To kolejne dane makro (po produkcji przemysłowej i danych z rynku pracy), które pokazują, iż polska gospodarka powoli zwalnia. W kwietniu, jak podał w piątek GUS, wartość sprzedaży detalicznej była w cenach bieżących wyższa o 5,5 proc. w skali roku i o 2,4 proc. niższa niż w marcu. Liczona w cenach stałych przewyższyła wartości sprzed roku tylko o 1,8 proc. – jest to najgorszy wynik od kwietnia 2010 r. (katastrofy smoleńskiej).
W danych GUS uwagę zwraca znaczne spowolnienie dynamiki sprzedaży w dyskontach, która dotąd dźwigała w górę wartość zakupów. W cenach stałych sprzedaż wzrosła o 7 proc. (16,9 proc. w marcu) w skali roku, a w cenach bieżących o 8,5 proc. Także sprzedaż żywności, napojów i wyrobów tytoniowych wzrosła tylko o 1 proc. wobec zwyżki 9,8 proc. w marcu. Ale warto pamiętać, że święta wielkanocne były na początku kwietnia, co oznacza, że część zakupów przedświątecznych robiono w marcu.
– Nastąpił powrót do tendencji, jaką mamy w sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej od listopada – uważa Maria Drozdowicz-Bieć, prof. SGH. Przypomina, że obie wartości makroekonomiczne po uwolnieniu ich spod wpływu wahań sezonowych, od późnej jesieni utrzymują niską dynamikę (produkcja przemysłowa w kwietniu wzrosła o 2,9 proc. w skali roku i o 5 proc. po wyeliminowaniu czynników sezonowych).
– Wyjątkiem były: luty i marzec, gdy konsumenci zdecydowali się na większe zakupy sprzętu trwałego, kiedy w styczniu wyraźnie wzrosły płace. Ludzie obawiali się jeszcze wyższej inflacji, a do zakupów zachęcały sezonowe promocje – tłumaczy ekonomistka z SGH. – Ponieważ teraz te impulsy wygasły, dynamika sprzedaży wróciła do trendu.
– Dynamika sprzedaży zwolniła, ale wciąż jest przyzwoita. W maju może być podobnie, w czerwcu będzie lepiej z powodu Euro 2012 – uważa Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka PKPP Lewiatan.