W niedzielę brytyjski premier Gordon Brown potępił dzikie strajki – protesty przeciwko zagranicznym pracownikom w okresie postępującego bezrobocia. Tymczasem związki zawodowe zapowiadają na ten tydzień kolejną falę protestów.
Dziennikarze „The Times” twierdzą nawet, że brytyjski rząd zamierza walczyć na forum Unii Europejskiej o nowe dyrektywy. Miałyby one zapewnić, że pracownicy nie mogą być sprowadzani z zagranicy za niższą płacę i mniejsze świadczenia pracownicze niż te, do których upoważnieni są brytyjscy pracownicy.
Na drodze stają jednak dwa wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (znane jako przypadki Viking i Laval) z końca 2007 r. Uniemożliwiają one związkom protesty przeciwko firmom, które sprowadzają cudzoziemców i płacą im mniej za pracę. Gazeta zaznacza jednak, że nie wiadomo, jak szybko zmiany przepisów mia-łyby wejść w życie. Spodziewa się natomiast, że zostaną one poparte przez Francję. Z kolei Czechy, które przewodzą obecnie Unii, sprzeciwiają się szybkim zmianom.
Ale protesty na Wyspie rozszerzają się. Początek dał im czwartkowy strajk w Lindsey Oil Refinery w Lincolnshire we wschodniej Anglii. Ta rafineria należąca do francuskiego giganta Total wybrała na wykonawcę kontraktu wartego 200 mln funtów włoską firmę IREM. Fala strajków szybko rozszerzyła się na cały brytyjski sektor energetyczny. W piątek około 600 szkockich pracowników przerwało pracę w elektrowni Longannet i fabryce etylenu Moss-morran. Dziś rano pracownicy 20 elektrowni atomowych mają głosować w sprawie podjęcia działań sympatyzujących z pracownikami rafinerii Lincolnshire.
W Wielkiej Brytanii rośnie też napięcie między rządzącą Partią Pracy a związkami zawodowymi. – To nie jest właściwe działanie – powiedział w wywiadzie dla BBC Gordon Brown, zapytany o ubiegłotygodniowe strajki w firmach branży energetycznej. Rząd zwrócił się nawet do niezależnego mediatora o zbadanie, czy wykwalifikowani brytyjscy pracownicy nie są niesprawiedliwie zwalniani z kontraktów w rafinerii.