Tajlandia miała odrzucić apele premiera stojącej na czele ASEAN (Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej) Malezji Anwara Ibrahima oraz wezwania Chin do podjęcia rozmów z Kambodżą – podaje Reuters, powołując się na cztery źródła. Działania dyplomatyczne, które miały skłonić Tajlandię do tego, by wzięła udział w negocjacjach z Kambodżą, trwały ponad 20 godzin.
Konflikt w Azji. To telefon Donalda Trumpa sprawił, że Tajlandia zaczęła rozmawiać
Donald Trump zadzwonił do p.o. premiera Tajlandii 26 lipca, dwa dni po tym, jak obie strony zaczęły ostrzał pogranicza na liczącym 200 km spornym odcinku granicy. Wcześniej Bangkok nie odpowiedział na propozycję mediacji, jaką przedstawiły Malezja i Chiny – podaje źródło w rządzie Tajlandii.
– Powiedzieliśmy mu (Trumpowi), że chcemy dwustronnych rozmów przed ogłoszeniem zawieszenia broni – mówi rozmówca Reutera. Tajlandia już wcześniej sygnalizowała, że opowiada się za dwustronnymi rozmowami i pierwotnie nie chciała, aby w rozmowach mediatorem była jakakolwiek trzecia strona.
W niedzielę, dzień po telefonie do Phumthama, Trump oświadczył, że Tajlandia i Kambodża zgodziły się na spotkanie, którego celem ma być wypracowanie zawieszenia broni. Dodał, że Waszyngton nie będzie rozmawiał z żadnym z tych państw na temat ceł, jeśli konflikt się nie zakończy.
Tajlandia, po telefonie Trumpa, miała podjąć dialog z Kambodżą na szczeblu MSZ. Bangkok przedstawił swoje warunki: spotkanie miało odbyć się na szczeblu premierów, na neutralnym terenie.