Chiński problem w krainie miedzi

To, że Chińczycy są w Afryce niezwykle aktywni gospodarczo widać tam na każdym kroku. Jest jednak na „Czarnym lądzie" kraj, który został przez Pekin opleciony ekonomicznymi mackami bardziej niż inne

Publikacja: 04.02.2012 00:01

Chiński problem w krainie miedzi

Foto: ROL

Ekonomiczna inwazja Chin na Afrykę jest faktem. W Etiopii widziałem armię chińskich robotników budujących szerokie, wygodne, asfaltowe drogi przez góry. W Senegalu wysłuchiwałem biadoleń rybaków na chińskie trawlery złowrogo krążące na horyzoncie. Po Sudanie jeździłem pachnącymi jeszcze nowością autobusami chińskiej marki Yutong. W Mozambiku patrzyłem jak wyładowane po brzegi, gigantyczne kontenerowce płynące wprost z Szanghaju czekały w długiej kolejce przed portem w Beira. Takich przykładów mógłbym wymieniać dziesiątki.

Jest jednak na „Czarnym lądzie" kraj, który został przez Pekin opleciony gospodarczymi  mackami bardziej niż inne - Zambia.

Z Pekinem za pan brat

Dzikie zarośla i wysuszony busz stopniowo zmienia się w coraz większe pola uprawne. To znak, że ciężarówka zbliża się do Lusaki, stolicy kraju.  Wkrótce pojawiają się też większe, wolno stojące wśród pól budynki. Wydają się być całkiem niedawno zbudowane. Przed nimi wielkie tablice z napisami „China-Zambia Agricultural Demonstration Center", „China Zambia Friendship Farm" „China-Zambia Development Zone"... Napisy są zawsze w dwóch językach: angielskim i chińskim.

Chińczycy bardzo agresywnie wchodzą ze swoimi inwestycjami na Czarny Kontynent, a najjaśniejszym tego przykładem jest właśnie Zambia. Ukuło się nawet takie powiedzenie:  jeśli chcesz dowodu na to, że Chińczycy przybyli do Afryki, wystarczy odwiedzić Zambię.

Miedziowe kuszenie

Początki współpracy między azjatyckim gigantem a byłą kolonią brytyjską sięgają lat 70. Wówczas żyjący jeszcze Mao Tse-Tung, podjął decyzję o finansowym wsparciu przez Chińską Republikę Ludową budowy linii kolejowej, łączącej Zambię z Tanzanią. Chińczycy wyłożyli wtedy na projekt pół miliarda dolarów i była to największa jednorazowa pomoc zagraniczna jaką komukolwiek udzieliło Państwo Środka.

Od tego momentu nawiązała się przyjaźń zambijsko-chińska, która miewała swoje lepsze i gorsze momenty. Kluczowa okazał się ostatnia dekada -  w ciągu dziesięciu lat wartość wymiany handlowej miedzy krajami wzrosła ze 100 mln dol. do 3 mld dol. Lusaka stałą się pierwszą afrykańską stolicą, w której banki oferują rozliczenia w juanach, a żeby uniknąć prowizji przy wymianie biznes zaczyna tam w transakcjach między sobą używać chińskiej waluty.

Chińczycy też na potęgę inwestują. W Zambii znajdują się dwie z sześciu chińskich specjalnych stref ekonomicznych w Afryce. Kraj jest największym na kontynencie i jednym z największych na świecie producentów miedzi. Rozpędzona chińska gospodarka na gwałt potrzebuje surowców, dużo surowców, więc obecność Chińczyków w Zambii jest  jak najbardziej uzasadniona. W 2010 roku zainwestowali oni w kraju ponad miliard dolarów, z czego 90 proc. w miedziowy przemysł wydobywczy.

Politycy mówią „dość"!

Olbrzymie wpływy Pekinu w gospodarce nie mogły nie odbić się na zambijskiej polityce. We wrześniu zeszłego roku w kraju odbyły się wybory prezydenckie. Przedwyborcza kampania dwóch głównych kandydatów do najwyższego stanowiska w kraju okazała się niczym innym jak propagandową wojną, w której sprawa chińskich inwestycji została podniesiona do rangi najważniejszej karty przetargowej.

Rządzący od 1991 roku prezydent Rupiah Banda i jego partia MMB (Movement for Multiparty Democracy) byli w pełni na usługach Pekinu. Banda doskonale wiedział, że tylko dzięki Chińczykom Zambia może pochwalić się niemal 8 procentowym wzrostem gospodarczym. Pamiętał też rok 2009, kiedy ceny miedzi spadły, część zachodnich firm wycofało się z kraju – ich miejsce zajęli chińscy inwestorzy ratując cały sektor. Dlatego polityczna wierchuszka robiła dotychczas wszystko, aby przypodobać się Pekinowi, i aby chiński inwestor czuł się w Zambii jak najlepiej.

Z kolei jego kontrkandydat Michael Sata skupił się na krytykowaniu gospodarczego uzależnienia od Pekinu. Sata wziął w obronę najbardziej uciśnionych – zatrudnionych w należących do chińskich koncernów kopalniach górników. Słabo opłacani, pracujący w fatalnych warunkach robotnicy przedstawiani przez opozycję jako współcześni niewolnicy mieli być armią głosujących, którzy zapewnią mu zwycięstwo.

Oprócz samych górników Sata liczył na rosnące w społeczeństwie antychińskie sentymenty.  Zambia umożliwiła Chińczykom nieograniczoną imigrację co poskutkowało napływem tłumu azjatyckich obcokrajowców, z których wielu bezpośrednio rywalizowało z nisko wykwalifikowanymi robotnikami lokalnymi. Większa obecność chińskich drobnych handlarzy, sprzedawców i kierowców ciężarówek, którzy odbierają pracę miejscowym, pogłębiła rozgoryczenie, a Sata dał jasno do zrozumienia, że jego przywództwo ukróci ten proceder. Sata z dużą przewagą wybory wygrał.

Nie taki diabeł straszny

Jak można się domyślać Pekin z uwagą i niepokojem śledził przebieg politycznej zmiany warty w Zambii. Okazało się jednak, że zaraz po objęciu prezydentury Sata zaczął łagodzić swoje stanowisko. Jego pierwszym urzędowym krokiem było spotkanie się z chińskim ambasadorem Zhou Yuxiao, w celu „oczyszczenia atmosfery zmąconej retoryką wyborczą".

Chcąc pokazać muskuły, Sata zawiesił eksport miedzi, lecz wznowił go już po kilku dniach. Nowy prezydent zdecydował jednak, że całość eksportu będzie zatwierdzana przez krajowy bank centralny w celu zapewnienia poprawności danych o jego wielkości.

Nowe władze nie zablokowały też przejęcia przez chińską grupę wydobywczą Jinchuan południowoafrykańskiego koncernu Metorex, który jest właścicielem jednej z zambijskich kopalni miedzi. Od listopada zeszłego roku kopalnia jest już w chińskich rękach.

Z kolei w grudniu do Lusaki przybył chiński minister spraw zagranicznych Zhai Jun, by spotkać się z zambijskim prezydentem. Ilość uprzejmości i zapewnień o kontynuacji współpracy, jakie wymienili obaj panowie wskazuje na to, że wszystko powoli wraca do normy – chińskiej normy. Wygląda więc, na to, że problem z chińskim neokolonializmem Zambii pozostanie nierozwiązany, przynajmniej do kolejnych wyborów.

Ekonomiczna inwazja Chin na Afrykę jest faktem. W Etiopii widziałem armię chińskich robotników budujących szerokie, wygodne, asfaltowe drogi przez góry. W Senegalu wysłuchiwałem biadoleń rybaków na chińskie trawlery złowrogo krążące na horyzoncie. Po Sudanie jeździłem pachnącymi jeszcze nowością autobusami chińskiej marki Yutong. W Mozambiku patrzyłem jak wyładowane po brzegi, gigantyczne kontenerowce płynące wprost z Szanghaju czekały w długiej kolejce przed portem w Beira. Takich przykładów mógłbym wymieniać dziesiątki.

Pozostało 91% artykułu
Dane gospodarcze
Słaby nowy rok dla gospodarki Niemiec
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Dane gospodarcze
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Dane gospodarcze
Małe chwile radości dla kredytobiorców walutowych. Stopy procentowe w dół
Dane gospodarcze
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Dane gospodarcze
Dług publiczny Polski pobił kolejny rekord