Reklama

Jarosław Flis: Polska polityka - albo władza, albo zaistnienie

Prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego: Radykałowie są napędem do zmian, ale potrzebny jest też hamulec. Pożytkiem nie jest radykalizm, tylko to, żeby ktoś inny z obawy przed nim chciał ruszyć ważną sprawę z miejsca. Bo radykałowie żywią się błędami polityków głównego nurtu.

Aktualizacja: 26.09.2021 10:04 Publikacja: 24.09.2021 10:00

Prof. Jarosław Flis, socjolog

Prof. Jarosław Flis, socjolog

Foto: Forum, Krzysztof Żuczkowski

"Rzeczpospolita": Donald Tusk na ostatniej konwencji PO dyscyplinował partyjnych radykałów, tak przynajmniej uznały media. Jarosław Kaczyński robił to samo w wywiadzie dla PAP, a partia musiała przyjąć uchwałę o tym, że nie będzie polexitu, żeby zatrzeć złe wrażenie po wypowiedziach niektórych polityków. Wygląda na to, że partie mają same kłopoty z własnymi radykałami?

Zapanowanie nad radykałami we własnych szeregach było zawsze trudne, a staje się coraz trudniejsze, ponieważ pojawiły się media społecznościowe, a wraz z nimi bańki informacyjne. Przed rozwojem mediów społecznościowych najbardziej radykalne treści nie były wpuszczane do kanałów komunikacyjnych przez „bramkarzy" w mediach lub samych partiach. Teraz nie tylko nie da się ich zablokować, ale na dodatek trafiają od razu do baniek skupiających osoby, które podzielają dane poglądy, oburzają się na te same rzeczy. Tam tworzą się wspólnoty oburzonych. To one sprawiają, że hamulce słabną. Ciekawe są też interakcje pomiędzy takimi bańkami – badania dr. Pawła Matuszewskiego pokazały, że ulubionym zajęciem aktywistów jednej partii jest wchodzenie na profile przeciwników politycznych i „targanie ich za wąsy", czyli podjudzanie do ostrzejszych wypowiedzi. Im większe oburzenie podjudzonych, tym większa nagroda dla podjudzających.

Badania dr. Pawła Matuszewskiego pokazały, że ulubionym zajęciem aktywistów jednej partii jest wchodzenie na profile przeciwników politycznych i „targanie ich za wąsy"

Dlaczego to robią?

Niektórzy to lubią. Bo dzięki temu ich macierzyste bańki utwierdzają się w swoim oburzeniu i „poczuciu lepszości". Partie nie mają nic przeciwko, bo mogą straszyć umiarkowanych wyborców radykałami strony przeciwnej. Im mocniejszy spór, tym silniejsze eksponowanie radykałów po drugiej stronie, a także ich pobudzanie i podjudzanie. Można wtedy mówić: „Widzicie, to jest prawdziwe oblicze naszych przeciwników", licząc, że w ten sposób przechwyci się umiarkowanych wyborców. Zabieganie o umiarkowanego wyborcę jest trudne, a najprostsza metoda polega na straszeniu radykałami z drugiej stron. Dlatego problemem Jarosława Kaczyńskiego są takie osoby jak Marek Suski mówiący o brukselskiej okupacji, a problem Donalda Tuska – ci, którzy zniszczyli zasieki na granicy wschodniej, współczujący uchodźcom, ale już nieprecyzujący, ilu by ich przyjęli – 100, 100 tys., czy może milion.

Reklama
Reklama

Obecna opozycja uważa, że obóz rządzący karmi radykałów.

To samo obóz rządzący mówi o opozycji – że karmią swoich radykałów. Że posłanka Klaudia Jachira albo Marta Lempart, przywódczyni Strajku Kobiet, są harcownikami opozycji, a ich wybryki bardzo cieszą przeciwników PiS. W ten sposób osiągnęliśmy stan chwiejnej równowagi pomiędzy siłami politycznymi. W samej równowadze nie ma niczego złego, ale akurat ta jest toksyczna. Do tego radykałowie od czasu do czasu biorą górę w swoich ugrupowaniach. Niestety, czasami wygląda to tak, jakby ogon machał psem.

Czytaj więcej

Michał Kolanko: Tusk apeluje i przestrzega: Wyjdźcie z bańki

Co pan ma na myśli?

Zdarza się, że radykałowie przesądzają np. o wyniku wyborów. Opozycja przekonała się o tym podczas wyborów prezydenckich 2020 roku. PiS było w stanie wyciszyć sprawę aborcji, wiedząc, że ma przeciwko sobie większość Polaków, a opozycja nie była w stanie wyciszać sprawy LGBT, choć też większość była przeciwko postulatom tego środowiska. Weszła w tę pułapkę i przegrała wybory.

Czyli PiS okazało się sprytniejsze.

Reklama
Reklama

Nie trzeba było aż tak dużego sprytu, żeby rozegrać taką sprawę. Wystarczyło przejechać prętem po kratach i już się wzbudziło emocje.

Grzegorz Braun z Konfederacji jest ostatnio głównym walącym prętem po kratach. Odmawiał noszenia maseczki na sali plenarnej, a w ubiegłym tygodniu wszystkich zbulwersował tym, że wygrażał „Będziesz pan wisiał" Admowi Niedzielskiemu, ministrowi zdrowia. Zaowocowało to dotkliwą karą finansową i wnioskiem do prokuratury. Co pana zdaniem Braun chciał w ten sposób osiągnąć?

Sądzę, że jego zachowanie nie do końca było efektem kalkulacji. Grzegorz Braun to jest klasyczny przykład długofalowego pobudzenia. Mam taką teorię, po części popartą w niektórych badaniach, że w polityce nadreprezentowane są dwie grupy – homo swindlus, czyli taki homo economicus o krótkim horyzoncie czasowym i wysokiej elastyczności etycznej, oraz homo afectus – ludzie oszczędni poznawczo, lecz szczodrzy emocjonalnie. Ta druga grupa łatwo się napędza. Idą do polityki, bo bardzo ich oburza np. nieuczciwość: „wszyscy politycy kradną, trzeba się za to zabrać". Są w stanie poświęcić swoje zasoby i czas po to, żeby ukarać tych nieuczciwych. Lub też uważają, że wspólnota za bardzo wtrąca się w życie jednostki – to jest właśnie przypadek posła Brauna. Homo afectus mają to do siebie, że zwykle nie komunikują swoich poglądów i przemyśleń w rzeczowy sposób, tylko od razu wytaczają ciężkie armaty, sięgając po najradykalniejsze argumenty, bo one uzasadniają ich emocje. „Dlaczego władza posuwa się za daleko? Bo dorwali się do niej ludzie, którzy kradną albo mają swoje interesy, np. chcą wszczepiać nam chipy". Albo też „koncerny farmaceutyczne zwietrzyły zyski, dlatego cieszy ich pandemia i związane z nią lockdowny".

W polityce nadreprezentowane są dwie grupy – homo swindlus, czyli taki homo economicus o krótkim horyzoncie czasowym i wysokiej elastyczności etycznej, oraz homo afectus – ludzie oszczędni poznawczo, lecz szczodrzy emocjonalnie

Wyborcy lubią takie tezy?

Na pewno nie większość, ale w polityce można dążyć do zdobycia władzy albo do zaistnienia.

Reklama
Reklama

Braun startuje w tej drugiej konkurencji?

Na pewno jego celem było wywołanie emocji. W dyscyplinie pod tytułem zaistnienie ma szansę zgarnąć najwyższą stawkę. Pewnie nie boi się tego, że prokuratura rozpocznie postępowanie w jego sprawie, bo może zostać „męczennikiem". Ale nie wiadomo, czy prokuratura to zrobi. Prezes Jarosław Kaczyński też mawiał do polityków „będziesz siedział" i nigdy nie został za to ukarany.

Między „będziesz siedział", a „będziesz wisiał" jest pewna różnica.

Może i tak. Ale słowa Brauna można też zinterpretować jako troskliwe ostrzeżenie – jak wyjaśniał Korwin-Mikke. (śmiech)

Jednak większość polityków była oburzona.

Reklama
Reklama

Gdyby sytuacja eskalowała, gdyby na kolejnych posiedzeniach Sejmu koledzy Brauna z Konfederacji w ramach solidarności wykrzykiwali pod adresem Niedzielskiego „będziesz wisiał", wtedy można by to uznać za poważne zagrożenie. Jeżeli się natomiast okaże, że recydywy nie ma, to skończy się na umiarkowanych sankcjach. Gdyby pod Sejmem jacyś ludzie czyhali na Niedzielskiego, wtedy trzeba by ostro zareagować.

Przecież jacyś ludzie wdarli się bloku, w którym mieszka Niedzielski.

Państwo polskie potrafi być uciążliwe, jeśli uzna, że kogoś chce utemperować. Tak było np. z dopalaczami. Do pewnego momentu były wszechobecne, co już ocierało się o kpinę z państwa, i wtedy jednym pociągnięciem, przy wykorzystaniu dostępnych środków, proceder handlu dopalaczami został ograniczony. Nie sądzę, by one zniknęły z rynku, ale zostały zepchnięto do niszy. Podobnie jest z radykalizmem, gdyby się okazało, że się rozplenia, wtedy śruba zostanie dokręcona i radykałowie będą musieli odpuścić pewne zachowania.

Czytaj więcej

Po incydencie w bloku ministra, Niedzielski otrzymał ochronę

W poprzedniej kadencji Krystyna Pawłowicz była taką radykalną twarzą PiS. Została wybrana do Trybunału Konstytucyjnego. To nagroda czy kara?

Reklama
Reklama

Oczywiście, że nagroda, bo nie musiała startować w wyborach. PiS uznało, że to dobre rozwiązanie, mimo że budziła skrajne emocje. Obóz rządzący doszedł do wniosku, że wobec skali błędów drugiej strony może sobie pozwolić na taki kontrowersyjny ruch. Przy okazji odsunięto posłankę Pawłowicz od mediów i od głównego nurtu politycznego, upieczono zatem dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zobaczymy, jak długo takie działania pozostaną bezkosztowe dla obozu władzy. Na pewno gdyby PiS odniosło porażkę w kolejnych wyborach i nowi rządzący chcieli wyczyścić Trybunał Konstytucyjny, to obecność w tym gremium Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz bardzo to ułatwi. Podobnie jak bezprecedensowe, jednoznaczne związki Julii Przyłębskiej z rządzącymi.

Inny przykład to Dominik Tarczyński z PiS, który był publicznie rugany przez lidera partii za swoje wypowiedzi z trybuny sejmowej, a potem pozwolono mu kandydować do Parlamentu Europejskiego z dobrego miejsca. Jego kariera dowodzi, że warto być radykałem.

To przykład „kopa w górę", znany z historii naszej i innych krajów. Gdy ktoś się nie sprawdza na stanowisku, to jest przesuwany na taką funkcję, na której nie narobi dużych strat, przez to szkodliwość jego niedołęstwa maleje. A jest też inny sposób na radzenie sobie z radykałami z własnych szeregów – pomijanie ich milczeniem. Najlepszym przykładem jest podejście PiS do raportu na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza. Tak naprawdę gdyby poważnie traktować ten raport dowodzący, iż przyczyną katastrofy były wybuchy, to trzeba by podjąć zdecydowane kroki wobec Rosji. Po próbie otrucia Sergieja Skripala, rosyjskiego oficera wywiadu wojskowego, który działał jako podwójny agent brytyjskich służb wywiadowczych, Polska na wniosek Wielkiej Brytanii przyłączyła się do sankcji przeciwko Rosji i wydaliła rosyjskich dyplomatów. A czym jest zatrucie jednego człowieka wobec śmierci prawie 100 osób w tym prezydenta kraju i jego żony? Tymczasem gdy Macierewicz ogłosił swój raport, to polski rząd nie tylko nie poprosił nikogo o solidarnościowe wydalenie dyplomatów rosyjskich z krajów europejskich, ale sam nikogo nie wydalił. Raport został zignorowany, choć firmuje go ważna osoba – wiceprzewodniczący partii rządzącej i były minister obrony narodowej.

Dlaczego tak się stało?

Bo wszyscy wokół wiedzą, że gdybyśmy poprosili choćby naszych najbliższych sąsiadów o sankcje solidarnościowe wobec Rosji z powodu tego raportu, to raczej nie spotkalibyśmy się ze zrozumieniem. Poza Polską zupełnie nikt nie traktuje Macierewicza poważnie. Dlatego spuszczono na ten raport zasłonę milczenia i zajęto się czymś innym. Nie będzie się wypowiadało wojny Rosji z powodu raportu Macierewicza. Na szczęście on sam nie jest specjalnie nachalny, nie pikietuje przed ambasadą rosyjską, nie atakuje premiera za brak reakcji. Dlatego jest akceptowany razem ze swoim raportem. Więc radzenie sobie z radykalizmem bywa i takie. Dla PiS w opozycji katastrofa smoleńska była głównym paliwem, a teraz jest głównym tematem do przemilczenia.

Reklama
Reklama

Mimo to radykałowie zawsze byli obecni na scenie politycznej.

Oczywiście, Janusz Korwin-Mikke działa przecież na scenie politycznej od początku lat 90. ubiegłego wieku. A ponieważ przegrywał kolejne wybory, to radykalizował się coraz bardziej w myśl powiedzenia, „sądzi zawsze, kto przegrywa, że gra nie jest sprawiedliwa". Ci którzy zostali zmienieni w „nocnej zmianie", mówię o rządzie Jana Olszewskiego, natychmiast się zradykalizowali, uważając, że zostali oszukani. Nie widzieli swojej nieudolności, niezdolności do budowania koalicji, poszerzania własnego obozu, tylko wyjaśniali swoje niepowodzenia wszechogarniającym spiskiem.

Wracając do wspomnianego podziału na rządzenie i zaistnienie, czy Janusz Korwin-Mikke odniósł jakikolwiek sukces w polityce w sensie zdobycia władzy? Nie. Jego ludzie nie byli w stanie wygrać w najmniejszej gminie.

Na początku lat 90. ubiegłego wieku był taki sympatyk Unii Polityki Realnej, ówczesnej partii Korwin-Mikkego, który został burmistrzem w Kamieniu Pomorskim.

Ale o ile pamiętam, nie utrzymał się tam długo (Stefan Oleszczuk był burmistrzem Kamienia Pomorskiego w latach 1990-1994 – red.). W dyscyplinie rządzenie Korwin-Mikke jest więc przegranym, natomiast w dyscyplinie zaistnienie, posiadanie grupy wyznawców, klakierów przychodzących na jego spotkania – jest wygranym. Niektórym to wystarczy. Oczywiście żeby wygrać w grze o zaistnienie, nie można być chłodnym i racjonalnym. Trzeba zawsze uderzać w najwyższe tony i umieć wywoływać emocje, m.in. przez uproszczenie i stawianie twardych tez.

Pamiętam, jak Janusz Korwin-Mikke podczas jednej z przedwyborczych debat poświęconej służbie zdrowia powiedział, że weterynaria jest całkowicie sprywatyzowana i dlatego nie ma problemu z dostępnością lekarza. Tylko nie dodał, że chore zwierzęta się usypia, a jeżeli chodzi o ludzi, to kieruje się ich do szpitali. Gdyby ktoś zapytał Korwin-Mikkego, czy ludzi też należy usypiać, gdy zachorują, to może byłby skonfundowany, a może nie. Zazwyczaj jednak ludzie się nie koncentrują na polemice z osobami, które są emocjonalnie rozszalałe.

W dyscyplinie rządzenie Korwin-Mikke jest więc przegranym, natomiast w dyscyplinie zaistnienie, posiadanie grupy wyznawców, klakierów przychodzących na jego spotkania – jest wygranym

Korwin-Mikke latami funkcjonował na obrzeżach polityki, poza parlamentem. Dopiero gdy sprzymierzył się z innymi radykałami w Konfederacji – odniósł sukces. A teraz poparcie dla Konfederacji rośnie. Coś się zmieniło w naszym społeczeństwie?

Wzrost notowań Konfederacji po części jest efektem tego, że Platforma skręciła w lewo, a prawicowe PiS od sześciu lat sprawuje władzę. W rezultacie elektorat antysystemowy o prawicowo-wolnorynkowych poglądach nie bardzo ma się gdzie podziać. Ponadto hasło Korwina „nie kradnij, rząd nie lubi konkurencji" przyciąga anarcholiberałów, którzy by całkowicie znieśli podatki, bo uważają, że sami sobie ze wszystkim poradzą i najlepiej, żeby się państwo do niczego nie wtrącało, zwłaszcza gdy są młodzi i zdrowi, ze służby zdrowia więc nie korzystają, dzieci w szkołach nie mają i jeszcze uważają, że autostrady budują się same, bo zawsze były. Tak czy inaczej to ciągle jest margines, bez szans na uczestnictwo we władzy.

Ale mogą urosnąć w siłę?

Tylko wtedy, gdy pozwolą na to umiarkowani politycy. Radykałowie żywią się błędami polityków głównego nurtu. Jeżeli umiarkowani politycy ignorują jakiś problem, bo jest za trudny do rozwiązania, albo spuszczą coś z oczu, to robią miejsce dla radykałów. Zatem radykałowie nie są zależni tylko do siebie. Mają za małe zasoby, żeby się rozwinąć. A jeżeli czasami udaje im się być przez chwilę ważnym, to dlatego, że ci ze środka sceny politycznej popełnili błędy. Dlatego umiarkowani muszą myśleć, jak powstrzymywać radykałów, co sprowadza się do kwestii – jak nie dać im rządzić. Wiadomo, że oni są napędem do zmian, ale potrzebny jest też hamulec. Pożytkiem nie jest radykalizm, tylko to, żeby ktoś inny z obawy przed nimi chciał ruszyć ważną sprawę z miejsca.

Czy Janusza Palikota można zaliczyć do radykałów, czy też był tylko politykiem happeningowym?

Z Januszem Palikotem był ten problem, że on nigdy nie wiedział, czy jest w głównym nurcie czy nie, czy jest anarcholiberałem, tylko bardziej postępowym, czy też idzie w kierunku centrum. Dlatego próbował jechać na skandalu. Taka skandalizacja jest z radością witana przez media, ale jest z nią tak jak z rakietami V2 – była to bardzo groźna broń, tylko nie dawało się nią precyzyjnie celować. Na dodatek co 20. rakieta wybuchała przy starcie. I tak samo było z Palikotem – jego pomysły przyciągały uwagę mediów, ale w miarę upływu czasu zaskoczenie było coraz mniejsze. Nie mówiąc o tym, że część jego pomysłów była bez sensu, a niektóre uderzały w niego samego, jak np. pomysł budowania fabryk przez państwo.

Dlaczego to w niego uderzało?

Ponieważ było to coś zupełnie sprzecznego z tym, co Palikot głosił pół roku wcześniej. Liberałowie, którzy na niego zagłosowali, pukali się w głowę. W ramach wywoływania skandali Palikot miewał oczywiście radykalne pomysły, ale to nie była spójna koncepcja. Poza tym okazało się, że na tych najbardziej gorących polach ma konkurencję – gdy mówił o klerykalizmie, to miał za plecami SLD. Jeżeli chodziło o liberalizm ekonomiczny, to wspomniany Korwin-Mikke był jego konkurentem. Zresztą z analizy wyników wyborczych w 2011 roku wychodziło, że w okręgach, w których Korwin-Mikke nie zarejestrował listy, poparcie dla Palikota było o 1,5 punktu procentowego wyższe niż poparcie w innych okręgach. Rzadko jest się takim radykałem, żeby nikt nie próbował podbierać wyborców z tego poletka. Konfederacja musi się liczyć z tym, że w sprawach obyczajowych ma konkurencję w PiS, bo jest w tej partii nurt, który pod niektórymi poglądami Konfederacji podpisuje się obiema rękami. Tak samo jeżeli chodzi o kwestię eurosceptycyzmu. Tak że to nie zawsze jest oferta monopolistyczna. To samo obserwujemy wśród radykałów po lewej stronie sceny politycznej, chociażby w sprawie aborcji.

Czy radykałowie spełniają jakąś pożyteczną rolę na scenie politycznej?

Straszenie radykałami ma raczej konsekwencje negatywne, bo zabija merytoryczną rozmowę.

Ale czasami jest tak, że radykałowie spełniają rolę pożyteczną. Jak mówi angielskie przysłowie – „smaruje się to koło, które bardziej piszczy". Jeżeli gdzieś radykałowie rosną w siłę, nagłaśniając jakiś problem społeczny, to znaczy, że ten problem jest naprawdę istotny. Gdy się ten problem rozwiązuje, radykałowie tracą paliwo. Tak było w Danii – problem imigracji w tym kraju był tak duży, że zaczęła rosnąć w siłę antyimigrancka i antyeuropejska Partia Ludowa, obiecująca rozwiązanie tego problemu. Oficjalnie mówiono, że Partia Ludowa to margines, lecz po cichutku zaczęto przycinać migrację. Tak zawsze postępowali socjaldemokraci z partiami komunistycznymi – gdy tylko rosły w siłę, to socjaldemokraci starali się poprawić byt robotników po to, żeby odebrać paliwo komunistom. Partie głównego nurtu zdają sobie sprawę, że takich spraw nie oddaje się do rozwiązania radykałom, tylko trzeba samemu się z nimi uporać, i to robią, nawet gdy oficjalnie nie przyznają radykałom racji.

O rozmówcy:
Jarosław Flis

Socjolog, profesor w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ. Był m.in. rzecznikiem prasowym prezydenta Krakowa i doradcą w Kancelarii Premiera Jerzego Buzka. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym" i „Rzeczpospolitej". Zajmuje się socjologią polityki i analizą procesów politycznych, zwłaszcza wyborów

"Rzeczpospolita": Donald Tusk na ostatniej konwencji PO dyscyplinował partyjnych radykałów, tak przynajmniej uznały media. Jarosław Kaczyński robił to samo w wywiadzie dla PAP, a partia musiała przyjąć uchwałę o tym, że nie będzie polexitu, żeby zatrzeć złe wrażenie po wypowiedziach niektórych polityków. Wygląda na to, że partie mają same kłopoty z własnymi radykałami?

Zapanowanie nad radykałami we własnych szeregach było zawsze trudne, a staje się coraz trudniejsze, ponieważ pojawiły się media społecznościowe, a wraz z nimi bańki informacyjne. Przed rozwojem mediów społecznościowych najbardziej radykalne treści nie były wpuszczane do kanałów komunikacyjnych przez „bramkarzy" w mediach lub samych partiach. Teraz nie tylko nie da się ich zablokować, ale na dodatek trafiają od razu do baniek skupiających osoby, które podzielają dane poglądy, oburzają się na te same rzeczy. Tam tworzą się wspólnoty oburzonych. To one sprawiają, że hamulce słabną. Ciekawe są też interakcje pomiędzy takimi bańkami – badania dr. Pawła Matuszewskiego pokazały, że ulubionym zajęciem aktywistów jednej partii jest wchodzenie na profile przeciwników politycznych i „targanie ich za wąsy", czyli podjudzanie do ostrzejszych wypowiedzi. Im większe oburzenie podjudzonych, tym większa nagroda dla podjudzających.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Reklama
Cywilizacja
Krzysztof M. Maj: Kto się buntuje na Uniwersytecie
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Cywilizacja
Viktor Orbán chce wrócić do czasów Miklósa Horthyego – Węgry śnią o potędze
Cywilizacja
UE rezygnuje z obostrzeń klimatycznych. Europa jest na nie za biedna
Cywilizacja
W kampanii wyborczej strach jest po obu stronach – zarówno w PiS, jak i w KO
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Cywilizacja
Młodzi nie oglądają kablówki, ale telewizja wciąż trzyma się mocno
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama