W raporcie, do którego dotarła „Rz", ekonomiści Ministerstwa Finansów wyliczają, że realna stopa procentowa (czyli po uwzględnieniu wzrostu cen) jest w Polsce najwyższa w Unii Europejskiej. Zgodnie z obliczeniami analityków resortu w listopadzie 2012 r. wynosiła 1,8 proc., podczas gdy w zdecydowanej większości zmagających się z kryzysem europejskich gospodarek była poniżej zera.
Zdaniem resortu finansów jest to kolejny argument za tym, że istnienie pole, aby Rada Polityki Pieniężnej głęboko cięła stopy procentowe (nawet o kolejne 100 pkt baz.). Rządowi analitycy twierdzą, że spadek realnych stóp procentowych w 2009 r. sprzyjał pobudzeniu konsumpcji (dawał większe zachęty do zaciągania kredytów i wydawania niż oszczędzania) i późniejszemu ożywieniu gospodarki. Teraz, kiedy konsumpcja słabnie, przydałoby się, aby Polacy ruszyli na zakupy, zamiast oszczędzać.
Oszczędności czy konsumpcja?
Sytuacja Rady Polityki Pieniężnej nie jest łatwa, ponieważ musi ona manewrować między dwoma – wzajemnie sprzecznymi – celami, tj. pobudzeniem konsumpcji oraz zwiększeniem poziomu oszczędności gospodarstw domowych, które w Polsce są na historycznie niskim poziomie. – Pobudzenie konsumpcji wymagałoby niższych stóp procentowych – obniżka stóp procentowych o 100 pkt baz. poprzez same tylko niższe odsetki od kredytów może dodać do wzrostu PKB 0,5 pkt proc. Z drugiej strony do zwiększenia poziomu oszczędności gospodarstw domowych potrzebna jest wyższa stopa procentowa – tłumaczy Radosław Bodys, główny ekonomista PKO BP. Wyższe oszczędności teraz dają nadzieję na to, że kiedyś będziemy mieli z czego wydać i w ten sposób pobudzać wzrost gospodarczy. Ministrowi finansów zależy jednak na tym, żebyśmy wydawali pieniądze teraz, wspierając wpływy do budżetu.
4 procent wynosi obecnie główna stopa procentowa NBP
Radosław Bodys przyznaje, że w porównaniu z innymi krajami realny koszt pieniądza w Polsce może wydawać się wysoki. Jednak Polska jest w nieco innej sytuacji niż większość krajów europejskich. – Podczas gdy poziom realnego PKB w większości krajów na świecie jest zbliżony do poziomu sprzed kryzysu, w Polsce jest on o 16 proc. wyższy. To znaczy, że po załamaniu w 2009 r. gospodarki ledwo odrobiły straty, a Polska nieprzerwanie rośnie, choć teraz znacznie wolniej. Kraje, które mają stracone pół dekady, wymagają niestandardowych działań. Pytanie tylko, czy niestandardowa polityka pieniężna jest uzasadniona w przypadku Polski – mówi. Jego zdaniem realna stopa procentowa powinna być zbliżona do wzrostu PKB, a w przypadku Polski oznacza to 1,5–2 proc. – Oznaczałoby to, że istnieje przestrzeń do nie więcej niż dwóch obniżek stóp procentowych po 25 pkt baz. – uważa Bodys.