Blisko 80 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych żądała w pozwie od swojego biologicznego ojca Paulina W. (imię fikcyjne). Kobieta uzasadniała, że ojciec od chwili jej narodzin nie wykazywał nią żadnego zainteresowania i uchylał się od płacenia zasądzonych na jej rzecz alimentów. Dodała, że na skutek jego postępowania nie miała możliwości przystosowania się do życia. Żądana w pozwie suma stanowiła różnicę między kwotą zasądzonych alimentów, a kwotą, która została ściągnięta przez komornika.
Jacek W. (imię fikcyjne) nie zgodził się z podnoszonymi zarzutami. Podniósł, że nie jest ojcem powódki. Dodał również, iż pani Paulina otrzymuje rentę inwalidzką i wyszła za mąż, a więc jej byt finansowy jest zabezpieczony.
Już w trakcie postępowania sądowego wyszło na jaw, iż w 1983 r. Jacek W. przez kilka miesięcy pozostawał w faktycznej separacji ze swoją żoną, i wówczas utrzymywał kontakty seksualne z Ewą W., która 8 maja 1984 r. urodziła córkę, Paulinę. Jacek, kiedy się o tym dowiedział wrócił już do żony. W liście do byłej konkubiny napisał, iż zamierza wnieść pozew o ustalenie powództwa. Ta odpisała mu, iż skoro przejawia taką postawę, to nie będzie w ogóle wiedział o istnieniu swojej córki. Jacek nie chcąc, aby Ewa W. ingerowała w jego życie dobrowolnie co miesiąc płacił alimenty. Tak było do 1999 roku, kiedy uległ on wypadkowi i musiał przejść na rentę inwalidzką. Wówczas sąd w orzeczeniu ustalił jego ojcostwo, nie przyznał mu władzy rodzicielskiej, ale zasądził alimenty na rzecz córki.
Obowiązek ten trwał do 2009 roku, kiedy sąd orzekł, iż obowiązek alimentacyjny ustał. W tym okresie Jacek wykonał kilka telefonów do szkół, w których uczyła się jego biologiczna córka, ale tylko po to, aby dowiedzieć się, czy kontynuuje ona naukę.
W latach 90-tych u pani Pauliny zdiagnozowano depresję i zalecono jej uczęszczanie do szkoły ze specjalnym programem nauczania. W 2005 roku zaliczono ją do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności.