Jak nowy rząd zmieni polską politykę zagraniczną?

Kalendarz przyjęcia euro, gotowość do rozmów z Niemcami i Francją o reformie Unii, przygotowania Europy na powrót Trumpa do Białego Domu - nowy rząd będzie prowadził zupełnie inną politykę zagraniczną niż PiS.

Aktualizacja: 13.11.2023 06:08 Publikacja: 12.11.2023 10:39

Jak nowy rząd zmieni polską politykę zagraniczną?

Foto: Fundacja im. Kazimierza Puławskiego

Między Pawłem Kowalem, Michałem Kobosko, Władysławem Bartoszewskim i Andrzejem Szejną jest zaskakującą mało różnic, gdy idzie o wizję polityki zagranicznej. Debata prowadzona wspólnie przez „Rzeczpospolitą” i Katarzynę Pisarską z Fundacji Pułaskiego pokazuje, że choć Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica w niejednej sprawie się różnią, to na przyszłą rolę naszej dyplomacją patrzą nad wyraz zgodnie. Dlatego mimo, iż formuła tej debata nie pozwala na przypisania konkretnych wypowiedzi poszczególnym politykom, w tym przypadku nie przynosi to zbyt wiele szkody.

Unia u premiera

Budować nową politykę zagraniczną trzeba będzie na gruzach, od nowa. - To jest największy kryzys w polskiej strategii międzynarodowej od 1989 r. - mówi jeden z naszych rozmówców. 

I faktycznie: konsens zbudowany po upadku komunizmu wokół takich podstawowych założeń jak przywiązanie kraju do integracji, pojednania z Niemcami czy wspieranie wartości wolnego świata został przekreślony przez ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego.

Czytaj więcej

Lista ministrów gotowa? Donald Tusk: Gdybyśmy musieli dziś przedstawić rząd, bylibyśmy gotowi

Komu jednak powierzyć trudne zadanie przezwyciężenia tej destrukcji? Po 2015 roku polityka zagraniczna była pochodną polityki krajowej. Dlatego choć teoretycznie był za nią odpowiedzialny MSZ, Kancelaria Premiera i Pałac Prezydencki, to faktycznie o wszystkim przesądzał ośrodek czwarty: Nowogrodzka. 

Ostatecznym arbitrem był człowiek, który sprawami zagranicznymi się nie interesował i na których się nie znał: Kaczyński - mówi prominentny przedstawiciel dotychczasowej opozycji. 

Teraz to się zmieni radykalnie choćby dlatego, że najważniejszym człowiekiem w państwie stanie się Donald Tusk, polityk, który pomijając Emmanuela Macrona ma większe doświadczenie w kwestiach europejskich od pozostałych przywódców UE. 

Czytaj więcej

Nowy polski rząd ma szansę decydować o przyszłości UE

Czy jednak uda się pójść o krok dalej i stworzyć przejrzysty układ kompetencji w sprawach zagranicznych? 

To jeden z punktów, gdzie między ugrupowaniami, które szykują się do przejęcia władzy, są jednak pewne różnice. Część z nich uważa, że z KPRM powinny wrócić do MSZ uprawnienia unijne. 

Dziś żaden z 26 ambasadorów akredytowanych przy stolicach państw UE nie ma większego znaczenia. Wszystko rozstrzyga stały przedstawiciel RP przy Unii (Andrzej Sadoś). To on pośredniczy między premierem a przedstawicielami innych państw członkowskich. Tyle, że tak nie buduje się koalicji, sojuszy dla przeforsowania interesów Polski. Do tego potrzeba konsekwentnej pracy dyplomatycznej i sieci kontaktów w poszczególnych krajach „27”. Dziś zdolność koalicyjna Polski w wielu kwestiach w Brukseli jest więc zerowa - słyszymy.

Tyle, że dla Tuska priorytetem będzie teraz uwolnienie strumienia dotacji z Funduszu Odbudowy i szerzej odtworzenie pozycji Polski we Wspólnocie. Tym bardziej, że ogromne środki trzeba wydać do 2026 roku, nie ma czasu do stracenia. Jest więc mało prawdopodobne, aby przyszły premier „oddał” kompetencje unijne. 

Czytaj więcej

Rząd Donalda Tuska: Znamy pierwsze nazwiska

Ale niektórzy przedstawiciele opozycji widzą w tym wręcz korzyść. Szczególnie, że podobne rozwiązania odnajdujemy w szeregu innych krajach Unii, w tym w Niemczech, gdzie Urząd Kanclerski rozstrzyga o najważniejszych kwestiach zagranicznych. Ci spośród naszych rozmówców przekonują wręcz do powołania „super-ośrodka”, który będzie koordynował prace wszystkich resortów w kontekście europejskim. 

Sprawność państwa

Na przeszkodzie ukształtowania spójnej polityki zagranicznej będzie jeszcze przez półtora roku stał Andrzej Duda. Po powierzeniu w pierwszym konstytucyjnym kroku przez prezydenta misji utworzenia nowego rządu Mateuszowi Morawieckiemu niewielu w środowiskach opozycji żywi jeszcze złudzenia, że współpraca z głową państwa będzie na tej płaszczyźnie harmonijna. 

Dotyczy to w szczególności ambasadorów. Tu panuje zgoda, że należy spodziewać radykalnej wymiany kadr.

Jak można mieć w Berlinie ambasadora, z którym nikt nie chce rozmawiać? A to jeden z wielu takich przypadków - mówi jeden z naszych rozmówców. I dodaje: na opór Dudy znajdziemy rozwiązanie, nie będzie mógł wetować wszystkich zmian personalnych.

Inny proponuje pracę u podstaw: „dyplomację ludową w stylu zachodnim” czyli wyprowadzenie polityki zagranicznej z zaciszu gabinetów i tłumaczenie jej założeń zrozumiałym językiem ogółowi społeczeństwa. 

Warunkiem skutecznej dyplomacji jest też przywrócenie wiarygodności działania państwa. To, co Polska obiecuje zagranicznym partnerom musi być wypełnione. A tak w ostatnich latach nie było. Morawiecki wyraził w Brukseli zgodę na mechanizm zależności wypłat od stosowania zasad praworządności a potem podważał jego legalność. Zobowiązał się do wprowadzenia w życie tzw. kamieni milowych związanych z wypłatą z Funduszu Odbudowy, a potem ich nie wypełnił. To ma się teraz zmienić.

Gra w pierwszej lidze

W szczególności w Paryżu i Berlinie zmiana władzy w Polsce został przyjęty z ogromną radością, wielką ulgą. Dochodzą stamtąd sygnały o konieczności nadania nowej, być może kluczowej w unijnym systemie władzy roli Trójkątowi Weimarskiemu. Dla Warszawy taka perspektywa gry w pierwszej europejskiej lidze jest tym większą pokusą, że w środowiskach opozycji panuje przekonanie, iż dotychczasowa polityka regionalna, która miała wywindować pozycję kraju, należy do przeszłości. Grupa Wyszehradzka nie ma o czym rozmawiać skoro w Budapeszcie i Bratysławie rządzą pro-rosyjscy populiści. A Trójmorze wraz z odejściem Donalda Trumpa znalazło się w kryzysie. 

Czytaj więcej

Zagraniczna prasa cieszy się ze zwycięstwa Donalda Tuska

To nie będzie jednak powrót do relacji z Berlinem i Paryżem sprzed 2015 r. Nowy polski rząd zamierza tu być o wiele bardziej asertywny. Ale mimo to słyszymy od prominentnego polityka opozycji, że „Unię trzeba zreformować przed jej poszerzeniem, w szczególności o Ukrainę”. Konkretne zmiany pozostają do ustalenia, szczególnie w tak delikatnych sprawach jak ograniczenie prawa weta przy podejmowaniu decyzji przez Radę w kwestiach zagranicznych i krajowych. Jednak pada zdanie, że Unia 35 krajów członkowskich nie może być zakładnikiem stanowiska jednego, często małego kraju. Wetowanie kolejnych pakietów sankcji Brukseli przez Viktora Orbana daje tu dużo do myślenia. Jest też gotowość do rozmów o innej, fundamentalnej zmianie: wzmocnienie instrumentów ochrony praworządności. „PiS nie zniknął, populizm jest żywy w całej Europie, stanowi wielkie zagrożenie” - słyszymy. 

Przy wszystkich wyrażonych przez naszych rozmówców zastrzeżeniach trzeba tu więc mówić o radykalnej zmianie. Za dotychczasowej władzy był permanentny atak na Paryż i Berlin, odrzucanie wszelkich płynących stamtąd propozycji, weto. Teraz jest gotowość wejścia w rozmowy z Niemcami i Francuzami, choć być może nie o zmianach unijnych traktatów bo to mogłoby doprowadzić do paraliżu Wspólnoty.

Musimy zagrać w pierwszej europejskiej lidze - przekonuje jeden z naszych rozmówców. 

Czytaj więcej

Sondaż: Czy rząd KO, Trzeciej Drogi i Lewicy spełni obietnice wyborcze?

Ale w tym kontekście pojawiają się i pewne przeszkody. Jeden ma charakter formalny: do tej pory w szczytach Trójkąta Weimarskiego Polskę reprezentował prezydent. I to mimo, że jego kompetencje są niepomiernie mniejsze od tych, jakie ma prezydent Francji czy kanclerz Niemiec. No i Andrzej Duda nie stanie się na koniec swojej kadencji zwolennikiem konstruktywnej współpracy z Berlinem i Paryżu.

Drugi problem ma charakter intelektualny, może nawet psychologiczny. Polska nie może tylko reagować na cudze pomysły, musi też wychodzić ze swoimi. Do tego jednak potrzebne jest poczucie „współodpowiedzialności za Unię”, które w kręgach władzy w Warszawie pozostaje póki co raczej obce. 

Pojawia się też postulat „ponadstandardowego” zaangażowania naszego kraju w rokowania akcesyjne z Ukrainą (Komisja Europejska właśnie zaleciała rozpoczęcie takich rozmów). A to dlatego, że jest to „ostatnia szansa” aby tak ukształtować zasady funkcjonowania rolnictwa, polityki przemysłowej czy reguł konkurencji, aby uniknąć w przyszłości fundamentalnych sporów między Warszawą a Brukselą. Jeden z przedstawicieli opozycji mówi jasno: Polacy nie są w tej chwili gotowi do roli płatnika netto do budżetu Unii. 

W żywotnym interesie Polski jest też to, aby w wyniku procesu akcesji ukraińska klasa polityczna „dojrzała”, unikała w przyszłości emocjonalnych reakcji w relacjach z Polską. 

Droga do euro

Polska nie zajmie na trwałe miejsca w pierwszej lidze Unii jeśli nie zaangażuje się w przyjęcie euro. Wspólna waluta stała się esencją Wspólnoty i głównym motorem pogłębienia integracji. I jak pokazuje przykład Grecji gwarantem, że jeśli do władzy ponownie dojdą w Polsce populiści, nasz kraj pozostanie w zjednoczonej Europie. 

Czytaj więcej

Konrad Szymański: KPO to mógł być sukces PiS. Tusk powinien dziękować Ziobrze

Demokratyczna koalicja i tu jest gotowa na zasadnicze odejście od dotychczasowej polityki PiS. Chodzi o stopniowe spełnienie kryteriów Traktatu z Maastricht, wprowadzenie złotego do systemu walutowego ERM2, ustalenie mapy drogowej przystąpienie do unii walutowej. Zdaniem naszych rozmówców z powodu zapisów Konstytucji zapewne konieczne będzie przeprowadzenie referendum w sprawie zmiany ustawy zasadniczej odnoszącej się do porzucenia złotego. To wszystko niesie spore ryzyko w szczególności w perspektywie wyborów prezydenckich bo populistyczna prawica przez lata zrobiła wiele, aby wlać w serca Polaków obawy przed wspólną walutą. To jeden (obok trudnego procesu dostosowania gospodarki) powód, dla którego akcesja do euro będzie rozciągnięta w czasie, zajmie lata. 

Ale niektórzy z uczestników debaty idą nawet dalej gdy idzie o gotowość do dalszego pogłębiania integracji. Wskazują, że odbudowa Ukrainy powinna odbywać się w oparciu o model już zastosowany przy finansowaniu Funduszu Odbudowy: uwspólnotowienie długu. To oznacza de facto podwojenie unijnego budżetu i bardzo poważny czynnik scalania krajów Unii. 

Powrót Donalda Trumpa

Jednym z powodów, dla których trzeba wzmocnić Unię są zdaniem dotychczasowej opozycji narastające obawy, że za rok Donald Trump może wygrać wybory prezydenckie. Nie da się wykluczyć, że wówczas Ameryka odwróci się od Europy, a ta będzie musiała w coraz większym stopniu brać odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo.

Jaką strategię przyjąć wobec takiego wyzwania? 

Czytaj więcej

Niemiecka prasa: Dobry Donald kontra zły Donald

Wynik wyborów w Polsce wpisuje się w walkę Bidena o uratowanie demokracji na świecie. A mimo to nasi rozmówcy są zgodni, że nowy rząd musi utrzymywać kontakt tak z demokratami jak i republikanami (de facto obozem Trumpa, który przejął kontrolę nad tym ugrupowaniem). Bo póki gdy idzie o obronę przed rosyjskim zagrożeniem, nasz kraj innej, niż ścisły sojusz z USA opcji nie ma.

Co z tego, że idea autonomii strategicznej ma sens, jeśli ani Niemcy, ani Francuzi nie chcą przeznaczyć wystarczających środków na siły zbrojne. Europejskie kraje NATO wciąż nie przeszły na gospodarkę wojenną - mówią przedstawiciele opozycji. 

Testem dla tej delikatnej gry z Ameryką będzie dla polskich władz szczyt Sojuszu Atlantyckiego w Waszyngtonie w lipcu przyszłego roku. Czy uda się przekonać administrację Bidena do większego zaangażowania w sprawie akcesji Ukrainy do paktu? Innym sprawdzianem będzie podejście Polski do Chin. Z jednej strony Ameryka oczekuje, że przyłączymy się do krucjaty przeciwko Pekinowi, z drugiej strony sukces gospodarczy naszego kraju w ostatnich dziesięcioleciach był w znacznym stopniu zbudowany na integracji z niemieckiego maszyną eksportową skierowaną przede wszystkim na sprzedaż do Państwa Środka. Od tego Polska całkowicie odciąć się nie może. 

Między Pawłem Kowalem, Michałem Kobosko, Władysławem Bartoszewskim i Andrzejem Szejną jest zaskakującą mało różnic, gdy idzie o wizję polityki zagranicznej. Debata prowadzona wspólnie przez „Rzeczpospolitą” i Katarzynę Pisarską z Fundacji Pułaskiego pokazuje, że choć Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica w niejednej sprawie się różnią, to na przyszłą rolę naszej dyplomacją patrzą nad wyraz zgodnie. Dlatego mimo, iż formuła tej debata nie pozwala na przypisania konkretnych wypowiedzi poszczególnym politykom, w tym przypadku nie przynosi to zbyt wiele szkody.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dyplomacja
Jędrzej Bielecki: Macron ostrzega, że Unia może umrzeć
Dyplomacja
Emmanuel Macron: Europa może umrzeć. Musi pokazać, że nie jest wasalem USA
Dyplomacja
Dlaczego Brytyjczycy porzucili ruch oporu i dziś kłaniają się przed Rosjanami
Dyplomacja
Andrzej Duda po exposé Sikorskiego. Mówi o "zdumieniu", "rozczarowaniu", "niesmaku"
Dyplomacja
Rosyjskie "nie" dla rezolucji ws. zakazu umieszczania broni atomowej w kosmosie