził – prócz objętych programem Nigerii i RPA – nieobjętą programem Zambię.
Dobrze zresztą się stało, że szef polskiego rządu dotarł do Zambii, nie tylko do przepięknych wodospadów Wiktorii w Livingstone (sam bym chętnie pojechał popatrzeć), ale i do prezydenta Zambii, urzędującego w stolicy tego kraju, Lusace. Złoża miedzi w Zambii czekają na polski KGHM i to mimo obecności Chińczyków w tym kraju oraz w branży miedziowej. Niestety, starania pana premiera to jedno, a działania KGHM to drugie: jak na razie kierownictwo KGHM, jak się wydaje, do Zambii się nie wybiera.
Podsumuję dotychczasowe działania polskich władz w sprawie Afryki w sposób, w jaki kiedyś mawiano w polskim Lwowie: ta przecież ta to mi nie sztymuji. Tłumacząc na polski: coś mi się tutaj nie zgadza, tajoj.
Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na zgodność listy krajów z programu „Go Africa" z listą ambasad polskich w krajach Afryki znajdujących się poniżej równika. Praktycznie, to fakt – ale czy właściwie? I czy nie chcemy działać w innych krajach? Czy nie potrzebujemy ambasad w innych państwach Afryki? Hm.
Warto przy tym dodać, że w krajach objętych polskim programem „Go Africa" koncentruje się także działalność Chin w Afryce, a także działalność takiej np. Brazylii czy Turcji. Dobrze się stanie, jeżeli będziemy wiedzieli, z kim się ścigamy. Wiedza o konkurentach może się przydać. Przyda się ona zwłaszcza w sytuacji, gdy daje się zauważyć pewien brak spójności między projektami państwa polskiego typu „Go Africa" a praktyką w wykonaniu firm czy w wykonaniu najwyższych rangą przedstawicieli polskiego państwa.
Chinom i Brazylii będą poświęcone kolejne artykuły temat ewentualnej obecności gospodarczej Polski w Afryce.
Afrykanie zdają sobie dobrze sprawę, do czego im są potrzebni Polacy i polska obecność w ich krajach. Znają oni swoje potrzeby, które nie różnią się znacząco od potrzeb innych ludzi. Obecni na łódzkim kongresie Polska-Afryka politycy z różnych krajów Afryki powtarzali w wystąpieniach i w rozmowach prywatnych, czego potrzebują ich państwa: bezpieczeństwa żywnościowego dla swoich obywateli, dostępu do wody pitnej, infrastruktury, energetyki, edukacji i wojska. Na budowę wyżej wymienionych chcą wydawać pieniądze pochodzące z nadwyżek w handlu z Chinami – i mogą wydać je u nas. Mogą, acz nie muszą.
Afrykańczycy mają także już nieco dosyć swoich dotychczasowych dobrodziejów, na czele z Europejczykami zachodnimi, Amerykanami i Chińczykami. Afrykanie cały czas szukają kogoś, kto da im lepsze warunki od oferowanych przez wyżej wymienionych. Mogą je znaleźć u nas, mogą je znaleźć np. w Turcji, mogą też w końcu dostać poprawioną ofertę od dotychczasowych partnerów.
Afrykańczycy mają także już nieco dosyć swoich dotychczasowych dobrodziejów, na czele z Europejczykami zachodnimi, Amerykanami i Chińczykami. Afrykanie cały czas szukają kogoś, kto da im lepsze warunki od oferowanych przez wyżej wymienionych.
Ewentualny sukces kontaktów gospodarczych między Polską a Afryką zależy – przepraszam za banał – od spotkania się potrzeb obu stron. Afrykańczycy przybywający do Polski wiedzą, czego chcą, wiedzą dlaczego chcą, tego czego chcą – oraz mają pieniądze.
Afrykańscy politycy są bardzo dobrze przygotowani do rozpoczęcia współpracy z Polską. Wielu afrykańskich decydentów obecnych na kongresie w Łodzi było w stanie w skrócie opowiedzieć istotę polskich przemian po 1989 roku. Niejeden z nich wymienił też składy polskich reprezentacji na mistrzostwach świata w piłce nożnej 1974 r. i 1982 r. (!). Wiadomość tę podaję, by okazać stopień zainteresowania afrykańskich decydentów Polską i ich znajomość naszego kraju.
Najwięcej wiedzący o Polsce Afrykańczyk, jakiego udało mi się poznać na kongresie, komplementował grę trzydzieści parę lat temu polskiego piłkarza o nazwisku Konopka. Kto z państwa wie, kim trzydzieści parę lat temu był polski piłkarz Konopka?
Afrykańczycy chętnie nam pomogą w rozwiązaniu naszych problemów. Widzą w tym swój interes. Rzecz w tym, byśmy najpierw pomogli sobie sami. Pomóżmy Afrykańczykom w udzieleniu nam pomocy: ustalmy, wpierw, czego my sami chcemy. Przygotujmy się. Zaplanujmy.
Bo złe przygotowanie prowadzi...
Autor wychowywał się w Afryce