Studium przypadku nie wymienionego z nazwy statku wycieczkowego, który w połowie marca wypłynął z Argentyny, opłynął Półwysep Antarktyczny a następnie popłynął do Georgii Południowej. Wszystkich pasażerów przebadano pod kątem koronawirusa przed wyruszeniem w rejs.
Mimo to u jednego z pasażera osiem dni po wypłynięciu z Argentyny pojawiła się gorączka, co doprowadziło do wprowadzenia kwarantanny na statku. W kolejnych dniach objawy zakażenia zaczęły pojawiać się u kolejnych osób - zarówno pasażerów jak i członków załogi.
Statek nie mógł ponownie przybić do portu w Argentynie, po tym jak kraj ten zamknął granice, popłynął więc do Urugwaju, gdzie osiem osób przetransportowano z pokładu do szpitala.
Przed zejściem pasażerów na ląd wszystkich przebadano pod kątem koronawirusa. Jak się okazało zakażonych było 128 z 217 osób na pokładzie - ale tylko u 24 osób przed testem pojawiły się objawy zakażenia. 81 proc. zakażonych nie doświadczało żadnych objawów COVID-19.
Przypadek ten - jak podkreślają autorzy artykułu - wskazuje na to, że transmisja bezobjawowa koronawirusa jest dominująca, co oznacza, że liczba zakażeń jest silnie niedoszacowana, a więc kluczowe dla powstrzymania koronawirusa jest utrzymywanie dystansu społecznego nawet przez osoby, które czują się zdrowe.