Premier Donald Tusk powtórzył ostatnio w Brukseli, że Polska ograniczy deficyt sektora finansów publicznych do 3 proc. PKB do końca tego roku, co pozwoli nam wyjść z procedury nadmiernego deficytu. Jednak te plany ekonomiści uważają za zbyt optymistyczne.
Za duże dochody, za małe wydatki
Komisja Europejska prognozuje lukę na 3,3 proc., ostrożne są również agencje ratingowe (np. Fitch prognozuje 3,5 proc. PKB, i to przy założeniu, że PKB wzrośnie o 3 proc.) oraz ekonomiści. Ci ostatni spodziewają się średnio ponad 3-proc. deficytu, a niektórzy zakładają poziom długu jeszcze wyższy, bo ponad 4-proc.
Dlaczego plan ministra Rostowskiego, że zmniejszymy deficyt sektora do 2,97 proc. PKB, wydaje się mało realistyczny? – Ten plan jest bardzo „napięty" – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. Przypomina, że rząd chce np. przez rok uzyskać ok. 1, 2 mld zł dodatkowych dochodów z mandatów od kierowców. Z szacunków „Rz" wynika, że aby udało się zebrać taką kwotę, codziennie ponad 16,4 tys. kierowców powinno płacić 200 zł mandatu.
Ekonomiści zastanawiają się nad możliwością realizacji zaplanowanych dochodów i wydatków. Maciej Bukowski, szef Instytutu Badań Strukturalnych, uważa, że te pierwsze zaplanowano optymistycznie. A Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, koncentruje się na wydatkach: – Większy okazać się może deficyt sektora samorządowego, ZUS, a przede wszystkim funduszu drogowego – uważa. MF założyło, że ten ostatni wyniesie 5 mld zł, czyli dwa razy mniej niż w 2011 r., według Jankowiaka będzie to 8 mld zł.
Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, dodaje jeszcze jedną wątpliwość: – To transfer zysków z NBP. Rząd szacuje, że wyniosą one 10 mld zł. Ale to trudno prognozować, jeśli wyniosą zero, sytuacja diametralnie się zmienia – podkreśla Gomułka. – Na razie trzeba zakładać, że luka w finansach publicznych wyniesie 3 – 4 proc. PKB – dodaje.